„Gazeta Wyborcza” rozpływa się nad Donaldem Tuskiem i co jakiś czas wystawia mu laurki. Z racji wyborczego maratonu dzieje się to coraz częściej. Redakcja z Czerskiej okrzyknęła szefa RE nawet „Człowiekiem Roku”, twierdząc, że jest on „prawdziwym mężem stanu”. Nie mogło też zabraknąć wywiadu, który z Tuskiem przeprowadzili Adam Michnik, Jarosław Kurski i Bartosz T. Wieliński. Co takiego Tusk miał do powiedzenia?
CZYTAJ WIĘCEJ: Ależ laurka! Kurski rozpływa się w „Wyborczej” nad Tuskiem: To mąż stanu. Gniecie i przeraża władzę. PiS boi się go jak ognia
Zacznijmy od brexitu. Zdaniem Tuska problem ten pojawił się wraz z przystąpieniem Wielkiej Brytanii do wspólnoty. Do tego referendum „wypadło w najgorszym możliwym momencie” i jest efektem „fałszywej kalkulacji politycznej”.
Paradoksalnie dopiero brexit obudził w Wielkiej Brytanii proeuropejski ruch
— stwierdził Tusk, dodając, że podczas „Marszu miliona” z „dużą frajdą” zauważył takie osobiste akcenty jak hasła, że powinien zostać premierem na Wyspach. Ocenił, że wiele popularności w Wielkiej Brytanii przyniosło mu jego stanowisko przeciwne brexitowi.
Po brytyjskim referendum w 2016 roku pomyślałem, że jeśli uznamy sprawę za zamkniętą, to będzie koniec. Dziś szans na to, że brexitu nie będzie, mamy moim zdaniem 20-30 proc. To dużo
— przekonywał Tusk.
Czyżby nie pamiętał, co brytyjska prasa miała o nim do powiedzenia właśnie ws. brexitu?
Oświadczył, że premier David Cameron dostał od UE więcej, niż tak naprawdę należało się Brytyjczykom, ale nikt nie zwrócił na to uwagi, bo paliwem dla brexitowych nastrojów była zwiększająca się liczba imigrantów na Wyspach - również tych z Polski.
Gdybym więc postąpił według tego, co mówią obecnie moi polscy oponenci, i dał Cameronowi to, czego chciał, to Polacy byliby pierwszymi poszkodowanymi
— stwierdził Tusk, dodając, że mówienie o upokorzeniu Brytyjczyków przez UE jest argumentem absurdalnym, podnoszonym przez osoby fałszywe.
Moim głównym zadaniem jest pilnowanie, by Unia wykazała cierpliwość mimo odczuwalnych w wielu miejscach na kontynencie negatywnych emocji. Prawie codziennie słyszę: a niech oni już sobie idą. Mówię kolegom, by jeszcze chwilę poczekali. Irytacja irytacją, zmęczenie zmęczeniem, ale stawka jest za wysoka
— przekonywał Tusk.
Redaktorzy z Czerskiej nie zapomnieli także o swoim ostatnio ulubionym słowie, jakim jest „populizm”. Zapytany o to Tusk stwierdził, że siły populistyczne przeżywają swoje wzloty i upadki, ale nie jest to nic nowego.
W wielu państwach obywatele są bardziej proeuropejscy niż rządy. Bywa też odwrotnie. W Polsce dzisiejsza władza zachowuje się bardzo dwuznacznie. Ostatnie deklaracje są zdumiewająco proeuropejskie. Czas pokaże, czy to wyborczy cynizm, czy coś trwałego. Ale mamy gwarancje proeuropejskich uczuć Polaków
— oświadczył Tusk.
W kontekście populizmu odniósł się także do kryzysu migracyjnego. Stwierdził, że wzbudził on demony i „dał tlen odrażającym formom politycznym, wywołał na scenę ksenofobię i nacjonalizm”. Nie zapominał także podkreślić swojej roli w tym wszystkim. Powiedział, że on sam od początku podkreślał, że „polityka migracyjna nie może być funkcją naszej bezradności”.
