Trwa tzw. pomeczowa analiza. Zarówno zawodnicy (kandydaci, liderzy), jak i sztab (zblatowani publicyści, celebryci, autorytety) roztrząsają wciąż, co się stało w Dniu Matki. Dlaczego przegrali? No i najważniejsze: jak nie przegrać po raz piąty z rzędu?
Uaktywniają się podpowiadacze. Największe tuzy doradzają, nie za darmo oczywiście – to raczej inwestycja, wszak bez specjalnej opieki długo nie uciągną. Czasem nawet punktują nietykalnych. Każdy chce pomóc i każdy pomaga jak umie. A że niewiele umie, to za cztery miesiące czeka ich kolejny odcinek traumy.
Co? Tylko cztery miesiące?! No, niestety, kampanię zaraz czas zaczynać, wakacji nie będzie, a później jeszcze oklep. Kiepska perspektywa.
Podpowiadacze są zawiedzeni, wkurzeni, więc również krytykują. Teraz jest na to czas. Za miesiąc już inny etap – trzeba będzie wyłożyć wszystkie ręce na pokład, zamknąć dzioby i znów sypać puder.
Ale jest też trochę konstruktywnych porad. Taki Krzysztof Król w „Wyborczej” publikuje tekst zatytułowany: „Nie może zabraknąć na pizzę dla wolontariuszy, czyli jakie błędy popełniliśmy w kampanii”. Zabawne, że nawet jego wpuszczają na łamy, a jeszcze kilka dni temu sarkali, jakim to błędem było oddanie kampanii w ręce sztabu, który zaprzepaścił reelekcję Komorowskiego (Król był doradcą społecznym pana Bronisława). Skąd tytuł o pizzy?
W 1990 roku na jednym ze szkoleń prowadzonych przez Amerykanów dla młodych polskich polityków, zapytałem, na co nie może zabraknąć pieniędzy w kampanii wyborczej. – Na pizzę dla wolontariuszy – usłyszałem. Najważniejsi są społecznicy działający na rzecz swoich kandydatów – to podstawowa zasada kampanii.
B. członek zarządu KOD sięgający po tę kombatancką opowieść jest po dwakroć zabawny. Raz, że wydaje mu się, iż prawidła dawnych kampanii (3 dekady, czyli kilka pokoleń temu – zapytajcie socjologów) wciąż obowiązują pod każdą szerokością geograficzną. Dwa, że nie rozumie podstawowego faktu: nawet armia wolontariuszy nie zapewni zwycięstwa batalionowi postaci kompletnie niewiarygodnych, lubujących się w pustosłowiu, a mających niemal na czołach wypisany refren największego hitu Becka Hansena.
Takich jak Król jest więcej. Bywają nawet mądrzejsi, jak stary komuch Borowski, którego mieszkańcy mojego miasta pewnie znów wybiorą do parlamentu. Apeluje on – w tym samym periodyku co Król, 24 godziny później – by opozycyjna koalicja stworzyła sobie program, bo „antyPiS nie wystarczy”. Tu ma rację. Zresztą w paru miejscach ją ma. Najbardziej podoba mi się to:
Już dwa lata temu, a na pewno najpóźniej rok temu, współpracujące ze sobą partie opozycji demokratycznej powinny były przystąpić do opracowania koalicyjnego, czyli wspólnego (z projektami i założeniami ustaw włącznie!) programu dla Polski – w takim zakresie, w jakim pozwalała (i nadal pozwala) na to zbieżność ich poglądów.
Co mi się tu podoba? Borowski – i słusznie – wskazuje, że do programu trzeba ludzi przyzwyczaić, przekonać, niezbędny jest do tego czas. Cztery miesiące? A jeśli odejmiemy rozliczenia, połajanki, wojenki podjazdowe, ścierające się koncepcje, odejścia i powroty – zostaną ze dwa, góra trzy. I to głównie wakacyjne :) Będzie naprawdę ciężko.
Załóżmy jednak, że się uda. W dwa tygodnie zbiorą się do kupy – wszyscy, łącznie z Robercikiem – w kolejne dwa ustalą program, powołają międzynarodowy sztab, kupią te pizze, nakręcą reklamówki, dograją wsparcie z Berlina i ruszą w Polskę.
I wiecie co, choćby zjedli tysiąc kotletów, zatrudnili milion wolontariuszy, zmienili zdanie w każdej kwestii i odmienili wulgaryzm „pisowski” przez wszystkie przypadki we wszystkich językach świata, to nie wygrają. Zadanie jakie przed nimi stoi, jest niewykonalne. Nie są w stanie:
1) Wysłuchać Polaków. Bo z natury nie lubią słuchać. Uważają się za mądrzejszych, więc po co słuchać głupich? Zwłaszcza, że trzeba by posłuchać tych wieśniaków z „Polski B”. Co to to nie! No, chyba że spotkają takich jak Borysław, który twierdzi, że na Podlasiu i Podkarpaciu odwiedzani przez niego ludzie skarżyli się na kwotę wolną od podatku.
2) Dać Polakom tego, czego oni oczekują. Nie dali przez 8 lat, a konkurenci – owszem. I nie mam na myśli kasy, lecz podniesienie poziomu życia, poczucie bezpieczeństwa i pewność, że państwo dba o swoich obywateli.
Polska się zmieniła. Już ich nie chce. Polacy się odkochali, zamienili ich na lepszy model. I choć bywają za to wyzywani, przed lustrem mówią: fajnie jest, lepiej, bezpieczniej, zamożniej. Ktoś tu jednak kłamał o tych ciemnogrodzkich prawaczkach. Ciamajdy ze średniowiecza okazały się rekinami makroekonomii. Takich cudów zdarzyło się w ostatnich czterech latach wiele.
Polacy je widzą. I nie zechcą powrócić do „cudu gospodarczego”, którego twarzą był opryskliwy Rostowski każący rodakom (jak w końcu było z tym jego paszportem?) bujać się z żądaniami, bo piniendzy nie ma i nie będzie. W OFE też.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/450095-polacy-sie-odkochali-i-maja-lepszy-model
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.