Przedstawiony w Sejmie raport komisji śledczej ds. Amber Gold nie zaskakuje. Jeśli ktoś uważnie, albo nawet mniej uważnie śledził pracę posłów, wie, że to nie Marcin P. był mózgiem tej afery. To był klasyczny „słup”.
Tak na zdrowy rozsądek. Jest sobie człowiek, drobny cwaniaczek, który naciąga ludzi w mało wyrafinowany sposób. Myślę o „Multi Kasie”. Okienko, do którego zanosi się pieniądze na wszystkie rachunki, a jego pracownicy płacą za nas potem, ile trzeba poszczególnym instytucjom pobierając za to prowizję. Jeśli nie zapłacą, powiedzmy za prąd, to za miesiąc, maksymalnie za dwa, będzie to jasne. To kłamstwo ma wyjątkowo krótkie nogi. Taki „rozmach” miały przestępstwa Marcina P., taki z niego był gangus.
I nagle okazuje się, że ten gość wychodzi z więzienia pod byle pretekstem, zaczyna opływać w luksusy i kręci biznes na grube miliony, które w końcu znikają. Do tej pory rzeźbił sobie na kilka, kilkanaście tysięcy, nagle postanowił zgarnąć wielką pulę. To oczywiście plan, którego nie powstydziłby się sam Egon Olsen, ale trzymając się bliżej ziemi - nie ma szans, by ktoś taki jak P. wymyślił i zrealizował samodzielnie przestępstwo tak wielkie jak piramida Amber Gold.
CZYTAJ TAKŻE: Porażające wnioski raportu końcowego komisji Amber Gold! Sprawdź, jak kłamali ludzie Tuska! Wassermann: „Marcin P. był słupem”
Plan był taki, że to Marcin P. i jego żona Katarzyna wezmą na siebie całą odpowiedzialność. Ludzie z permanentnymi kłopotami finansowymi dostali od kogoś niebywałą szansę. Pożyli sobie parę lat na nieosiągalnym wcześniej poziomie, teraz - to prawda - odsiedzą wyrok (niewiele im już pewnie zostało) i wyjdą. Gdzie i co mają zakamuflowane, nie wie nikt poza nimi. Ale chyba całkiem goli z tego nie wyszli, w to nie wierzę.
Dzięki komisji śledczej, poza tą dwójką, kilkanaście innych osób usłyszy zarzuty prokuratorskie. Chodzi przede wszystkim o urzędników państwowych i przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości, którzy nie dopełniając swoich obowiązków, albo działając celowo umożliwili przestępcom działanie dosyć swobodne, praktycznie na granicy bezczelności.
Kto więc stał za Marcinem P.? Kto wyciągnął go z więzienia i dał kasę na rozruch? Wreszcie, kto zwinął kilkaset milionów złotych włożonych w Amber Gold? Na te pytania komisja śledcza odpowiedzi nie dała, ale wcale nie takie było jej zadanie. Mam natomiast nadzieję, że tropami wytyczonymi przez posłów ruszą teraz organy ścigania i kiedyś prawdę o AG poznamy. Chcę wierzyć, że tekturowe państwo się skończyło, a „grube misie” wcale nie mogą spać spokojnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/446847-jak-drobny-cwaniaczek-zrobil-w-konia-pol-polski