Gdy trzeba, zawsze jest do dyspozycji. Swe tyrady zaczyna zazwyczaj od: ja, jako Żyd, lub przynajmniej wtrąca tę dygresję później, w zależności od kontekstu rozmowy. Nazywa się Michael Wolffsohn. Jest emerytowanym historykiem.
Dziś znów czuje się potrzeby, czy też jest potrzebny, w każdym zameldował się do głosu. „Dlaczego znów i dlaczego właśnie teraz?” - spytał sam siebie na łamach szwajcarskiego dziennika „Neue Zürcher Zeitung” (NZZ) i wyjaśnił, o co chodzi: o żądania zadośćuczynienia ze strony Polski i innych krajów, które „znów uderzają w Niemcy”. Zdaniem Wolffsohna, rząd federalny postawił znak równości pomiędzy Holokaustem a ludobójstwem, i sam sobie napytał biedy, że teraz zgłasza się po pieniądze taka Grecja, Polska, Namibia, a wkrótce może i Armenia. Do 1990 r. Niemcy stały na „stabilnym, prawnopolitycznym gruncie”, ale… „przez naiwną, mającą drugie dno politykę moralną same pozbawiły się tego fundamentu”. Osobliwy to wywód o „samobójczej bramce” Niemiec, gdzie Wolffsohn urodzony już po wojnie w Tel Awiwie żyje od 1953 r., z krótką przerwą (w latach 1967-70) na służbę wojskową w izraelskiej armii, po czym wrócił nad Szprewę, zrobił doktorat i wykładał m.in. w Wyższej Szkole Bundeswehry w Hamburgu i na Uniwersytecie Bundeswehry w Monachium. Stał się też w Niemczech relatywnie znanym publicystą, głoszącym nierzadko kontrowersyjne poglądy, jak choćby w kwestii głośno popieranych przez niego tortur na islamskich terrorystach, czy nazwania nazistami socjaldemokratów z SPD, po tym, gdy wówczas szef tej partii Franz Müntefering określił mianem „szarańczy” obcych kapitałowców, wykupujących niemieckie firmy; Wolffsohn porównał to do inwektywy „żydowskie świnie”, co nawet szef Centralnej Rady Żydów Paul Spiegel uznał za absurdalne.
Wracając do kwestii reparacji, historyk Wolffsohn zdaje się nie rozróżniać indywidualnych odszkodowań (de facto nigdy należycie finansowo nie zrekompensowanych cierpień milionów ludzi, jeśli w ogóle o rekompensacie można mówić), oraz zadości za zrujnowanie całego kraju, jak w przypadku Polski. Według Wolffsohna zgłaszanie tego rodzaju roszczeń jest „uderzeniem w Niemcy”. Sobie tylko wiadomą, karkołomną logiką różnicuje natomiast ludobójstwo i Holokaust, do którego Niemcy się przyznają, ale który ludobójstwem… nie był. Innymi słowy, przyznaje Niemcom „patent” na mordowanie Żydów, lecz nie na ludobójstwo, którym Niemcy przecież się brzydzą i za które nie mogą ponosić odpowiedzialności. Bo notabene planowana przez Hitlera eksterminacja Polaków, w ogóle Słowian, i śmierć 6 mln obywateli przedwojennej RP ludobójstwem nie była, po prostu była wojna, to i trup słał gęsto…
Kto w Niemczech mówi ludobójstwo, ten sugeruje porównywalność z holokaustem i musi liczyć się z tym, że zgodnie z precedensem osoby, które przeżyły, lub ich następcy zażądają zadośćuczynienia
— konkluduje Wolffsohn w tekście opublikowanym przez „NZZ”, a obszernie omówionym przez niemieckę rozgłośnię publiczną Deutsche Welle (DW).
Co więcej, oficjalne zaakceptowanie tego terminu (ludobójstwa - dopisek mój) prowadzi prosto do kwestii zadośćuczynienia, które w przypadku Żydów było „historycznym precedensem”
— dorzuca DW w omówieniu publikacji Wolffsohna, I dalej, jego zdaniem Polska i Grecja… „wyciągnęły z ‘nowej urzędowej niemieckiej teorii ludobójstwa’ własne wnioski prowadzące do roszczeń za cierpienia w drugiej wojnie światowej”.
Czyż nie kuriozalne? Na tym nie koniec, bowiem Wolffsohn dostrzega jeszcze jeden problem, a mianowicie współwiny za popełnione zbrodnie, którą relatywizujący Niemcy od lat usiłują obarczyć kogo się da:
Nie tylko w Grecji i Polsce ofensywa odszkodowawcza przeciwko Niemcom odwraca ponadto uwagę od samokrytycznej dyskusji o kolaboracji z niemieckimi mordercami Żydów w czasie wojny i holokaustu.
Bezczelność syna przedwojennego, żydowskiego kupca, który w 1939 r. zbiegł przed hitlerowskimi prześladowaniami do Palestyny, obecnie dyspozycyjnego, „jednookiego” historyka wręcz zatyka. Swego czasu spotkaliśmy się z Michaelem Wolffsohnem w studiu telewizji publicznej, w dyskusji na temat utworzenia w Berlinie tzw. Centrum Wypędzonych, w której uczestniczyła również pomysłodawczyni tego projektu, była szefowa Związku Wypędzonych (BdV) Erika Steinbach. Wolffsohn nie tylko gorąco popierał jej inicjatywę, ochoczo włączy się też do prac przygotowawczych, jako członek utworzonej na tę okoliczność rady naukowej. Widząc co się święci, z prac w tym gremium zrezygnowali naukowcy z kilku krajów, w tym z Izraela. W naszej dyskusji przed kamerami pan Wolffsohn, obywatel RFN, nie omieszkał kilkakrotnie podkreślić swych żydowskich korzeni… - źle trafił, bo na mnie, syna więźnia obozu koncentracyjnego i robotnicy zesłanej do pracy przymusowej w III Rzeszy…
Gazetowe rady dla rządu federalnego udzielane przez tego historyka - podkreślę za niego, skoro tak mu na tym zależy – niemeieckiego historyka żydowskiego pochodzenia, sprowadzają się w ostatnich zdaniach do jednego:
„Co robić?”, pyta i uspokaja, że roszczenia ofiar wobec „niewinnych potomków” sprawców zbrodni są obecnie bardziej „pobożnym życzeniem niż prawną rzeczywistością”, co pewnie rozstrzygnie już tylko Bóg na Sądzie Ostatecznym, „jeśli istnieje”…
Zamiast komentarza dodam tylko: jest takie żydowskie przysłowie - „Jeśli Bóg zechce, to i z miotły strzeli”, Panie Wolffsohn…
-
NIE DAM SIĘ ZASTRASZYĆ! W najnowszym „Sieci” mocna rozmowa z prof. Janem Żarynem o tym, kto i dlaczego fałszuje historię? To trzeba przeczytać!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/445572-niemcy-z-patentem-na-holokaust-ale-nie-na-ludobojstwo
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.