Na początek ogólne zastrzeżenie i nieco banału - na ostateczne wnioski, analizy i oceny poczekajmy do wyników wyborów podanych przez Państwową Komisję Wyborczą. Powiększająca się przewaga PiS nad KE w badaniu late poll wskazuje jednak, że rezultaty zapewne nie będą się jakoś drastycznie różnić od tych, które poznaliśmy o godzinie 21:00 w niedzielny wieczór.
Grzegorz Schetyna próbował co prawda zaklinać rzeczywistość, oceniając polityczną porażkę żargonem piłkarskim, mówiąc o pierwszej połowie meczu. Z racji tego, że i ja jestem kibicem, sprostuję przewodniczącego Platformy Obywatelskiej: to nie była pierwsza połowa meczu, ale przerżnięty mecz u siebie. Koalicja Europejska pracowała w cieplarnianych warunkach: z wygodną dla siebie agendą tematów, ze swoimi kibicami na trybunach medialnych, z Brukselą w tle. I co? I to obóz Prawa i Sprawiedliwości wygrał ten trudny polityczny mecz na wyjeździe.
ZOBACZ WIECZÓR WYBORCZY NA ANTENIE TELEWIZJI WPOLSCE.PL:
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele - przyjdzie jeszcze czas, by je na spokojnie roztrząsać, oceniać, szczegółowo omawiać. Z pewnością jednak nie powiódł się kluczowy w perspektywie najbliższych kilku lat plan Grzegorza Schetyny, który mówił o nim szczerze w wywiadzie dla Kultury Liberalnej tuż przed wyborami. I równie szczerze przyznawał - nawet najmniejsza porażka (a tutaj zanosi się na pogrom!) z PiS będzie w tych wyborach klęską.
Schetyna: Moim marzeniem i celem jest wygranie w wyborach do Parlamentu Europejskiego o choćby punkt procentowy, o jeden mandat. Żeby pokazać opinii publicznej, że zaczyna się dekompozycja PiS-u, żeby Kaczyński nie mógł wyjść i powiedzieć, że wygrał kolejne wybory z rzędu.
Kultura Liberalna: Czyli nawet niewielka przegrana w wyborach europejskich będzie dla pana dużą porażką?
Schetyna: Tak – i stąd moja determinacja do budowy tej koalicji. Żeby pokazać, że czas zwycięstw PiS-u się skończył. To jest także ogromna inwestycja w wybory październikowe.
Lider Platformy Obywatelskiej przelicytował, a przy okazji mocno osłabił swoją partię. To PO najwięcej zapłaciła za sojusz w ramach Koalicji Europejskiej - PSL swoje mandaty zrobił (o innych ich problemach za chwilę), SLD swoje wykręciło, a Platforma? Lada moment rozpocznie się czas rozliczeń. Co będzie miał do powiedzenia swoim kolegom wracającym z Brukseli bez przedłużenia mandatu? Co powie wyborcom, którzy przychodzili na marsze i oczekiwali na choćby minimalne przełamanie, które pozwoliłoby na efekt psychologiczny? Projekt Schetyny totalnie nie wypalił.
Wracając jednak do głównych wygranych tych wyborów. Prawo i Sprawiedliwość przełamało pewien impas, a głównym motorem napędowym tego stanu rzeczy była wielka mobilizacja elektoratu. Udało się przełamać to przekonanie, według którego wybory do PE to zaledwie wyścig o niezłe fuchy w Brukseli. Jeśli trend mobilizacyjny się utrzyma i jesienią frekwencja skoczy o kolejne 10, a może nawet 15 punktów procentowych, parlament w kadencji 2019-2023 może być pierwszym, do którego wejdą tylko dwa ugrupowania, dwa bloki. Nic dziwnego, że Jarosław Kaczyński zaczyna mówić na poważnie o większości konstytucyjnej.
Byłem dziś w sztabie wyborczym PiS i słychać tam było huk kamieni, jakie spadały z serc polityków, liderów, sztabowców. To nie była normalna kampania prowadzona za pomocą klasycznych prawideł. Szarpany, nierówny wyścig, okraszony na końcu zaangażowaniem przepompowanego Tuska i zmaganiami z powodzią, nie był nadzorowany, prowadzony przez PiS. I stąd wielkie obawy - na szczęście dla Nowogrodzkiej strach okazał się mieć wielkie oczy. Ale zgadzam się z Michałem Karnowskim, który powiedział na antenie wPolsce.pl, że więcej w tym było szczęścia niż realnych, kampanijnych wysiłków obliczonych na konkretne rezultaty.
W tym podziale, zmierzającym coraz bardziej do systemu dwublokowego, najbardziej traci Polskie Stronnictwo Ludowe, które stoi dziś przed prawdziwie wielkim wyborem: w ramach Koalicji Europejskiej nie ma co liczyć na szereg biorących miejsc, samodzielnie zaś - jest niemal martwe, co pokazują wyniki wyborów do PE wśród rolników i mniejszych miejscowości. Władysław Kosiniak-Kamysz może i obroni - na razie - swoją pozycję jako prezesa PSL, ale za chwilę lub dwie będzie musiał odpowiedzieć na trudniejsze pytania. W szeregach KE trudno będzie pozostać, tym bardziej, że wielka presja będzie ciążyć na Wiośnie Roberta Biedronia. A w jednym sojuszu PSL z Wiosną nie wytrzyma. Znikąd nadziei.
Sukces Konfederacji przekraczającej próg wyborczy jest realny, ale warto mieć perspektywę wyborów sprzed pięciu lat: Nowa Prawica JKM uzyskała wówczas 7,15%, a dodając do tego 1,4 proc. Ruchu Narodowego był to wynik niemal 9-procentowy. Jasne - dziś była większa frekwencja, więc i realny wynik był liczbowo bardziej okazały, ale przełożenie na wybory parlamentarne jesienią może być podobne - i Konfederacja, o ile utrzyma swoją strukturę i dalej będzie wysysać siłę z Kukiz‘15, będzie walczyć o przekroczenie progu wyborczego. Z ruchem Pawła Kukiza jest zaś tak, że to wielka niewiadoma - zbyt dużo tam chaosu, braku strategii, żeby cokolwiek można oszacować. Albo K‘15 usystematyzuje swoje działania, albo pogrąży się na dobre i utonie w chaosie, z którego skorzysta Konfederacja.
Podsumowując, PiS uzyskało - nie bez trudu - pole position przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. Zarówno wybory samorządowe (mniej), jak i europejskie (bardziej) były dla tej partii bardzo, bardzo trudne: strukturalnie, wyborczo, kampanijnie. A jednak się udało. Naturalnym oczekiwaniem będzie więc przed jesienią - i formułuje je Jarosław Kaczyński - by ten dzisiejszy wynik naprawdę jeszcze mocniej podkręcić. Jak pokazał niedzielny wieczór, nie ma żadnego politycznego szklanego sufitu nad głową prezesa PiS - sky is the limit.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/448310-pis-rozbilo-rywala-w-meczu-na-wyjezdzie-sky-is-the-limit