Powyborczy szok wydaje się tak ogromny także dlatego, że zwolennicy opozycji faktycznie mogli uważać w ostatnich tygodniach kampanii iż czas pracuje na ich korzyść, a trend wzrostowy jest po ich stronie. Po trosze, diabelskimi metodami, sami na to zapracowali, świadomie kreując falę antykościelną. Więcej o tym mechanizmie w bardzo ciekawym najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci”:
Uważam, że mogło to pójść w różnych kierunkach. Jednak mniej więcej dwa tygodnie przed wyborami, w punkcie kulminacyjnym histerii na punkcie nielicznych (zawsze haniebnych) przypadków pedofilii w Kościele, na pierwszy plan kampanii wysunął się Jarosław Kaczyński. Prezes Prawa i Sprawiedliwości w kampanii terenowej objechał chyba z pół Polski, mocniej niż wcześniej pojawiał się także w stacjach telewizyjnych. Poparł propozycję Ministerstwa Sprawiedliwości, by z tematem pedofilii zmierzyć się bez żadnych taryf ulgowych: zapowiedziano komisję państwową do badania tych przypadków, padło ważne i mocne zdanie iż „ani purpura, ani Nobel, ani Oscar nie uchronią przed odpowiedzialnością za pedofilię”.
Najważniejsze jednak, że lider partii przywrócił ideowy rdzeń przekazu Prawa i Sprawiedliwości, co pozwoliło tej formacji zatrzymać wyborców nieco przestraszonych sprawami takimi jak żydowskie roszczenia wobec mienia bezspadkowego, ofensywa ideologii LGBT (tu np. w próbach wchodzenia tych aktywistów do szkół PiS milczał w mojej opini za długo), co zostało przerwane krótkim „wara od naszych dzieci!”. Dał też jasny sygnał ludzi przerażonych rosnącym antykatolickim ekstremizmem, że mogą na jego formację liczyć w obronie swoich praw do spokojnego wyznawania wiary.
Premier Kaczyński wyraźnie sformułował też oczywistość, która wybrzmiewała za rzadko: że rządy środowisk skupionych w Koalicji Europejskiej oznaczają niemal pewne cofnięcie zmian w redystrybucji dochodu narodowego, ponowne przejęcie wszystkiego przez metropolie i grupy uprzywilejowane, a także skasowanie programów prorodzinnych. Był w tym ostrzeganiu wiarygodny, jako autor już wchodzącej w życie (trzynastki dla emerytów i rencistów, 500 plus na każde dziecko) tzw. „Piątki Kaczyńskiego”.
To wszystko według mnie przeważyło szalę. Ostatnie dwa tygodnie kampanii były kluczowe. Odwróciło trendy. Padł przy okazji ważny mit, mimo braku dowodów ciągle suflowany: że Jarosław Kaczyński to polityk niezdolny do frontowego pociągnięcia wyniku ponad próg żelaznego elektoratu, że musi zasłaniać się innymi. Okazało się odwrotnie: to właśnie Kaczyński osobiście wyciągnął z domów uśpionych wyborców, co dało skok frekwencyjny po stronie wyborców prawicy i w efekcie zwycięstwo.
Przypomnę, że tuż przed ciszą wyborczą napisaliśmy na naszym portalu: Podsumowanie sondaży na ostatniej prostej. Jeśli wyborcy prawicy pójdą do urn, zdecydowanie wygra PiS!.
To się w pełni potwierdziło.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/448406-upadl-w-tych-wyborach-pewien-glupi-mit