Nie istnieje polityka migracyjna, jeśli nie ma się granicy. (…) Polityki otwartych drzwi nie można uzasadniać tylko tym, że nie potrafimy zatrzymać nielegalnej migracji. Kiedy pojawiły się głosy, np. w Berlinie, że ta fala jest za duża, by ją zatrzymać, powiedziałem, że jest dokładnie odwrotnie, że jest za duża, by jej nie zatrzymać
— mówił szef RE, strasząc, że „jeśli liberalne demokracje nie zdołają zagwarantować, że obywatele Unii będą czuli się bezpiecznie, to przegrają i oddadzą za darmo władzę tym, którzy bezpieczeństwo przeciwstawiają wolności”.
Wspomnicie moje słowa: dzisiejsi wodzowie „nowych suwerennych demokracji” zatęsknią jeszcze do politycznego europejskiego centrum i szukać będą drogi powrotnej, bo prawdziwi radykałowie staną się dla wielu ich wyborców bardziej atrakcyjne
— mędrkował Tusk.
Rozmowa dotyczyła również rządów Prawa i Sprawiedliwości. Tusk stwierdził, że jest krytyczny w stosunku do rządu, ale nie ma kompleksów w Brukseli.
Zdaniem Tuska w relacjach Polski z Ukrainą jest „niepokojąca pasywność i sporo złej krwi”. Jego zdaniem kiepskie jest również pojednanie polsko-niemieckie, które „dziś jest na krawędzi”.
Dziś w Polsce wielu polityków usilnie pracuje nad tym, by odgrzać dawne uprzedzenia. W Niemczech też się mogą tacy pojawić. Mam wrażenie, że wielu polityków polskiej prawicy jest autentycznie przekonanych, że Niemcy są wręcz zagrożeniem dla Polski
— oświadczył szef RE.
Tusk pytany był także o to, czy „Polska wróci na należne jej miejsce w polityce Unii”. W jego cenie ważniejsze od „niemądrej aktywności polityków” jest „gra potencjałów”, a Polska wciąż potencjalnie jest graczem wagi ciężkiej, ale Polska sama się z tego wycofała.
Spora część Unii jest krytyczna wobec stanu praworządności w Polsce, ale to w żadnym razie nie oznacza, że nasi partnerzy się z Polską nie liczą. Polska traci nie tylko przez politykę PiS, której wielu nie akceptuje, ale dlatego, że rząd jest w wielu dziedzinach pasywny. Orbán jest o wiele bardziej krytykowany, ale Węgry są wciąż graczem w Brukseli, a z Orbánem partnerzy się liczą. Problem Polski polega na tym, że rządzi ktoś, do kogo nie można dotrzeć. Premier Mateusz Morawiecki przyjeżdża do Brukseli i nie ukrywa, że władza nie jest w jego rękach. A przecież to na spotkaniach europejskich liderów wykuwają się decyzje. Kto nie ma w ręku władzy, ma tam niewiele do powiedzenia
— przekonywał Donald Tusk twierdząc, że kiedy on sam był premierem, to z innymi przywódcami konfrontował się o wiele agresywniej niż Morawiecki.
Co więcej, Tusk nie zapomniał też o groźbach Polexitu, w których lubuje się totalna opozycja. Stwierdził, że w takich przestrogach jest dużo prawdy.
Mieliśmy status autentycznego lidera regionu i choć nie byliśmy w stanie osiągnąć wszystkiego, czego chcieliśmy, to nie dało się w Unii postanowić niczego bez naszej zgody. (…) Można grać, walczyć, zawierać kompromisy. W Polsce niestety to słowo odbiera się jako kompromitację
— powiedział Tusk.
Szef RE oświadczył także, że jego największym sukcesem jest utrzymanie jedności w Unii Europejskiej „wbrew wszystkim okolicznościom”. Dodał, że udało się zrozumieć, że otwarta Europa nie oznacza Europy bez granic. Chwalił się, że dużo wysiłku włożył w zbudowanie porozumienia Grecji z Niemcami. Przekonywał, że jeśli ktoś wierzy w to, że jest obywatelem, to 26 maja pójdzie na wybory.
wkt/”Gazeta Wyborcza”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/445986-kampania-prezydencka-juz-ruszyla-madrosci-tuska-w-gw