Nie ma dziś słuszniejszych apeli na prawicy niż te, które wzywają do wielkiej pokory i jeszcze cięższej pracy. Jesienne wybory jeszcze nie zostały wygrane. O tym liderzy Zjednoczonej Prawicy muszą pamiętać każdego dnia; każdy okruch pychy zemści się okrutnie.
Nie zmienia to jednak faktu, że opozycja jest w naprawdę dużych opałach. Ma dziś zasadniczo trzy wyjścia:
— 1. Może pogrzebać Koalicję Europejską, budując trzy lub więcej list: mocno lewicową, wręcz lewacką, (Wiosna i inne), ludowo-chadecką (PSL) oraz centrowo-lewicową (Platforma być może z SLD)). Zapewne pojawi się także próba budowy czegoś wyraziście liberalnego w sferze gospodarczej;
— 2. Może walczyć pod sztandarem lekko zmodyfikowanej Koalicji Europejskiej, zapewne już bez PSL, ale za to z SLD i Nowoczesną;
— 3. Może podjąć próbę ułożenia jakiejś nowej konstrukcji, na innych zasadach, pod zupełnie nową nazwą i z nowymi akcentami programowymi, z nowymi twarzami na czele; konstrukcji, która byłaby swego rodzaju pospolitym ruszeniem.
Wynik wyborów sprawia, że żadne z tych rozwiązań niczego nie gwarantuje. Wielość list da dużą premię obozowi rządzącemu. Kontynuowanie projektu koalicyjnego przyniesie być może dwupartyjny Sejm, ale z większością dla PiS. Na budowę czegoś zupełnie nowego jest już chyba za późno, tym bardziej, że 26 maja 2019 roku być może największą życiową klęskę poniósł także Donald Tusk, będący dotąd ostatnią nadzieją całej opozycji. Tej deski ratunkowej już nie ma.
Tak naprawdę wyjścia więc nie ma: by choćby marzyć o sukcesie, choćby o częściowym, choćby o utrzymaniu status quo z lat 2015-2019, opozycja musi trwać w ramach Koalicji Europejskiej. Bez tego, przy metodzie d’Hondta i odrobinie szczęścia, obóz Jarosława Kaczyńskiego może zdobyć znacznie więcej niż połowę mandatów. A to może z kolei otworzyć drogę do naprawdę głębokiej przebudowy państwa.
Szczególnie mądre głowy, których jak wiemy po stronie opozycyjnej wręcz zatrzęsienie, powinny być może myśleć dalej, spoglądając w kierunku roku 2023-ego. Powinno to być spojrzenie zarówno do przodu, jak i wstecz. Bo jeśli dziś opozycji grozi scenariusz węgierski, a więc trwała marginalizacja, to jest to wina wyłącznie samej opozycji. To po prostu cena za totalność, za histerię, za postawienie przed Polakami wyboru: albo wszystko, albo nic, albo z nami, albo piekło. To owszem, dawało jakąś szansę na odbicie kraju, ale niosło ze sobą także ryzyko wewnętrznego wypalenia się III RP, a tym samym zawalenia całej konstrukcji.
Kluczem do przyszłości opozycji jest dziś więc zdolność do wyjścia z pułapki ciągłego emocjonalnego i moralnego wzmożenia, i powrót do uprawiania normalnej polityki. Niby proste, ale jak przekonać ludzi - także z mediów - którzy inaczej żyć już nie umieją?
Nie jest to sprawa, która nie powinna obchodzić ludzi sympatyzujących z obozem rządzącym. Totalność opozycji nie tylko bowiem szkodzi jej samej; ona bardzo mocno szkodzi także Polsce.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/448551-opozycja-ma-dzis-do-wyboru-3-drogi-ale-co-jedna-to-gorsza