Po totalnej klęsce totalnej opozycji zjednoczonej w antypisowskim amoku na użytek eurowyborów i wyszarpywaniu dla siebie co się da, przed wyborami do Sejmu zarysowują się wśród przegranych dwa nurty. Niestety, żaden z nich nie przewiduje dymisji głównych autorów absurdalnego pomysłu łączenia ugrupowań od Sasa do Lasa w Koalicję tzw. Europejską i spadku społecznego zaufania do ich partii…
Mogłoby się wydawać, że po przegranych wyborach do europarlamentu ustąpienie szefa Platformy tzw. Obywatelskiej, którą wcześniej obywatele pozbawili władzy, potem samozwańczego „premiera” z cienia Grzegorza Schetyny, oraz Władysława Kosiniaka-Kamysza, prezesa Polskiego Stronnictwa tzw. Ludowego, które wśród ludu nie ma już prawie żadnego poparcia, to logiczne następstwo – jak nieudolnych trenerów skompromitowanych drużyn. Nic z tych rzeczy, panowie uważają się za niezbędnych, niezbywalnych i niezastąpionych. Co więcej, składają kolejne przyrzeczenia, że za kilka miesięcy, w wyborach do Sejmu, to oni pokażą… Już pokazali, w całej rozciągłości i to wielokrotnie, przez osiem lat rządowej spółki i kolejne cztery w ławach opozycji. Daruję sobie przypominanie tego „dorobku” przyjaciół „od Sowy”. Już za samo wezwanie do odbicia władzy z pomocą „ulicy i zagranicy”, poprzez wzniecanie ulicznych burd ze zrobieniem „Majdanu w Warszawie”, w cywilizowanej partii Schetyna byłby uznany za oszołoma i wysłany do diabła. Ale nie w PO, partyjne ciało biło brawo, gdy po raz setny buńczucznie zapowiadał strącenie „szarańczy z drzewa”. Jedno, co bezspornie udało się osiągnąć jego przybocznym z cienia, starej gwardii, to bilety dla siebie do Brukseli i apanaże w euro. Ot, deputacja…
Co do troski o własne korzyści funkcyjni PO nie mają sobie równych. Z PSL podobnie - gdyby ktoś zapomniał o kontraktach z Rosją, zakwestionowanych nawet przez UE, czy nagraniach z ukrytej kamery i nepotyzmie tego rządowego koalicjanta w gabinetach Donalda Tuska i Ewy Kopacz; starzy-nowi delegaci w europarlamencie osiągnęli z pomocą zinstrumentalizowanej Koalicji tzw. Europejskiej co chcieli: od Magdaleny Adamowicz czy partyjnego przechrzty, byłego ministra Bartosza Arłukowicza, przez byłych premierów Marka Belkę, Jerzego Buzka, Włodzimierza Cimoszewicza, Ewę Kopacz, po byłego szefa dyplomacji od „robienia laski” Radosława Sikorskiego czy szkalującą Polskę z równą energią „aktorkę” obcojęzycznych telewizji Różę po mężu Thun und coś tam… Z pewnością o nich jeszcze usłyszymy.
Prócz nich, powód do radości ma również nowy europoseł Leszek Miller, kiedyś PZPR, obecnie SLD, też były premier, który dzięki KE będzie wreszcie mógł dobrze skończyć. Reszta tej różnobarwnej czeredy rozpierzchła się tymczasem po kątach, może niektóre odbiorą teraz psy ze schroniska, oddane na okoliczności spodziewanego objęcia lukratywnych funkcji poza granicami. Nie wyszło! I co teraz?
Zagranica, ta najbliższa, siłą rozpędu jeszcze się rozpisuje o gwałceniu demokracji w naszym kraju, bo… ludzie w rekordowej liczbie uczestniczyli w wyborach; jak ubolewa komentator „Die Zeit”, PiS dotrzymał obietnic, „w minionych czterech latach przeforsował prawie wszystkie projekty ustaw”, a jeśli się przed czymś cofnął to „pod wewnętrznym lub zewnętrznym naciskiem” (cóż za szczerość) i tylko o pół kroku. Jednak prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu ciągle mało, może wygrać wybory do Sejmu i rządzić autorytarnie – ostrzega z trwogą autor tej gazety… Cóż, polska gospodarka kwitnie, w finansach krzywa w górę, jakieś V4, jakieś śródmorze, własny gazoport i swój rurociąg z Norwegii, i centralny port komunikacyjny - w głowach im się poprzewracało - i jeszcze z tymi Amerykanami się dogadują, nieszczęście…! Znając wszakże niemiecką zasadę uprawiania Realpolitik, wkrótce i za Odrą rozlegną się głosy o potrzebie nawiązania partnerskiego, konstruktywnego dialogu z rządem PiS. Już się rozlegają, jak przewodniczącego parlamentu (Bundestagu) Wolfganga Schäuble’go, który parę dni temu stwierdził, że Polacy nie potrzebują niemieckiego nauczyciela w obronie demokracji, i przypomniał rodakom o zapoczątkowaniu zjednoczenia Niemiec w Gdańsku, przez polską Solidarność.
Ale nasi rodzimi wczorajsi i niereformowalni swoje: „Zachód przegrywa ze Wschodem”, grzmi „Polityka” w tytule cover story, że dwie polski, ta postępowa od Odry do Wisły, oraz ta czerwona od Wisły do Buga… Właściwie należałoby Polskę podzielić, przebąkują różni z tytułami i bez, takie państwo federalne stworzyć, w którym PO z przyległościami lub bez mogłaby sobie porządzić. Co jeszcze wymyślą okołoplatformiane redakcje…? Pole się jakby kurczy. W Europie też. Nawet Niemcy z Francuzami się kłócą, kto po Junckero-, Timmermanso- i Tuskopodobnych…, z kim i w którą stronę. W nieuniknionej debacie o przyszłości wspólnoty zapewne nasi „zasłużeni” ze starej gwardii, wspierani podłym Jandoleniem w kraju zapewne dadzą głos, wybrani to wybrani…
O dymisjach przegranych na partyjnych piętrach mowy nie ma. Przed wyborami do Sejmu po stronie opozycji zarysowują się dwa nurty: tak trzymać, ostro, bo nie ma co się z pisowcami patyczkować, albo zelżyć trochę język, nie lżyć właśnie, nie napadać, nie szczuć, bo efektów nie dało, tylko wyjść do ludzi, bardziej przyjaźnie, także do tych katonarodowców i spróbować chociaż część przeciągnąć na swoją stronę. I może jakiś program przedstawić…? I broń Boże nie mówić o cofnięciu tego, co im PiS dał… Pozostaje jednak dylemat: razem czy osobno? W koalicji ze zmienioną nazwą, czy każdy na własny rachunek?
A ja się zastanawiam, kto wybił do nogi, kto wytruł, albo uśpił szeregi PO i PSL, że do tej pory nie wyekspediowały w kosmos całe swoje zarządy. Hallo, jest tam kto…?! Skłócanie ludzi, podtrzymywanie i bazowanie na wojnie polsko-polskiej, na rozniecaniu nienawiści, na jątrzeniu, na podważaniu dorobku i dyskredytowaniu na zewnątrz własnego kraju, z jedynym „programem”: chcemy wrócić do władzy, już nie działa! Hallo, jest tam kto…?!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/448927-kto-uspil-szeregi-po-i-psl-ze-nie-wyslaly-jeszcze-w-kosmos