Można przypuszczać, że biskup Libera chciał uchodzić za hierarchę skutecznego w „walce z pedofilią w Kościele”
— mówi portalowi wPolityce.pl Sebastian Karczewski, publicysta, współautor książki „Pedofilią w Kościół. Oblicza kłamstwa”.
wPolityce.pl: Marek Lisiński, były już szef fundacji „Nie lękajcie się”, oskarżył ks. Zdzisława Witkowskiego, że go molestował. Okazało się, że Lisiński oskarżył księdza po tym jak on domagał się zwrotu pożyczonej mu kwoty. Czy ktoś oprócz Lisińskiego oskarżył ks. Witkowskiego o pedofilię?
Sebastian Karczewski: Nie. Nikt inny nie wniósł przeciwko księdzu żadnej skargi ani do sądu cywilnego ani do sądu biskupiego.
Opisane przez pana w książce zachowanie biskupa Libery wobec ks. Witkowskiego jest szokujące. Okazuje się, że oskarżenie ks. Witkowskiego jest w znacznej mierze odpowiedzialnością biskupa Libery.
Gdyby pan pojechał do parafii w której pracował ks. Witkowski, porozmawiał z osobami, które znają księdza, spotkałby się pan z jeszcze większym szokiem i niedowierzaniem…
Z czego to wynika? Jakie są podstawy zachowania biskupa?
Nie wiem. Mogę powiedzieć o moich podejrzeniach. Zaznaczam, że są to hipotezy. Biskup Piotr Libera uwikłany jest w wiele niejasnych spraw. Interweniowałem w jego sprawie w Watykanie już po wydarzeniach, związanych z niedoszłym ingresem abp. Stanisława Wielgusa. Przypomnę tylko, że wszystkie dokumenty, które najbardziej zdezorientowały opinię publiczną w tej sprawie, wychodziły z sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski, którym w owym czasie kierował biskup Piotr Libera. Jest jeszcze kilka innych rzeczy, jak na przykład sprawa kościelnej komisji majątkowej czy związki z byłymi funkcjonariuszami SB… To jedna strona medalu. Druga, to chyba kariera. Dziś, w klimacie oskarżeń duchowieństwa o pedofilię, można wypłynąć jako ten, który walczy z pedofilią w Kościele. To droga do awansu i być może tak to wyglądało.
Dlaczego biskup płocki nie chciał rozmawiać z parafianami, którzy bronili ks. Witkowskiego? Parafianie twierdzili, że jest niewinny i nie molestował Lisińskiego…
To pytanie do biskupa płockiego. Można przypuszczać, że biskup Libera chciał uchodzić za hierarchę skutecznego w „walce z pedofilią w Kościele”. Problem jego polegał chyba na tym, że wśród duchowieństwa diecezji płockiej nie było żadnego księdza, których zostałby skazany za przestępstwo o charakterze pedofilskim. Nadarzyła się więc okazja, by takiego „stworzyć”: jeżeli nawet pedofilem nie jest, to się niego pedofila zrobi i będzie sukces. Nie byli więc potrzebni żadni świadkowie. Twierdzenia Marka Lisińskiego uznano za dowód wystarczający. Nikogo więcej nie chciano słuchać.
Sprawa ks. Witkowskiego zainteresowałem się nią chyba pod koniec 2014 roku. Można było powiedzieć, że była to ostatnia chwila, bo biskup płocki wnioskował o przeniesienie księdza do stanu świeckiego. Gdybym się spóźnił kilka miesięcy, ks. Witkowski byłby zapewne przeniesiony do stanu świeckiego i to na podstawie fałszywej opinii, którą przekazał do Kongregacji Doktryny Wiary biskup Libera. Na szczęście w porę się zorientowano, że coś tu nie gra…
Co kierowało biskupem Liberą, że oszukał Kongregację Nauki Wiary w sprawie ks. Witkowskiego?
Nie wiem. Wydaje się, że to, o czym mówiłem wcześniej…
Jak pan zorientował się, że tak to wyglądało?
W sprawie księdza nie zapadł żaden wyrok, a w dekrecie kongregacji było mowa o wyroku. To była sprzeczność. Postanowiłem wszystko sprawdzić u źródeł. Próbowałem również uzyskać wyjaśnienie od rzecznika diecezji płockiej, ale nigdy nie odpowiedział na moje pytania. Stąd też moja hipoteza jest taka, że biskup Libera chciał mieć sukces w postaci „upolowania” księdza-pedofila, którego przeniósł do stano świeckiego. Na zrobieniu z ks. Witkowskiego pedofila zyskałby więc zarówno biskup płocki, jak i Marek Lisiński, który założył Fundację „Nie lękajcie się”. Dlatego zrodziła się ta pewnego rodzaju „kooperacja”.
Dlaczego Marek Lisiński domagał się od biskupa Libery pieniędzy?
