3 Maja 2019 roku na Uniwersytecie Warszawskim przekroczona została granica kultury politycznej i ogólnoludzkiej. Nieznany szerszej redaktor Leszek Jażdżewski wygłosił przemówienie w którym brutalnie zaatakował instytucję Kościoła Katolickiego i uczynił świadomy krok w kierunku skłócania polskiego społeczeństwa.
Zaistniałej sytuacji nie warto byłoby poświęcać szczególnej uwagi, gdyby nie trzy ważne okoliczności czasu i miejsca. Po pierwsze przemówienie miało miejsce w czasie uroczystych obchodów święta narodowego – rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja, po drugie - wygłoszone zostało w poważnym miejscu to jest na Uniwersytecie Warszawskim i po trzecie - stanowiło wprowadzenie do wykładu przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska. Te trzy aspekty sytuacji powodują, że nie sposób przejść obojętnie nad tezami, które obiegły media. Oto niektóre z nich:
• Kościół katolicki w Polsce, obciążony niewyjaśnionymi wciąż skandalami pedofilskimi, opętany walką o pieniądze i o wpływy stracił moralny mandat do sprawowania funkcji sumienia narodu.
• Gdyby dziś Chrystus pojawił się na świecie, zostałby ponownie ukrzyżowany – przez tych, którzy na krzyżu zbudowali sobie trony.
• Agendę układają nam dziś cyniczni wrogowie nowoczesności, czarnoksiężnicy, którzy liczą, że przy pomocy zaklęć i manipulacji złymi emocjami, zdobędą władzę nad duszami Polaków.
• Po kilku godzinach zapasów ze świnią w błocie, orientujesz się, że świnia to lubi (powszechnie odebrane jako wypowiedź o Kościele Katolickim).
Od wielu lat uczestniczę w życiu publicznym i pamiętam, że z różnych mównic padały słowa brutalne, groteskowe i nonsensowne. Nie brakuje działaczy i ideologów, próbujących zbudować swój wizerunek na arogancji okazywanej powszechnie uznawanym autorytetom, a w szczególności osobom duchownym i instytucjom kościelnym. Jednak nadal czytając tego typu hasła ogarnia mnie smutek.
Martwi mnie brak zahamowań etycznych, obserwowany u niektórych osób, dążących do przebicia się w mediach za każdą cenę. Wydaje się, że eskalacja nienawiści jako metoda kariery politycznej staje się niejako chorobą przekazywaną z pokolenia na pokolenie. To nie jest dobry trend w polskiej czy jakiejkolwiek innej przestrzeni publicznej. Dlatego apeluję do mediów, autorytetów naukowych, a także inteligencji ogółu obywateli, aby nie dać się wmanipulować w niebezpieczną grę socjotechniczną, w której ceną czyjejś indywidualnej rozpoznawalności jest pogłębienie podziałów społecznych.
Zasmuca mnie również aprobująca postawa uczestników spotkania o czym świadczyły oklaski jakie otrzymał mówca. Zbyt łagodnie wypowiadają się szefowie ugrupowań opozycyjnych o tej wypowiedzi zaś główny gość uroczystości Donald Tusk, którego wszak „supportował” Jażdżewski - milczy.
Moim zdaniem przemówienie Jażdżewskiego było klasycznym, podręcznikowym wręcz przykładem mowy nienawiści. Mizerne reakcje nasuwają przypuszczenie, że wystąpienie było albo dużym zaskoczeniem dla promotorów Jażdżewskiego, albo wręcz przeciwnie – stanowi dla nich użyteczny element propagandowy przed nadchodzącymi wyborami.
Bez wątpienia Leszek Jażdżewski miał swoje „5 minut”. Gdyby oceniać efekty jego działania w kategoriach pragmatyki politycznej, należałoby mu pogratulować: jego nazwisko dominuje w nagłówkach czołowych publikatorów. Odpowiedzmy sobie tylko: jak długo i za jaką cenę?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/445378-medialne-5-minut-ufundowane-na-mowie-nienawisci