Jeszcze w 1989 r. trzeba było wyrzucić komunistów z rządu, a w 1990 r. wszcząć śledztwa w sprawie ich zbrodni.
Ogromna część „elit” postkomunistycznych, część „elit” postsolidarnościowych oraz „elity” karierowiczowskie za rządów Platformy Obywatelskiej uznały 4 czerwca 1989 r. za najważniejsze wydarzenie powojennej historii Polski, zaś samych siebie za bohaterów najnowszej historii Polski właściwie równych ojcom niepodległości w 1918 r. Tę uzurpację można by nazwać największym złodziejstwem historyczno-symbolicznym w najnowszych dziejach Polski. Dla historyczno-symbolicznych złodziei nie było przełomu z powodu wielkiego zrywu setek tysięcy, a nawet milionów odważnych robotników czy zwyczajnych pracowników, którzy faktycznie zmienili system, bo tylko ich komunistyczna władza się naprawdę bała.
Liczyły się sprawcze i zbawcze „elity”, które najpierw w sierpniu 1980 r., a potem między 6 lutego a 5 kwietnia 1989 r. porozumiały się „jak Polak z Polakiem” (jak to 31 sierpnia 1980 r. określił komunistyczny wicepremier Mieczysław Jagielski). I to oni wszystko wywalczyli, stworzyli standardy, wyznaczyli kierunki, a obecnie strzegą wolności i demokracji łamanych przez rządy Prawa i Sprawiedliwości. Ci nieliczni, którzy kiedyś byli robotnikami, jak Lech Wałęsa, Władysław Frasyniuk, Henryka Krzywonos czy Jerzy Borowczak z własną klasą nie chcą mieć nic wspólnego. Oni są od dawna elitą, a tamci co najwyżej nawozem historii.
Problemem jest to, że 4 czerwca to święto sztuczne i nadymane na potęgę. Jak można zresztą hucznie świętować ćwierćwolne wybory, skoro od dawna są one w pełni wolne. Ale te pierwsze wolne, 27 października 1991 r., nie bardzo można świętować, bo trzeba by zadać pytanie, dlaczego odbyły się tak późno. Najpóźniej w całym postkomunistycznym bloku (tam odbywały się przeważnie w pierwszej połowie 1990 r.) poza Jugosławią, objętą wojną domową. Dla rzeczywistych bohaterów walki z komuną o wolność i demokrację 4 czerwca nie jest żadnym świętem, bo zdecydowana większość nic z tego nie miała. Przeciętnym Polakom 4 czerwca kojarzy się z niesprawiedliwością i nowymi ciężarami nałożonymi na nich w ramach planu Sachsa-Liptona, znanego w Polsce pod kryptonimem „plan Balcerowicza”, choć Leszek Balcerowicz odegrał tu tylko rolę sierżanta wykonującego polecenia zagranicznych „oficerów”. Korzyści odniosły pasożytnicze elity, dlatego od lat budują legendę 4 czerwca.
III RP po 4 czerwca nie stała się Nową Polską, lecz PRL Plus. Miedzy innymi dlatego, że postkomunistyczne „elity” uzyskały ogromną przewagę na starcie. A komunistyczni generałowie w rządzie mogli czyścić archiwa, osłaniać i lepiej kamuflować agenturę oraz rozdzielać fundusze operacyjne bezpieki i pieniądze powiązanego z nią FOZZ tworząc własnych kapitalistów. Dlatego PRL Plus przesunęła się z pierwszego na ostatnie miejsce w hierarchii państw, które doprowadziły do „demokratycznych przemian”. Przez następne lata po 1989 r. balon i knebel 4 czerwca miały zamykać usta krytykom, zapobiegać rozliczeniom z komuną, rozwijać kapitalizm reglamentowany i reglamentowaną demokrację.
Po wyborach 4 czerwca 1989 r. rząd Tadeusza Mazowieckiego powołali przede wszystkim komuniści, bo to oni wraz z satelitami mieli w Sejmie większość. I to oni mieli w gabinecie Mazowieckiego pakiet kontrolny, choć formalnie zajmowali tylko cztery stanowiska. Ale generałowie Kiszczak i Siwicki znaczyli w rządzie Mazowieckiego więcej niż pozostali ministrowie razem wzięci. Także dlatego, że mieli do dyspozycji TW kontrolowanej przez siebie cywilnej i wojskowej bezpieki, także ulokowanych w tym rządzie. Najcenniejsze aktywa służb PRL gładko przeniesiono do III RP, czyli PRL Plus, przy okazji kasując dowody komunistycznych zbrodni.
Podczas gdy w Polsce krzepła PRL Plus, w grudniu 1989 r. upadł mur berliński, w ówczesnej Czechosłowacji wygrała aksamitna rewolucja, w innych państwach dawnego bloku wschodniego komuna waliła się w gruzy, a jej budowniczowie trafiali do więzień bądź na absolutny margines. Jesienią 1989 r. nie było już żadnego uzasadnienia, żeby nie „wykopać” komunistów z rządu, nie zacząć kontrolować ich interesów, a najbardziej „umoczonych” przenieść do więzień i na sale sądowe. Nic takiego się nie stało, bo 4 czerwca 1989 r. przyszła ponoć wolność. Bez zemsty, czyli cackając się z komunistami, ubekami, złodziejami, oszustami i kłamcami, którzy ochoczo zgłosili się do budowania III RP. I zbudowali tak solidny gmach, że dopiero po 2015 r. można było próbować coś z nim zrobić, choć wciąż wydaje się całkiem mocny - niczym warszawski Pałac Kultury i Nauki. W 2019 r. nadymanie legendy 4 czerwca jest co najmniej nieprzyzwoite, choć to okrągła rocznica.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/449412-iii-rp-po-4-czerwca-1989-r-nie-stala-sie-nowa-polska
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.