Bo twierdził, że został przez ks. Witkowskiego skrzywdzony. Od kanclerza diecezji płockiej, którym był wówczas ks. Mirosław Milewski, obecny biskup pomocniczy w Płocku, w czerwcu 2014 roku domagał się „zadośćuczynienia”. Z kolei we wrześniu tego samego roku poprosił o „wsparcie finansowe jednorazowe” w kwocie 150 tysięcy złotych. Wreszcie, w październiku 2014 roku zażądał „rekompensaty” w wysokości 200 tysięcy złotych, w zamian za co obiecywał „zrzec się przyszłych roszczeń, a nawet wycofać się z działalności publicznej w fundacji”.
Czyli Lisiński szantażował biskupa Liberę?
Tak można powiedzieć. Nie otrzymał pieniędzy, ale biskup płocki przekazał mu kopię wspomnianego już dekret Kongregacji Doktryny Wiary, który stwierdzał, że ks. Witkowski jest winny. Lisiński nawet pokwitował u biskupa odbiór dokumentu.
Co było dalej?
Lisiński poszedł z dekretem do sądu. Uznał, że skoro biskup nie dał mu pieniędzy to na drodze sądowej „skasuje” kurię na milion złotych. W pozwie domagał się przeprosin za naruszenie dóbr osobistych, które to naruszenie miało polegać na molestowaniu seksualnym, co miało się wydarzyć ponad 30 lat wcześniej. Najciekawsze, że sąd wydał wyrok nakazujący takie przeprosiny, nie mając nawet oryginału dokumentu, który miał być rzekomym dowodem winy księdza. Tego rodzaju absurdów jest w tej sprawie więcej.
Ciekawe. Sąd procedował nie posiadając podstawowego dowodu?
Poza twierdzeniem Lisińskiego sąd nie miał żadnego dowodu winy księdza, a mimo to prowadził postępowanie. W tym samym czasie kuria płocka wydawała w tej sprawie komunikaty i oświadczenia, które niewiele miało wspólnego z prawdą. Jak choćby to dotyczące rzekomego wyroku. Tylko jakoś nikt tego wyroku nie widział. W kongregacji nie ma tego wyroku, w sądzie też go nie ma. Na jaki wyrok więc się powołuje? To taka sama fikcja, jak te ostatnie twierdzenie, że spełniają się jego marzenia, żeby być kamedułą w zamkniętym klasztorze….
Bajki. Gdyby to była prawda to nie chciałby być biskupem.
Biskup Libera jest niewiarygodny. Można zapytać: jak to możliwe, że przez jakiś czas był nawet sekretarzem Konferencji Episkopatu Polski?
Dlaczego biskup Mirosław Milewski domagał się od ks. Witkowskiego wycofania przeciwko Lisińskiemu?
Ks. Witkowski mógł się obronić, ale wspomnianym biskupom na tym nie zależało. Oni najwyraźniej musieli mieć jakiegoś księdza-pedofila, a skoro takiego w diecezji nie było, więc należało go zrobić. Dlatego preparowano dowody…
Moim zdaniem, ta cała sprawa w sądzie w ogóle nie powinna się toczyć. Proszę sobie wyobrazić, że przychodzi człowiek, który mówi, że 30 lat temu był molestowany i prosi, żeby sąd wydał mu pismo, że ksiądz ma za to przeprosić. Czyli jeśli pan pójdzie do sądu i wystarczy, że powie, iż był przed kilkudziesięciu laty molestowany przez swojego sąsiada, to sąd nakaże sąsiadowi pana przepraszać? Przecież to bzdury. Czy sąd w ogóle powinien się tym zajmować? A jednak się zajmował tą sprawą… Kiedy pojawiłem się na rozprawie, widziałem, że coś jest nie tak. Natychmiast przerwano rozprawę, później sprawę odraczano i zmieniano termin. Następnie sąd nagle poinformował, że ogłosi za wyrok. Potem nagle zmienił zdanie stwierdzając, że nie ogłosi wyroku, bo nie zapoznał się z aktami. Przez dwa lata nie zapoznał się z aktami? Jak to możliwe? Przecież w tym czasie były chyba ze trzy rozprawy. To sprytne: jawność była wyłączona, więc nikt się nie mógł dowiedzieć co się dzieje…
O sprawie tego oszustwa poinformowałem nie tylko księży diecezji płockiej… Nikt nie reagował. Nikt nie chciał podjąć żadnych działań w tej sprawie. Zamiast tego, doprowadzono Marka Lisińskiego do Ojca Świętego, przedstawiając go jako „ofiarę księdza-pedofila”. Nawet papież został oszukany i nikt dziś nie czuje potrzeby nas, katolików, za tę całą hucpę przeprosić?
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/449969-karczewski-biskupi-nie-chcieli-bronic-ks-witkowskiego