Miało być bombastycznie. Sam zapowiadał. Że przyjedzie i powie coś ważnego. I przyjechał, i powiedział! Sam papież zainteresował się uniwersyteckim wywodem „króla Europy”, jak skomentował, cytuję z wyobraźni: „Jezus, Maria…!”
Że kpię z wystąpienia naszego rodaka, bądź co bądź, od 2014 roku przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, po niemiecku polnischer Politiker und seit 2014 Präsident des Europäischen Rates? Bo miało być poważnie, z polotem i dowcipem, i przełomowo, a mówiąc poważnie wyszło bardzo niepoważnie. Co jednak muszę przyznać, nasz ekspremier, kombinator, kłamca i uciekinier (niech nikt mi nie zarzuca rozpowszechnianie nieprawdy, z faktami się nie dyskutuje, a te są takie: były za jego rządów rozliczne afery i skandale w polskim „państwie teoretycznym” - jak to ocenił człowiek znakomicie zorientowany, sam minister spraw wewnętrznych w rządzie Tuska Bartłomiej Sienkiewicz? - były!, obiecywał Tusk publicznie, że nigdzie się nie wybiera? - obiecywał!, dogadywał po cichu lukratywną posadę gastarbeitera w Brukseli? - dogadywał!, zostawił na lodzie rząd, partię, własnych wyborców, cały kraj, jego obywateli, i czmychnął? - zostawił i czmychnął!), więc tenże były premier, kombinator, kłamca i uciekinier, obrał taktykę, która ślepych i głuchych ma utwierdzić w przekonaniu, jaki to jest koncyliacyjny, skory do ugody i porozumienia…, że – rzekłbym - lukier kapie mu z odwłoku…
Że niesmaczne? Trochę tak, ale ja tylko dostosowuję się do semantyki „króla”, który błysnął takim oto dowcipem w Auditorium Maximum:
Dzisiaj jest modne hasło, że „Polska jest sercem Europy”. Ja bym przestrzegał przed anatomicznymi porównaniami. Szwecja, jak patrzę na mapę, to będzie głową, ale sojusznik autorów tego hasła - Orban może się poczuć lekko skrępowany
- ha,ha,ha…, śmieszne, że boki zrywać… Brzmi dokładnie tak, jak wypowiedź eksprezydenta yntelygenta, twórcy jaizmu stosowanego Lecha Wałęsy: „Powinna być lewa noga i prawa noga, a ja bendem pośrodku”… Dla zachowania powagi chwili nie zabiorę w tej sprawie głosu, zresztą obaj panowie sami najlepiej wiedzą, gdzie są… - wróćmy do Tuskowego wystąpienia:
„Niektórzy mówią, że nie powinienem, z racji pełnionego urzędu, włączać się w kampanię wyborczą. Ale jest moim prawem i obowiązkiem, jako Szefa Rady Europejskiej, wspierać wszystkich, którzy uparli się, żeby łączyć, a nie dzielić”.
„Ale jaja, ale jaja…!” - jak skwitowałaby to Elżbieta Bieńkowska, minister infrastruktury i rozwoju w rządzie Tuska, wicepremier, obecnie również w Brukseli, w roli komisarza do spraw rynku wewnętrznego i usług; oto nocny puczysta z czasów premiera Jana Olszewskiego („Panowie, policzmy głosy…!”), później główny sprawca wojny polsko-polskiej, który latami bazował na rozniecaniu i podgrzewaniu konfliktu społecznego, mówi o… „łączeniu”. Ot, orędownik porozumienia, z gołąbkiem pokoju na hełmie i gałązką oliwną w dziobie… To ja proszę Jana Marię Rokitę, kiedyś w Platformie Obywatelskiej, aby przypomniał wszystkim, jak to po wyborach w 2005 roku, gdy społeczeństwo postawiło na tzw. PO-PiS, niedoszły wówczas prezydent kazał mu przeciągać w nieskończoność negocjacje z partią Jarosława Kaczyńskiego, tak, aby nigdy nie doszło do utworzenia tej koalicji. Zwycięskie PiS proponowało wtedy de facto objęcie przez PO większości ministerstw, z tak kluczowymi jak gospodarki, finansów czy MSZ, finał jest wszystkim znany. Z punktu widzenia Tuska – zagrywka doskonała, zantagonizowanie społeczeństwa wyniosło go do władzy i umożliwiło „dorzynanie watahy” (licentia poetica szefa MSZ w rządzie Tuska Radosława Sikorskiego), przez kilka następnych lat…
Widać jednak polski naród „nie jest dużo głupszy”, niż się to wydaje, jak definiował wiernopoddańczy czyściciel kadr we „Wprost” i „Newsweeku”, obecnie jego redaktor naczelny z nadania Ringiera Axela Springera Tomasz Lis, z którego maskotką obnosił się premier Tusk, do narodu powoli zaczęło docierać, co było i jest grane i naród już go nie chce. Cóż za zawód dla rzeczonego… Być może do „króla” jeszcze to nie dotarło, albowiem - czy to w oderwaniu od rzeczywistości, a może w desperacji – snuje co następuje, w stylu, jakiego mógłby mu pozazdrościć sam mistrz Machiavelli.
