W niezmiernie ciekawym numerze tygodnika „Sieci”, jaki wciąż mogą państwo nabyć w kioskach, warto zwrócić uwagę na rozmowę z Janem Śpiewakiem. Daleki od szeroko rozumianej prawicy działacz społeczny zwraca uwagę na pogardę ze strony elit III RP (i wskazuje ją jako jedną z przyczyn porażek) i na brak choćby elementarnej refleksji po klęsce w eurowyborach.
Wywiad w całości na łamach „Sieci”, polecamy.
Ze swojej strony chciałbym jednak zwrócić państwa uwagę na końcowy fragment rozmowy ze Śpiewakiem, gdzie mój rozmówca opowiada o swoich procesach z reprywatyzacyjnymi rekinami, którzy do niedawna mieli w Warszawie swoje Eldorado.
Śpiewak: Kancelaria byłego ministra sprawiedliwości z czasów PO oskarża mnie już w sądzie apelacyjnym. Sąd I instancji dołożył mi 5 tys. zł grzywny, a do tego kolejne 10 tys. nawiązki dla pani Ćwiąkalskiej.
„Sieci”: Może rzeczywiście z czymś przesadziłeś? Za co cię oskarżono?
Śpiewak:Za to, że ujawniłem, iż pani Ćwiąkalska była kuratorem 118-letniej osoby przy reprywatyzacji kamienicy na warszawskiej Ochocie. Sytuacja była prosta – w tej kamienicy w mieszkaniu komunalnym mieszkali moi dziadkowie. Lokatorzy tej kamienicy zwrócili się do mnie, bym im pomógł. Nagłośniłem tę sprawę.
„Sieci: No dobrze, to za co cię skazano?
Śpiewak: Nie mogę powiedzieć.
„Sieci”: Jak to?
Śpiewak: Sąd utajnił nie tylko wyrok, lecz również sentencję uzasadnienia, co już jest uderzeniem w moje konstytucyjne prawo do jawnego procesu. A to naprawdę nie była sprawa dotycząca jakichś intymnych tajemnic pani Ćwiąkalskiej; mówiłem o sprawach ważnych dla tysięcy osób.
„Sieci”: Chodziłeś na marsze w obronie sądów…
Śpiewak: Moja obrona sądów mogła być bardziej umiarkowana… (śmiech) Jednak tzw. dobra zmiana w sądach i kolejne zmiany nie zwiększyły kontroli społecznej nad sądami. Dlaczego art. 212 ciągle jest w użyciu? Wasz redakcyjny kolega Wojtek Biedroń został całkiem niedawno skazany z tego artykułu, a jeszcze próbowano go zaostrzyć przy ostatniej nowelizacji.
„Sieci”: Rozumiem, że na grzywnie może się nie skończyć.
Śpiewak: Pani Ćwiąkalska żąda wyższej grzywny, ale i kary więzienia w zawieszeniu. Ale znowu – to nie chodzi o mnie, po prostu liberalna elita, o której rozmawiamy, a która skorzystała z transformacji w sposób niebywały, jest podpięta pod układ Platformy, i nie ma wstydu ścigać i próbować wsadzić sygnalistę, który nagłośnił aferę reprywatyzacyjną. Walka idzie o ich interes ekonomiczny, o to, by „zdobycze” reprywatyzacji nie zostały cofnięte. Na placu boju zostałem tylko ja, no i komisja weryfikacyjna, z którą nie wiadomo, co będzie, bo Patryk Jaki wyjeżdża do Brukseli.
„Sieci”: Wygląda na to, że tak jak Bronisław Wildstein był swojego czasu jedynym skazanym w sprawie stanu wojennego, tak ty możesz być jedynym w sprawie afery reprywatyzacyjnej.
Śpiewak: To pokazuje nędzę polskiego wymiaru sprawiedliwości. Ale jest szansa, że ze mną będzie jeszcze gorzej i pójdę siedzieć.
„Sieci”: O czym mówisz?
Śpiewak: W ramach obywatelskiego nieposłuszeństwa nie zapłacę ani grzywny, ani nawiązki dla pani Ćwiąkalskiej, niezależnie od tego, co postanowi sąd apelacyjny. To narusza moje elementarne prawa obywatelskie. Niech sąd zamienia wyrok na areszt, trudno.
„Sieci”: Następny wywiad przeprowadzimy zza krat?
