W bardzo ciekawej dzisiejszej debacie telewizji wPolsce.pl o tym, kim jest Jażdżewski i o co mu naprawdę chodzi (prowadził Marcin Fijołek), mocno wybrzmiał głos posła PSL Eugeniusza Kłopotka (cytuję z pamięci):
Uważałem, że powinniśmy pójść w tych wyborach pod własnym szyldem. Czułem, że w tej koalicji ciągle będziemy musieli się tłumaczyć ze słów i czynów innych.
To prawda. Ale to też trochę opinia na przedwczoraj, bo dziś sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, a konsekwencje daleko wykraczają poza dyskomfort polityków PSL. W piątek 3 maja skumulowała się bowiem na Uniwersytecie Warszawskim taka dawka emocji, że można to przyrównać do uderzenia politycznego pioruna. Nie sądzę, by ktoś to planował w aż tak energetycznym wymiarze, nie uważam, by wszyscy uczestnicy tego spotkania byli zadowoleni z jego przebiegu. Wydarzenia wyraźnie wymknęły się spod kontroli. Ale stało się. I się nie odstanie.
Konsekwencji będzie kilka.
Po pierwsze, planowana jako spokojny sojusz sił proeuropejskiego rozsądku Koalicja Europejska została przez wystąpienie Jażdżewskiego zepchnięta w kierunku skrajnego antyreligijnego i bezbożnego podniecenia. Częściowo zaś zmuszona do tłumaczenia się, że to zdarzyło się poza nimi, bez ich wiedzy, a klaskali odruchowo. Całkowicie rozwala to plan Schetyny, który kampanię chciał zbudować na klasycznej platformerskiej osi: oszalały, zachłanny, ideologiczny PiS (nazistowskie w stylu plakaty z przerobionymi twarzami polityków prawicy) kontra spokojni, umiarkowani, europejscy MY (wieszane w tym samym czasie plakaty z piękną mamusią i jej słodkim dzidziusiem). W ten oto sposób główny atut kampanijny Koalicji Europejskiej został 3 maja złożony na ołtarzu politycznych ambicji Tuska i próżności Jażdżewskiego.
Po drugie, cała sprawa obnażyła jak bardzo niesterowną strukturą jest Koalicja Europejska, jak mocne więzy zależności, podległości wręcz, łączą ją nie tylko z Tuskiem, który nie troszcząc się o konsekwencje wszedł z butami na scenę, ale także ze skrajnymi środowiskami lewackimi, które po prostu siadły za kierownicą kampanii. Cała ta akcja z profanowaniem wizerunku Najświętszej Maryi Panny jest nie tylko niezwykle bolesna dla każdego wrażliwego Polaka (niekoniecznie) katolika, ale ma też swój wymiar polityczny. Jest zredukowaniem, kolejny już dzień, przekazu opozycji do wulgarnego happeningu, obrażającego świadomie większość Polaków. Tak się wyborów raczej nie wygrywa.
Po trzecie, radykalnie maleje długofalowa możliwość manewru politycznego środowisk opozycyjnych, jakiegoś dobudowania także konserwatywnego skrzydła. Choć dziś to może wydawać się niepotrzebne, przed jesienną walkę o wszystko będzie konieczne. W tej sytuacji bardzo trudne. Na dodatek nie dzieje się to w próżni - obóz Jarosława Kaczyńskiego, mimo potknięć, konsekwentnie działa na rzecz poszerzenia swojej bazy, dokładając pracowicie do swojego podstawowego przekazu opowieść o „europejskości w konkrecie”, „europejskiej jakości życia”, rozwojowych, ambitnych inwestycjach jak Centralny Port Komunikacyjny i całą związaną z tym infrastrukturą, a nawet o przywróceniu lokalnych połączeń autobusowych. Nie zawsze to się udaje, często opór materii jest ogromny, chwilami brakuje umiejętności, ale determinacja z jakim jest to mimo wszystko prowadzone, może zostać nagrodzona.
Gdy spojrzymy na ten ciąg zdarzeń zapoczątkowany przemową Jażdżewskiego o złym klerze, świniach i czarnoksiężnikach z pewnym dystansem, gdy odrzucimy emocje, zobaczymy, że wygrał on osobiście sławę bolszewickiego bezbożnika, ale jednocześnie (wspólnie z Tuskiem) pchnął cały opozycyjny obóz na ścianę szaleństwa, wprowadził w korkociąg z którego ciężko będzie wyjść.
PS. Trudno zatem nie zgodzić się z celnymi uwagami Kamila Kwiatka: Opozycja w kampanii do PE powinna czuć się jak ryba w wodzie, a ledwo unosi się na powierzchni
ZOBACZ TEŻ KONIECZNIE BARDZO CIEKAWĄ GORĄCĄ DYSKUSJĘ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/445651-jazdzewski-pchnal-opozycje-na-sciane-szalenstwa