Wiele dziś wskazuje na to, że Donald Tusk zdecyduje się na powrót do polskiej polityki. Musi mieć jednak gwarancję, że jeżeli wystartuje w wyborach prezydenckich, to je wygra. Zbyt silna jest jego trauma po porażce z Lechem Kaczyńskim w 2005 roku. Drugiej przegranej Tusk politycznie nie przeżyje. Dlatego możemy być pewni, że gdy już podejmie decyzję, jego wyznawcy zgotują w Polsce piekło. Stawką będzie bowiem przetrwanie tak opozycji w obecnym kształcie, jak i samego Tuska.
CZYTAJ WIĘCEJ: Kpiny z prezydenta, prostackie żarty z Orbana, hasła o „gwałceniu konstytucji”. To obraz „wykładu” Donalda Tuska na UW
Polacy są mocno podzieleni. Wystarczająco mocno. Dziś w Warszawie, jedni w towarzystwie prezydenta Dudy podziwiali defiladę nad Wisłą, a inni ustawiali się w kolejce do Auditorium Maximum na Uniwersytecie, aby dowiedzieć się „co ciekawego i ważnego” powie im były premier. Ale Tusk nie przyjechał – wbrew zapowiedziom – aby powiedzieć coś ważnego. On przyjechał, aby ocenić sytuację przed bitwą. A jego słuchacze zagrzewali go do walki.
Były premier podtrzymywał swoich zwolenników na duchu złośliwościami pod adresem prezydenta Dudy, obok którego stał jeszcze parę chwil wcześniej na Placu Zamkowym. Potem podzielił się anatomicznymi refleksjami dotyczącymi tego, w której części ciała znajdują się Węgry. Zemścił się również werbalnie na PiS, przyrównując obóz rządowy do Targowicy, która walcząc onegdaj z konstytucją, doprowadziła do upadku państwa. Mówił o zagrożeniach klimatycznych, o internecie, który psuje dzieci (i pewnie dlatego go trzeba ocenzurować) oraz mrugnął przyjaźnie okiem do nauczycieli. Tradycyjnie też opowiadał o wizji państwa, które łączy a nie dzieli i jest za to podziwiane w Europie. Jak na tak krótkie przemówienie, dużo wątków, zbyt dużo, aby którykolwiek z nich mógł być ważny lub przełomowy. Z pewnością jednak Tusk zadowolił swoich słuchaczy, bo – jak się zdaje – uwierzyli, że wkrótce poprowadzi ich do boju przeciwko PiS. Pytanie jednak, czy zdoła poprowadzić kogoś więcej?
Myślę, że sam Tusk jeszcze nie jest tego pewien. Na razie widać, że nic się nie zmienił od czasu, gdy w 2014 roku nagle zniknął z Polski, zostawiając swój tonący rząd w rękach Ewy Kopacz. Nadal chce czarować widzów gładkimi banałami i prowokować wrogów małostkowymi uszczypliwościami, tak jak robił to przez cały czas swojego premierowania. Wtedy wystarczyło mu to na siedem lat rządów, pytanie jednak, czy dziś ta zgrana płyta znowu zagra?
Tusk uchylił rąbka tajemnicy. Chce wystąpić w roli zbawcy, który uratuje kraj przed katastrofą. Jednak aby dobrze wypaść w tej roli, będzie musiał najpierw cynicznie rozpętać totalną wojnę z PiS i jeszcze bardziej podzielić Polaków. Bo właśnie wojna zwiększa jego szansę na zwycięstwo. Oczywiście nie będzie do niej dążył wprost, od tego jest opozycja.
Tusk nie przyjechał do Polski z pokojową misją, on przyjechał na zwiad. Jeśli uzna, że ma szanse, zaatakuje. Ale ryzyko, jakie wtedy podejmie, będzie bardzo duże. W tym sensie będzie to rzeczywiście bitwa o wszystko. Również dla niego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/445112-powrot-tuska-oznacza-wojne-i-jeszcze-wieksze-podzialy