Śpiewak: Mam tylko nadzieję, że następca ministra Jakiego, który będzie nadzorował służbę więzienną, załatwi mi dobrą celę i zapewni dostęp do książek
Podsumowując - Jan Śpiewak może trafić do więzienia, o ile oczywiście wyrok sądu dotyczący grzywny zostanie utrzymany (lub zwiększony). Może będzie to pół roku, może kwartał, wiele zależeć będzie od tego, jak wyliczy to odpowiedni algorytm w sądzie. Nie uprzedzając faktów, wyglądałoby to ponuro, ale i symbolicznie: w aferze reprywatyzacyjnej w Warszawie pierwszy do więzienia (nie licząc aresztów dla kilkorga osób) trafiłby Śpiewak, czyli w zasadzie sygnalista całej sprawy. No, może jeden z sygnalistów.
Śpiewak męczył tym tematem dziennikarzy - miejskich, ogólnopolskich, śledczych i zwykłych reporterów - w zasadzie od zawsze. I przed rokiem 2015, i już po, gdy prokuratura zaczęła temat zauważać, a komisja reprywatyzacyjna ujawniać kolejne skandale (i wydawać decyzje, choć tutaj w grę wchodzą jeszcze sądy administracyjne, sprawa się komplikuje). Niemniej jednak temat beztroskiej, aferalnej reprywatyzacji w Warszawie został zamrożony. I duża w tym zasługa Śpiewaka, z którym mogę nie zgadzać się w tysiącu konkretnych spraw (od ideologii, przez gospodarkę, na systemie politycznym kończąc), ale odmówić mu zapału, odwagi i konsekwencji nie można.
Na przykładzie jego procesów widać, jak patologiczne układy otorbiły Rzeczpospolitą w ostatnich dwóch, trzech dekadach. Styk biznesu, polityki, administracji, sądownictwa nie był ani czysty, ani nawet przejrzysty, co groteskowo-smutno wybrzmiało w utajnieniu sentencji uzasadnienia wyroku (sic!). Nie wiem, czy jest tu pole do działania dla Sądu Najwyższego, ministra sprawiedliwości, ale z pewnością zareagować powinien Rzecznik Praw Obywatelskich. Gdzie jak gdzie, ale tutaj jego głos byłby potrzebny: jasny, klarowny, o co zresztą prosił sam Śpiewak, zwracając uwagę, jak tego rodzaju wyroki jak powyższy utrudniają działalność innym organizacjom i aktywistom.
Ale pan Adam znalazł czas, by zatroskać się nad stanem prywatnej stacji telewizyjnej, której właściciel postanowił przestać nadawać o polityce. A w zasadzie nad losem jednej z prezenterek tejże stacji, która odeszła w związku z tym z pracy.
Nie mam z tym nawet problemu, że Bodnar pochylił się nad tym przypadkiem, choć przedziwna to sytuacja, w której Rzecznik Praw Obywatelskich próbuje korygować kształt sceny medialnej w Polsce. Jeszcze bardziej dziwna, jeśli przypomnieć sobie brak najmniejszego sygnału ze strony pana Bodnara w dziesiątkach innych sytuacji, gdzie ład medialny i minimalny choćby pluralizm debaty publicznej był nie tyle zagrożony, co po prostu realizowany. O zwróceniu uwagi na masowe zwolnienia w Agorze nie ma nawet co marzyć. Ale zostawmy Superstację. Wspominam o tym dlatego, by pokazać skalę różnicy w reakcji na konkretną, skandaliczną, nie ma co owijać w bawełnę, decyzję o utajnieniu procesu i uzasadnienia (o wyroku nie wspominając) a decyzją właściciela w układaniu ramówki niszowej stacji telewizyjnej. A w zasadzie brak reakcji - poza lakonicznym zapewnieniem możliwości współpracy.
Ale może paradoksalnie dobrze by się stało, gdyby Śpiewak trafił do więzienia - nawet na symboliczne kilka tygodni czy miesięcy. Jan da sobie radę, może biblioteka faktycznie nie będzie taka zła, a przynajmniej w ramach opinii publicznej przestalibyśmy udawać, że wszystko jest w porządku: z sądami, wszelakimi rzecznikami, przejrzystością rozpraw, rozliczaniem afer, pociągnięciem do odpowiedzialności. Rozprawa w przyszłym tygodniu.
ZOBACZ NOWY ODCINEK MAGAZYNU BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/449989-czy-jan-spiewak-trafi-do-wiezienia-po-aferze-w-warszawie