Słuchałem, ale nie klaskałem” – stwierdził lider PO Grzegorz Schetyna, zapytany, jak przyjął antyklerykalne wystąpienie szefa pisma „Liberté!”. Leszek Jażdżewski użył słów – nawet jak na dzisiejsze standardy – nie tylko mocnych, ale wręcz niegrzecznych. Chciał obrazić, udało się. Został dostrzeżony, bo swoje mądrości wygłosił przed przemówieniem Donalda Tuska, w obecności najważniejszych liderów opozycji.
CZYTAJ WIĘCEJ: W nowym numerze tygodnika „Sieci”: Oto rachunek za niemieckie zbrodnie. UJAWNIAMY ustalenia raportu o stratach wojennych
Stąd pytanie do Schetyny i jego odpowiedź. Sprytna. Można by nawet powiedzieć, że dowodząca erudycji szefa Platformy. Bo nawiązująca do klasycznej już frazy Billa Clintona: „Paliłem, ale się nie zaciągałem”.
Co więcej, słowa Schetyny są z ducha postmodernistyczne. Wielowymiarowe, niejednoznaczne. Dające pole do licznych, nawet i sprzecznych interpretacji. „Nie klaskałem” – to może oznaczać, że nie akceptował treści wypowiedzi, ale niekoniecznie. Może nie klaskał, bo go to nie interesowało. Wszak dodaje: „Byłem na uniwersytecie, żeby posłuchać Tuska”.
Jednak z drugiej strony chyba coś do niego dotarło: „Miałem dystans do tego, co słyszałem”. No i z trzeciej strony (tu chyba porównanie Tuska i Jażdżewskiego): „Przestrzeń analizy politycznej między jednym a drugim jest naprawdę ogromna, bo to są kompletne skrajności”.
Ekwilibrystyka godna najlepszego politycznego cyrku. Jeśli ktoś się dziwił, że Schetyna tak długo i skutecznie bryluje w polityce, to właśnie otrzymał najlepszy pokaz jego akrobatycznych umiejętności.
Nie piszę tego, żeby atakować Grześka, którego miałem przyjemność kiedyś poznać bliżej i którego osobiście szczerze lubię. Jego słowa to jednak tylko współczesna technologia polityczna. W czasach miałkości, gdy chodzi o to, aby nie zrazić jak największej części wyborców, w sprawach najważniejszych, ideowych lepiej być jak najmniej konkretnym. To epoka, gdy niektórzy jeszcze „palą”, ale już nikt się „nie zaciąga”.
Na zachodzie Europy osiągnęło to postać skrajną. Chrześcijańscy demokraci, konserwatyści, republikanie – a więc partie historycznie należące do prawicy – godzą się na najbardziej oszalałe lewackie eksperymenty ideologiczne.
A i w Polsce nie jest lepiej. Raz rządzi partia, która ma usta pełne frazesów o przywilejach dla gejów – ale nic w tej sprawie (dzięki Bogu) nie robi. Innym razem partia, która chciałaby ograniczenia aborcji – ale (niestety) palcem w tej sprawie nie kiwnie. O tempora!
Felieton ukazał się w 19 numerze tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/447178-dominik-zdort-w-sieci-grzesiek-sie-nie-zaciagal