Bez większej refleksji, a szkoda, przeszła ostatnia informacja o szeregu artykułów w ponad trzydziestu tytułach z całej Unii Europejskiej, poświęconych śledztwom dotyczących wyłudzania podatku VAT. Projekt „Grand Theft Europe” nawiązuje do legendarnej serii gier komputerowych, w których zadaniem gracza było wykonać jak najwięcej przestępczych zadań, czasem rozumianych jako bardzo precyzyjne misje, innym razem jako zabawa, by po prostu nakraść jak najwięcej pieniędzy, samochodów, etc. - i nie dać się złapać.
O ile w grze komputerowej prędzej czy później graczem interesowała się policja, otaczając bandytów, o tyle przy wyłudzaniu podatku VAT - na skalę liczoną w dziesiątkach miliardów euro! - podtytułem powinna być „bezkarność”. I między innymi o tym, jak duża była wspomniana bezkarność piszą dziennikarze tytułów z całej UE.
„Liberation” wytyka, że mimo znajomości tematu i zagrożenia od dobrych kilkunastu lat - państwa są niezdolne do przerwania tych praktyk. Jednocześnie dziennik zaznacza, że w wiele oszustw w ramach karuzeli VAT-owskiej we Francji w ostatnich latach zamieszane były osoby ze środowiska „francusko-izraelskiego”.
Wystarczyło wówczas kilka kliknięć, aby za granicą kupić prawo do emisji bez podatku i odsprzedać je z podatkiem we Francji, bez zwracania urzędowi skarbowemu naliczonego VAT. (…) W sumie w ciągu zaledwie ośmiu miesięcy skarb państwa stracił co najmniej 1,6 mld euro
— czytamy.
Myliłby się ten, kto sądziłby, że chodzi tylko o Francję. Włoski dziennik „Il Sole-24 Ore” opisuje szeroko włoską specyfikę tej przestępczej działalności, pojawia się też wątek polski. To przykład Duńczyka, który wyłudził ponad 50 milionów złotych (!) od firmy Tauron - chodzi o końcówkę rządów PO-PSL. Szerzej o sprawie można przeczytać na newsweek.pl.
Wprawdzie polskie władze zrobiły wiele, by zwalczać systemy karuzeli oszustw, panuje jeszcze wielkie niezrozumienie u podstaw problemu. Ważny zbadany przypadek karuzeli oszustw dotyczy handlu energią. Schemat stworzono przez obywateli duńskich i realizowany przez prawie rok z nieświadomym udziałem jednej z największych państwowych polskich firm
— podkreślono we włoskiej prasie.
Co jak co, ale w Polsce sporo w tym zakresie udało się dokonać. To jedna z fundamentalnych spraw, o której nie raz i nie dwa mówił Mateusz Morawiecki - wcześniej jeszcze jako minister, później już jako szef polskiego rządu. Inna rzecz, że pan premier nie wykorzystał przesadnie okazji wywołanej wspomnianymi śledztwami, by przejąć kampanijną inicjatywę, by wrzucić inny wątek do kampanii europejskiej. Jeden wpis - jaki można przeczytać poniżej - na Twitterze i kilka wzmianek podczas wieców to za mało.
W ciągu trzech, czterech lat wzrost dochodów podatkowych nastąpił o 100 mld złotych. To jest ten +święty Graal+ który, częściowo odnaleziony, służy dzisiaj nam do rozwoju gospodarczego, a także do zrekompensowania gigantycznych deficytów społecznych, które na początku i w trakcie trwania transformacji były traktowane po macoszemu
— mówił premier na środowym spotkaniu.
Morawiecki i jego ludzie zaczepiali w tej sprawie dziennikarzy nie od wczoraj. Pokazywali na mniej i bardziej formalnych spotkaniach tabelki, do znudzenia tłukli do głów odpowiednie wykresy, przekonywali, że tę dziurę da się załatać chociaż w części. Kiwaliśmy głowami, a później przy okazji raportów pokazujących skalę problemu w całej UE, i tak panowało przekonanie, że może i w Niemczech uda się coś z tym zrobić, ale nie nad Wisłą, w kraju niemożności, czy jak chce klasyk - imposybilizmu. O tym, jak w praktyce wygląda ściganie tego procederu - w wykonaniu Krajowej Administracji Skarbowej - ciekawie pisał majówkowy „Dziennik Gazeta Prawna”.
To sprawy niezwykle skomplikowane, przypominające gonienie króliczka, znikających podatników, rozrastających się łańcuchów powiązań, rozpływających się w powietrzu spółek, osób, instytucji. Kiedy karuzele zaczęły być wychwytywane przez dodatkowy nadzór, grupy rozrzedzały działalność na poszczególny asortymenty. Ale te nowe narzędzia (systemy elektroniczne, połączenie instytucji kontrolujących, etc.) zaczęły przynosić realne efekty i dlatego dzisiaj Mateusz Morawiecki może powiedzieć, że się udało. Jeszcze inna rzecz, że to „przemysł działania” tak szybko się zmieniający, że państwo musi wciąż wykonywać swoją pracę i doganiać wspomnianego króliczka.
Jak się to ma do wyborów do Parlamentu Europejskiego? Jeśli wspólnota unijna ma mieć coś do zaproponowania swoim obywatelom, jeśli chcemy wyjść z kryzysu, a nie tylko załamywać nad nim ręce, krokiem w tym kierunku powinna być bardzo ścisła współpraca w zakresie wychwytywania takich wyłudzaczy. Bardzo często to zresztą działania wykraczające poza granicę jednego czy dwóch krajów (przykład Duńczyka w Polsce dobrze to pokazuje), więc taka wzajemna pomoc jest czymś absolutnie naturalnym i pożądanym. Nie jest to, rzecz jasna, remedium na wszelkie problemy, ale być może wokół takich konkretnych kwestii, przekładanych później na realną poprawę życia obywateli - jak choćby w Polsce - można budować kolejne piętra naszej integracji. Zamiast bajać o supermocarstwie, dać odpowiedź w bardzo konkretnych działaniach w codzienności. Mniej to może politycznie atrakcyjne, ale przynoszące pozytywne efekty.
W kampanii europejskiej - co niestety nie dziwi - jesteśmy skupieni w dużej mierze na sprawach polskich, jak rozszerzenie programów społecznych, albo ideologicznych, zwarci w szeregach trzydniowych wojenek. Jeśli premier Mateusz Morawiecki chce mieć większy wpływ na rzeczywistość (także tę unijną) i ma ambicje wykraczające dalej niż codzienne administrowanie - powinien znaleźć sposób na polską opowieść o walce z tym problemem. Bez pudrowania i wielkich pokładów lukru, ale jednak w szerszym kontekście niż tylko podstawowy poziom pt. „Zabraliśmy złodziejom, daliśmy 500+” - ta historia zasługuje na coś więcej. Nawet, a może przede wszystkim w tak przaśnej debacie publicznej, jaką widzimy w ostatnich dniach.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/445848-cala-ue-walczy-z-wyludzeniami-vat-czas-na-polska-opowiesc