Od dłuższego już czasu w Parlamencie Europejskim rządzi koalicja chadeków i socjalistów. Na pierwszy rzut oka dość zaskakujący to układ. Wydawałoby się, że w sensie ideowym wszystko partie te dzieli, wprawdzie w szczególnych okolicznościach doraźne alianse mogą łączyć odmienne ugrupowania, ale ich trwała współpraca zdaje się sprzeczna z zasadą demokracji przedstawicielskiej, która polega na konkurencji. Ustrój ten zakłada pluralizm i rywalizację o władzę. Obywatele mają obdarzać nią tych, którzy obudzili w nich największe zaufanie swoimi projektami i kwalifikacjami. Opozycja kontroluje rządzących, którzy ze swoich poczynań zostają rozliczeni w kolejnych wyborach i mogą zostać zastąpieni przez swoich adwersarzy. Okazuje się jednak, że w PE mechanizm ten nie jest potrzebny, opozycja nie jest niezbędna, a konkurencję zastąpiła symbioza głównych stronnictw, które, jak z tego wynika, przestały się między sobą różnić.
Po ostatnich wyborach, które zmniejszyły ich stan posiadania, przyjmuje się, jako oczywiste, dokooptowanie do nich liberałów. Będziemy mieli więc całe tradycyjne spektrum europejskiej demokracji w jednym.
Można to potraktować jako jej triumf, tylko jeśli uznamy, że Europa osiągnęła polityczny ideał. Wszystkie podstawowe problemy zostały już w niej rozwiązane, ideowe spory odeszły w przeszłość i w rzeczywistości wszechogarniającego konsensu chodzi wyłącznie o dogadanie się, co do szczegółowych rozwiązań w konkretnych sprawach. Oznaczałoby to koniec historii i królestwo wiecznego pokoju. Ludzie przestali się różnić od siebie, wszyscy porozumieli się, czyli osiągnęli najwyższy możliwy poziom racjonalności i myślą tak samo, czyli wiedzą, że nie ma się o co spierać. Taka wersja wyziera z europejskich ośrodków opiniotwórczych i mediów głównego nurtu.
W świecie harmonii pojawiła się jednak zadra. Nie wiedzieć czemu i jak, zalęgli się w nim populiści i, rzecz jeszcze bardziej tajemnicza, mieszkańcy utopii spełnionej coraz częściej dają się im uwieść. Wyjaśnienia tego fenomenu ze strony najtęższych umysłów europejskich wydają się zadziwiająco proste. To źli ludzie, którzy nie byli wstanie sprostać konkurencji tych najlepszych, chcąc zrealizować swoje niepoparte kompetencjami ambicje, jęli buntować obywateli arkadii. A ci, którzy nie dorośli jeszcze do jej doskonałości, przestraszeni świetlaną, ale nieznaną im wcześniej perspektywą, uwięzieni w swoich fobiach i nawykach, ulegli demagogom.
Jak jednak wytłumaczyć, że margines wspierający populistów zamiast maleć, rośnie? I to mimo wzmożonej akcji pedagogicznej, którą za pomocą wszystkich dostępnych im środków – a dysponują ich przytłaczającą większością – aplikują mieszkańcom utopii ich zatroskani opiekunowie? Okazuje się, że wraz z postępem europejskiej demokracji narasta opór przeciw niej. Naturalnie, opór ze strony tych niedojrzałych, mniej wykształconych, zagubionych, których defekty wykorzystują populiści. Tylko jakim cudem w europejskiej utopii jest ich coraz więcej?
Takimi pytaniami europejskie elity się nie przejmują. Wiedzą, co trzeba zrobić, aby ocalić królestwo wiecznego pokoju. Przede wszystkim wydać bezpardonową wojnę populistom. W obronie wolności słowa należy podjąć bezwzględną walkę z fake newsami, czyli takimi, które mogą służyć jej przeciwnikom. Nakazem chwili jest ocenzurowanie internetu, w którym bezkarnie buszuje, kto chce, bo media tradycyjne generalnie zrozumiały i wychwalają obecne status quo. Konieczne jest karanie mowy nienawiści, czyli spotwarzania europejskich wartości i ich rzeczników. Trzeba uniemożliwić zamach na wolność, tolerancję i otwartość. Aby je chronić, nie wolno dopuścić do głosu wrogów. Trzeba rozbudować i zaostrzyć system prawny, aby skutecznie ścigać nienawistników. Tych, którzy nie zgadzają się na słuszne żądania gejowskiego lobby, naukowo udowodnione reguły gender czy negują wpływ człowieka na globalne ocieplenie i konieczne środki, które należy podjąć, aby mu zapobiec. Należy pociągnąć do odpowiedzialności tych, którzy obrażają współobywateli. Takich, którzy kwestionują aborcję, bo tym samym znieważają dokonujące jej kobiety; tych, którzy nie uznają równoprawności związków homoseksualnych, bo poniżają w ten sposób gejów; takich, którzy eksponują symbole religijne w przestrzeni publicznej, gdyż ubliżają tym niewierzących. Itd.
Należy bronić pluralizmu przed ultraprawicą, gdyż tacy, którzy nie uznają, że obecna chadecja jest jedynym dopuszczalnym konserwatyzmem, mają na celu zniszczenie wolności. Najlepiej byłoby więc w ten lub inny sposób zakazać istnienia opozycyjnych, przepraszam, populistycznych partii. Dopiero wówczas rozkwitłby pluralizm i pełna tolerancja.
Felieton ukazał się w numerze 22 tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/450259-o-pluralizm-i-tolerancje