„Ci, którzy mają Polskę w sercu, muszą dążyć do tego, by uczynić z niej dom dla wszystkich, nie tylko dla ludzi władz”
— to też padło na poważnie w obłudnym aż do bólu wystąpieniu Tuska. W nawiązaniu do jego wcześniejszego, anatomicznego porównania, oraz rysu z politycznego życiorysu, nie wiem, gdzie „król” ma serce, ale pamiętam też wywody pana premiera, zanim wybył do Brukseli, że „polskość to nienormalność”. Dziś ów podpalacz usiłuje występować w roli strażaka:
„Polityka jest konkurencją, ale nie może być walką na wyniszczenie”,
— rzucił z mównicy i zaapelował o zmodyfikowanie politycznej gramatyki: „żeby częściej używać „i” zamiast „albo”, porównajmy: „my albo oni” oraz „my i oni”.”
Czyż nie pięknie, cóż za duch ekomenizmu… Niestety, nie wytrzymał, albo zgubił wątek, a może z przyzwyczajenia, w każdym razie zaraz potem gruchnął:
Nie dajcie sobie wmówić, że mamy „nie przeszkadzać i popierać”. Mamy przeszkadzać i nie popierać…!
O co chodzi, kogo nie popierać i komu przeszkadzać? Też uściślił nawiązując okazjonalnie do Święta Konstytucji 3 Maja i Targowicy, która to aluzja ma uzmysławiać wszem wobec, kto dopuszcza się zdrady stanu. Oczywiście „król” z urzędu się nie miesza i nie wytknął po imieniu, że to rząd PiS zdradza, eufemizmem się posłużył, bezosobowo, żeby było bardziej inteligentnie:
„To lekcja o tym, jak łatwo odwoływać się do narodowych emocji, działając w sprzeczności z narodowymi interesami”…
Machiavelli w trumnie bije brawo! Zebrani też klaskali, zastanawiam się tylko, czy sami w to wierzą, czy ktokolwiek w to jeszcze wierzy, nawet spośród tych, którzy za PiS nie przepadają. Na koniec, już po opuszczeniu gmachu uniwersytetu, „poniekąd gość” (sam o sobie tak mówi) z Brukseli nie wytrzymał i odbierając kwiaty popuścił:
„Ci z góry i ci z boku widzą, że jak nie odpuszczacie, że jak jesteście gotowi walczyć, to odpuszczają”…
Na co liczył ustępujący przewodniczący, szukający i badający możliwości dla dalszej aktywności, nawet po złości? Że po jego przemówieniu ze ściągi rozlegnie się z tłumu okrzyk: dobrze gada, w górę dziada…?!
Tłumu nie ma, jest topniejący także w sondażach tłumek głównie beneficjentów Tuskowego układu i tych, którzy stracili wiarę w aspiranta na premiera z cienia Grzegorza Schetynę, którym marzy się, żeby stare wróciło i „było tak jak było”.
Miało być bombastycznie. Jak wyszło? To zależy, kto komentuje. Jak w tym starym kawale z Radia Erewań: „Czy to prawda, że w Leningradzie rozdają samochody? Tak, to prawda. Ale nie w Leningradzie lecz w Moskwie, nie samochody, a rowery i nie rozdają, tylko kradną…”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/445138-tusk-z-golabkiem-pokoju-na-helmie-w-roli-oredownika
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.