Decyzja Waldemara Pawlaka o upublicznieniu nagrania z Rady Naczelnej PSL ma przynajmniej kilka przesłanek, które warto wziąć pod uwagę. Przypomnijmy, były premier w mocnych słowach podsumował dotychczasową strategię ludowców i wytknął Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi brak jednoznacznej reakcji na konkretne wydarzenia w trakcie kampanii wyborczej.
Po pierwsze, nagranie Pawlaka miało jednoznacznie przeciąć suflowane plotki o układzie, jaki były premier miał zawrzeć z PiS. Nie ma w tym w zasadzie niczego prawdziwego, ale jest wśród ludowców solidna frakcja, która w to wierzy - a przynajmniej przekonuje, że wierzy, starając się utrzymać Pawlaka i jego ludzi na marginesie decyzyjnym.
W słowach Waldemara Pawlaka nie ma niczego nadzwyczajnego. Oto podstawowa myśl: próbujmy ratować partię, jej suwerenność i wyborców, nawet kosztem osłabienia bloku antypisowskiego. Czasem nie ma wyjścia idealnego i trzeba postawić na to, które ogranicza straty. Z perspektywy interesów PSL to najbardziej logiczna strategia, tym bardziej, że wielu wyborcom ludowców (nie mówiąc o działaczach) dużo bliżej do PiS niż do Platformy.
Czy podobnie myśli Władysław Kosiniak-Kamysz? Tutaj zaczynają się schody. Jak się wydaje, obecnemu liderowi PSL bliżej do polityków Platformy, Nowoczesnej czy SLD. Niechętni Kosiniakowi ludowcy suflują, że ma on w głowie scenariusz zaszczepiony mu przez Donalda Tuska - w tej logice lider PSL zostałby kandydatem na premiera, a może i prezydenta. Jeśli przyjąć, że Kosiniak-Kamysz jest niechętny do gry na własny, trudny rachunek, weekendowa decyzja o tworzeniu Koalicji Polskiej może jawić się jako blef, który ma na celu wynegocjowanie lepszych miejsc na listach i bardziej autonomicznej pozycji w szerokiej koalicji niż dotychczas. Pawlak widział to inaczej.
Albo robimy PSL - Koalicja Polska i mamy siłę, i odwagę stanąć na własnych nogach, samodzielnie podjąć tę próbę i iść podmiotowo, albo jeżeli mamy na koniec tego dyskutowania prosić PO, żeby oni nie byli tacy oszuści, nie mówili tych brzydkich rzeczy podczas kampanii, żeby byli grzeczni, ja na to się nie piszę
— mówił Pawlak.
To zresztą otworzyło dyskusję… pod wpisem byłego premiera na Facebooku. Głos w ostrym stylu zabrał Miłosz Motyka, przewodniczący Forum Młodych Ludowców, wytykając Pawlakowi rozmienienie na drobne swojego autorytetu.
ZOBACZ TAKŻE DYSKUSJĘ W STUDIU WPOLSCE.PL:
Patrząc na chłodno na interesy PSL: samodzielny start, z jasnym, wyraźnym szyldem PSL (nie pod banderą nic nikomu niemówiącej Koalicji Polskiej) jest niezbędny do tego, by utrzymać podmiotowość polityczną. I stąd naciski Pawlaka, który wydaje się to rozumieć (podobnie jak wielu działaczy i z Rady Naczelnej, i z szeroko rozumianego terenu). Zresztą i politycy PiS, gdy wyłączy się dyktafony, tak to widzą:
Dla nas najlepiej byłoby, gdyby zostali z Platformą; łatwiej wtedy ulepić prostą zbitkę kampanijną PiS-antyPiS, mało kto będzie na wsi szukał kandydatów PSL na wspólnej liście z Platformą. Pawlak ma tutaj sto procent racji
— tłumaczył mi jeden z polityków PiS.
Z drugiej jednak strony metoda przełożenia głosów na mandaty (d’Hondta) jest taka, że pozbawia złudzeń opozycję przy podziale na kilka osobnych bloków. I stąd tutaj takie głosy jak Andrzeja Halickiego, który wie, że Platforma ma większe szanse na wynik w szerokiej, wspólnej liście.
Ale wróćmy jeszcze do PSL. Kolejnym punktem niezbędnym do otwarcia się na inny elektorat, do wypłynięcia na szersze wody niż margines Koalicji Europejskiej, jest mrugnięcie okiem do PiS. Jeśli Krzysztof Hetman mówi wprost, że wśród ludowców nie ma nikogo, kto wyobrażałby sobie koalicję z Prawem i Sprawiedliwością, to nie dość, że ściemnia (wśród ludowców jest wielu takich chętnych), to jeszcze psuje już na początku pomysł na dotarcie do wyborców centroprawicowych, którzy są poza PSL. Nic tutaj nie da (poza garstką dodatkowych głosów) branie na pokład Jacka Protasiewicza, Ludwika Dorna czy Stefana Niesiołowskiego - nie to miejsce, nie ten czas, by zwiastowało to przełom. Tego rodzaju słowa jak Hetmana po prostu wypychają PSL do roli tych polityków, którzy wiszą u rękawa silniejszych partnerów z PO i proszą (zazwyczaj zresztą nieskutecznie) o korektę kursu.
Rozumiem, że wielu polityków PSL chciałoby zjeść ciastko i mieć ciastko. Ale czasem po prostu się tak nie da, a czasu na ruch i reset już nie ma. Ludowcy, by przetrwać jako samodzielny byt, powinni zewrzeć szeregi, myśleć kategoriami dłuższego niż jesień ‘2019 marszu i konsekwentnie podrzucać propozycje szersze niż tylko proste uderzenia w rząd, jakich wiele. Presja „Gazety Wyborczej”, kolegów z Platformy i miłe dla serca sondaże zaufania polityków są oczywiście pewną wartością, ale czy warto dla nich kłaść na szali własną suwerenność?
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
-
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/449352-zjesc-ciastko-i-miec-ciastko-o-napieciach-w-psl