Tęcza w aureoli kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej to nie tylko parodia motywu sztuki sakralnej, ale też desakralizacja oryginału.
Takiego steku bzdur, jakie można usłyszeć i przeczytać w związku z dorobieniem tęczowej aureoli kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, nie było od czasu ekscesów z „Tęczą” Julity Wójcik na warszawskim Placu Zbawiciela. A i wtedy nie sięgano do argumentów sprzecznych z logiką, semantyką, semiotyką, poetyką, ikonologią, ikonografią czy po prostu zdrowym rozsądkiem. Jest czymś diametralnie różnym używanie w sztuce sakralnej motywu tęczy a parodiowaniem tego motywu, szczególnie w aureolach Matki Boskiej i Dzieciątka. Za zastąpieniem złota w aureoli barwami tęczy nie stoi przecież zamiar zmodyfikowania ustalonej tradycji ikonograficznej czy utrwalonej symboliki. Złota aureola jest skądinąd symbolem boskości, doskonałości i wieczności. Nie chodzi tu też o żaden dyskurs teologiczny. Intencja jest parodystyczna, przewrotna, czyli także prześmiewcza, obrazoburcza. Tu nie chodzi o poszerzenie żadnego utrwalonego dyskursu, sposobu obrazowania, lecz o użycie przetworzonego wizerunku jako narzędzia walki politycznej, wojny ideologicznej i kulturowej. A wtedy na plan pierwszy wysuwa się właśnie parodia, prześmiewczość i zaplanowana obrazoburczość.
Udają głupiego ci wszyscy, w tym profesjonalni historycy sztuki, kulturoznawcy, filozofowie czy teologowie, którzy najpierw przypominają teologiczne, symboliczne bądź ikonograficzne znaczenie tęczy, a potem traktują parodię z kopią obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej jako przykład zastosowania tego motywu poprzez pryzmat teologii, ikonologii i ikonografii. Między kanonicznym obrazowaniem w sztuce religijnej a parodią, czyli elementem popkultury (tu w służbie polityki i ideologii) istnieje przepaść. A w porządku wartości z jednej strony wynikających z funkcji sztuki sakralnej, a z drugiej – z wiary, mamy do czynienia z oczywistym świętokradztwem, z celową obrazą uczuć religijnych. Właśnie dlatego, że nie chodzi o poszerzenie dyskursu teologicznego czy modyfikację sposobu obrazowania w sztuce sakralnej, lecz o parodię jako jedno z podstawowych narzędzi popkultury.
Gdy Donald Tusk powołał się w Poznaniu na motyw tęczy z centralnej części tryptyku Hansa Memlinga „Sąd Ostateczny”, albo nie wiedział, o czym mówi, albo kpił w żywe oczy. Cóż bowiem z tego, że u Memlinga Syn Boży zasiada na tęczowym kręgu? Zasiada, gdyż tęcza oczywiście jest symbolem przymierza z Bogiem. Zgodnie z tym, co można przeczytać w „Księdze Rodzaju” (za „Biblią Gdańską”): „Tedy rzekł Bóg: To jest znak przymierza, który Ja dawam między mną i między wami, i między każdą duszą żywiącą, która jest z wami, w rodzaje wieczne. Łuk mój położyłem na obłoku, który będzie na znak przymierza między mną, i między ziemią. I stanie się, gdy wzbudzę ciemny obłok nad ziemią, a ukaże się łuk na obłoku: Że wspomnę na przymierze moje, które jest między mną i między wami, i między każdą duszą żywiącą w każdem ciele; i nie będą więcej wody na potop, ku wytraceniu wszelkiego ciała. Będzie tedy łuk on na obłoku, i wejrzę nań, abym wspomniał na przymierze wieczne, między Bogiem i między wszelką duszą żywiącą w każdem ciele, które jest na ziemi. Zatem rzekł Bóg do Noego: Tenci jest znak przymierza, którem postanowił między mną, i między wszelkiem ciałem, które jest na ziemi”. Po potopie Bóg rozpiął tęczę i wyjaśnił Noemu, że to znak przymierza i pojednania.
Tęcza jest elementem wielu przedstawień Sądu Ostatecznego (jak u Memlinga), ale też występuje w przedstawieniach Madonny z Dzieciątkiem (jak w obrazie Matthiasa Grünewalda „Madonna ze Stuppach”). W tradycyjnej sztuce religijnej tęcza nie występuje w aureolach, gdyż ma inne znaczenie. Z kolei powoływanie się na tęczę w świeckich dziełach sztuki nie ma najmniejszego sensu, bo to zupełnie inny kontekst kulturowy i symbolika. Poza tym, że złota aureola jest symbolem boskości, doskonałości i wieczności, oznacza ona także światłość, czyli przeciwieństwo ciemności i mroku. Światłość, także jako złoto czy kolor żółty, są znakiem życia, wegetacji, ale również wyższych wartości, piękna i czystości. Metafizyka światła w języku sztuki miała odpowiednik przede wszystkim w złocie. Złoto było odniesieniem do najwyższego, niewidzialnego światła, symbolem jasności, piękna i boskości. Zastępowanie złota tęczą, i to w kontekście walki politycznej oraz wojen kulturowych i ideologicznych, a „ofiara” Elżbieta Podleśna jest ich oczywistym, łatwo dowodliwym uosobieniem, jest czystą zgrywą, happeningiem, parodią, zabawą, kpiną. I to nie jest parodia mająca cokolwiek wspólnego z Marcelem Duchampem czy Salvadorem Dalim.
W zastąpieniu złota tęczą w kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej chodzi nie tylko o parodię klasycznego motywu sztuki sakralnej, ale przede wszystkim o desakralizację oryginału. Chodzi o włączenie tego przedmiotu kultu w głupawą wojenkę postępowców, szczególnie tych spod znaku LGBTQ, z tradycjonalistami. Desakralizacja jest zatem oczywistą funkcją tego „wojennego” użycia, a parodia jej popkulturową formą. Jest zatem żenujące, że tyle tzw. autorytetów, z Donaldem Tuskiem na czele, brnie w opowieści o motywach tęczy w sztuce sakralnej. Piernik nie ma tu nic do wiatraka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/445889-donald-tusk-i-tzw-autorytety-udaja-glupiego