Duże zainteresowanie wyborami w Polsce do Parlamentu Europejskiego wykazują niemieckie media. Nie ukrywają, że nie są zachwyceni wynikiem tych wyborów. Martwią się porażką Koalicji Europejskiej. Na równi ze swoimi polskimi pupilami, w których zwycięstwo pokładali nadzieje, czują się rozczarowani tym, że znowu nie udało się pokonać polskiej prawicy.
Jak dziś wiemy, nadzieje te opierali na huraoptymizmie, który tryskał z każdych ust członków Koalicji Europejskiej, przy najdrobniejszej publicznej okazji. Niemcy też dali się nabrać na przedwczesne dzielenie skóry na niedźwiedziu, którego co i rusz dokonywali liderzy poszczególnych partii wchodzących w skład koalicji. Przede wszystkim przesiąknięte butą, pewnie z domieszką w pełni świadomej manipulacji, zapowiedzi zwycięstwa przez organizatora antypisowskiego frontu Grzegorza Schetynę.
Niemcy nie mieli na tyle dobrze rozpoznanej sylwetki Grzegorza Schetyny, żeby wiedzieć, iż jego pomysł połączenia sił z innymi ugrupowaniami wynikał ze strachu przed kolejną przegraną Platformy Obywatelskiej w bezpośrednim starciu z PiS. Trafnie ocenił, że może nie być to zwykła minimalna przegrana, ale klęska równoznaczna z jego politycznym upadkiem. Ratując więc własną skórę, stworzył koalicję. Po trosze otępiali liderzy pozostałych ugrupowań naiwnie uwierzyli w uczciwość intencji Schetyny, zapowiadającego partnerską partycypację w stworzonych listach wyborczych. Patrzyli na niego jak na ojca wspólnego sukcesu, stojącego za najbliższą rogatką. A tu taki nieprzyjemny szok.
Dziś Niemcy na trzeźwo patrzą na powody przegranej obozu, który, czego nie ukrywają, mocno wspierają. Jednym z kluczowych powodów porażki było nieprzywiązywanie wagi w trakcie kampanii wyborczej do elektoratu żyjącego na prowincji. Założenie, że duże poparcie w wielkich miastach, czego można było być pewnym, wystarczy do zwycięstwa. Przewagę przeciwników PiS zapowiadało zjednoczenie się opozycji i powstanie jednej, wspólnej listy.
A teraz uwaga. To, co w Polsce było uważane za bluźnierstwo, krzywdzące twórców dokumentu „Tylko nie mów nikomu”, Niemcy, będący obserwatorami stojącymi z boku, bez ogródek przypisują filmowi intencje polityczne, wbrew twierdzeniom braci Sekielskich, że wyłącznie dobro ofiar pedofilii duchownych leży im na sercu.
Niemcy pisząc o elementach, mających przyczynić się do zwycięstwa Koalicji Europejskiej, mówią wprost:
„Dodatkowym wsparciem miał być film „Tylko nie mów nikomu”, dokumentujący przypadki wykorzystywania seksualnego w Kościele i próby tuszowania skandalu”.
Nie wiem dlaczego, do składników wsparcia Niemcy nie zaliczyli cyklu wykładów w Polsce „największego polskiego polityka opozycyjnego”, Donalda Tuska w szczytowym okresie kampanii wyborczej. Tusk w jednoznaczny sposób opowiadał się po stronie Koalicji Europejskiej, nie żałując złośliwości pod adresem PiS. Czyżby Niemcy przejęli się kilkoma opiniami polskich publicystów, mówiących, że Tusk swoją akcją wspierania zaszkodził Koalicji Europejskiej?
Może dlatego po ogłoszeniu wyników Tuskowi ze wstydu odebrało mowę, którą odzyskał po dwóch dniach milczenia? I wtedy od razu wypowiedział kilka banałów o tym, jakie to świetne nauki płyną z przegranej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/448744-wklad-donalda-tuska-i-braci-sekielskich-we-wsparcie-ke
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.