„Liczyłem, że wielka sprawa, do jakiej się przyczyniłem, zostanie mi zapamiętana i po wygranych wyborach załatwiona niejako z urzędu. Zresztą taka była obietnica Panów z CBA” – miał napisać w liście do Prezesa PiS Marek Falenta. Człowiek skazany za potajemne nagrywanie osób publicznych wrócił na czołówki medialnych przekazów. I natychmiast znalazł wsparcie części mediów oraz polityków Platformy Obywatelskiej, bowiem przedstawił korzystną dla nich wersję wydarzeń. To wystarczyło, by niektórzy komentatorzy i politycy zapomnieli o ocenie wiarygodności Marka Falenty i jego ostatnich tez. A ta jest jednoznaczna.
Jeszcze w 2018 roku w październikowej rozmowie z tygodnikiem „Wprost” Marek Falenta przedstawiał zupełnie inną niż obecnie wersję wydarzeń. Na sugestie, że na jego działaniach zyskiwało Prawo i Sprawiedliwość, bowiem ich polityków nie nagrywano w „Sowie i Przyjaciele”, odpowiedział:
Politycy PiS wtedy nie istnieli. Przez osiem lat rządów PO-PSL byli tak przez nich zmarginalizowani, że chodzili co najwyżej do barów mlecznych. Żeby pójść do Sowy, trzeba było wydać ze dwa tysiące”. I po chwili dodawał: „Z tego, co mówił Łukasz, w Sowie był system, że politycy Platformy w tygodniu odbywali tam wszystkie swoje służbowe spotkania. Za jedzenie płacili służbową kartą, a potem w weekend przychodzili z rodziną i ‘w ramach promocji’ już nie płacili.
W tej samej rozmowie pojawia się również wątek tego, kto stał za całą aferą. „Zleceniodawcą nagrań” miał, zdaniem Falenty, być: „człowiek z otoczenia Tuska, ważna postać w CBŚ, a potem w CBA. To on i jego ludzie namówili Łukasza N., żeby nagrywać. Przez chwilę zresztą był w kręgu podejrzeń, ale potem robiono wszystko, żeby oddalić od niego podejrzenia, bo gdyby to wyszło, to ani Tusk by do Brukseli nie pojechał, ani PO by nie przetrwała. Trzeba więc było wymyślić scenariusz pisany cyrylicą”. Wątek rosyjski Falenta rozwija: „To narracja Platformy, stworzona po to, by odwrócić uwagę. Najłatwiej jest zrzucić wszystko na Rosjan. Ale z drugiej strony, co mają mówić? Że aferę taśmową zrobił ich człowiek zarządzający służbami? Że to jeden z nich wysadził wszystko w powietrze? Że to wszystko efekt walki między swoimi?” (cytaty pochodzą z tygodnika „Wprost” nr 43/2018).
Dziś Marek Falenta przekonuje, że jego działania były akceptowane przez PiS, że to PiS był mózgiem operacji. Ten sam PiS, którego polityków w 2013 i 2014 roku nie stać było, wg Falenty, na pójście do restauracji „Sowa i Przyjaciele”… Paradoksalnie obecnym słowom Falenty przeczą nie tylko jego wcześniejsze wypowiedzi, ale i działania instytucji państwowych z czasów PO-PSL. To wtedy służby wykluczyły, by za aferą taśmową stały osoby związane z byłym kierownictwem CBA. Jednocześnie nie zbadano wątku, który mówił o tym, że za zleceniem nagrywania mógł stać jeden z polityków PO. Platforma w czasie swoich rządów miała możliwości, by wyjaśnić wszystkie okoliczności sprawy.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:Nie wyszło ze Srebrną, więc „GW” serwuje nowy serial - tym razem z Falentą. Dziennik Michnika publikuje list biznesmena do prezesa PiS
Choć od początku PO skupiała się na teoriach dotyczących pomysłodawcy nagrań, nie była w stanie przedstawić żadnej wersji wydarzeń w tej sprawie. Wersji opartej na wiarygodnych przesłankach. Działania Platformy zmierzały raczej do tego, by rozmyć obraz treści rozmów, które pokazywały zupełną degrengoladę państwa i jego funkcjonariuszy. Poszukując mitycznego zleceniodawcy Platforma stara się głównie unikać odpowiedzialności za realny wymiar afery – niedopuszczalną treść rozmów i pomysłów pojawiających się na nagraniach. Dla Polaków to właśnie okazało się ważniejsze.
Dziś posłowie Platformy wracają do tematu: „kto nagrywał?”, promując przy tym nowy sensacyjny scenariusz. Sięgają w tym celu do słów człowieka, którego wiarygodność jest wątpliwa. I doskonale wiedzą o tym najważniejsi politycy Platformy - poczuli to osobiście. „Słyszałem, że jest dobra sex taśma z Western City w Karpaczu z kowbojami @trzaskowski_ i @SchetynadlaPO w roli głównej. @onetpl może tą puścicie? Podobno słaba jakość bo wszędzie biały pył się unosił…” – napisał na swoim koncie w mediach społecznościowych Falenta w październiku 2018 roku. Swoje insynuacje powtórzył kilkakrotnie, zarówno na twitterze: „@SchetynadlaPO i @trzaskowski_ Najpierw niech się wytłumaczą ze swoich wizyt w Western City w Karpaczu… Lepiej niech nie kłamią bo może się okazać, że @onet też ma tę sex taśmę…”, a także w wywiadzie dla „Wprost”: „Imprezy w Western City w Karpaczu z udziałem polityków tej partii (Platformy Obywatelskiej – red.) odbywają się regularnie, są tam narkotyki, seks – to żadna tajemnica. Spodziewałem się zresztą, że po moim tweecie pozwą mnie w trybie wyborczym, ale jakoś nikt do sądu nie poszedł. Jestem gotowy przedstawić świadków, że mówię prawdę. Zresztą w 2013 r. wszyscy siebie ponagrywali – Schetyna, Protasiewicz…”
Do tych słów odnosił się Grzegorz Schetyna stwierdzając, że „oczywiście nie ma takiej taśmy”. „To jest tak samo prawdopodobne jak to, że byłem w Karpaczu na pokazach rodeo z prezesem Kaczyńskim” – zaznaczył. I dodał: „Wpisy Falenty są absurdalne, tak jak wiele rzeczy, o których mówił i pisał Falenta”. Jest zaskakujące, że dziś politycy PO, partyjni koledzy ofiar takich oskarżeń, sami promują rewelacje Marka Falenty. Sprawa afery taśmowej wraca do mediów w specyficznym momencie.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:W co gra Falenta? Biznesmen we wniosku do prezydenta Dudy: „Jeśli nie będę ułaskawiony, ujawnię, kto za mną stał”
Marek Falenta, ścigany w Europie przez polską policję w celu odbycia kary zasądzonej przez sąd, szuka na siłę sposobu uniknięcia odsiadki. W przeddzień ekstradycji do Polski wysyła list m.in. do Prezydenta Andrzej Dudy, a także Jarosława Kaczyńskiego. W listach tych prezentuje nową wersję wydarzeń i – zapewne – liczy na silny oddźwięk społeczny. Oddźwięk, który ma mu zapewnić burzę medialną, a w rezultacie uniknięcie odbywania kary pozbawienia wolności. Desperacki ruch człowieka skazanego na więzienie okazuje się skutecznym – media, z „Gazetą Wyborczą” na czele, nagłaśniają rzekome nowe wątki afery. Wątki tak nieracjonalne, że ich promowanie wymaga zupełnego oderwania od faktów.
Co ciekawe podobny sposób działania zastosowano również w innej sytuacji. Gdy Centralne Biuro Antykorupcyjne wraz z prokuraturą zajęły się na poważnie rozliczaniem afery reprywatyzacyjnej szybko trafiono na trop Jakuba R. Człowiek, mający kluczowe znaczenie dla patologii związanych z tzw. dziką reprywatyzacją, został zatrzymany, usłyszał zarzuty i trafił do aresztu. W czasie przesłuchań odmawiał składania zeznań, nie odpowiadał na pytania śledczych, nie składał wniosków dowodowych. W pewnym momencie jednak uznał, że mówić chce. I zaczął wysyłać pisma do swoich politycznych sojuszników oraz ważnych instytucji w państwie sugerując, że za aferą reprywatyzacyjną stoi… Prawo i Sprawiedliwość. I znów „Gazeta Wyborcza” i Platforma Obywatelska zaczęły promować w sposób jednoznaczny rewelacje Jakuba R., który w oczach PO zaczął być postrzegany jako osoba dająca szansę osłabienia obozu rządowego. Przez kolejne tygodnie media powielały spekulacje człowieka, który przez PiS został pociągnięty do odpowiedzialności za swoje decyzje i wybory. Kiedy - dzięki CBA i prokuraturze - znalazł się w bardzo kłopotliwej sytuacji, Jakub R. zaczął przekonywać, że za całą aferą reprywatyzacyjną stał plan PiS-u obliczony na zyski materialne i korzyści polityczne. Absurdalne listy Jakuba R. były obliczone na wywołanie efektu medialnego oraz poprawienie własnej sytuacji prawnej poprzez podważenie odpowiedzialności za popełnione przez siebie czyny.
Taktyka Jakuba R. i Marka Falenty są zbyt podobne, by przejść nad tym do porządku dziennego. Wydaje się, że w obu przypadkach mamy podobny sposób działania - osoby ścigane przez aparat państwa, w celu wyciągnięcia odpowiedzialności za ich czyny, w akcie desperacji szukają ratunku w upowszechnianiu kłamliwej narracji w sposób rzucający podejrzenia na rządzących. W obu przypadkach przez tezy autorów przebija rozgoryczenie, że nie udało się zyskać przychylności rządzących i ich ochrony. Jakub R. liczył zdaje się na prywatną znajomość z Maciejem Wąsikiem, Marek Falenta na „uznanie” dla jego działań, w ujawnianiu patologii z czasów PO-PSL. Obaj się przeliczyli, co pokazuje zdrowe podejście rządzących do obu tych przypadków.
Problemem dla państwa i debaty publicznej pozostaje fakt iż desperackie działania zarówno Marka Falenty jak i Jakuba R. wywołały w Polsce tak duży rezonans. Włączenie się dużej grupy mediów i polityków w scenariusz dyktowany przez osoby, na których ciążą poważne zarzuty, lub wręcz wyrok sądu, pokazuje siłę politycznych uprzedzeń osób mających wpływ na polską debatę publiczną.
Stanisław Żaryn
Autor jest rzecznikiem Ministra Koordynatora Służb Specjalnych
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/450762-tylko-u-nas-sluzby-odpowiadaja-na-manipulacje-falenty