Od 15 lat jesteśmy w Unii Europejskiej. To prawie czas jednego pokolenia. Za kilka lat w dorosłe życie wejdą ludzie, którzy nie pamiętają „przedunijnej” Polski. Dla nich musimy przechować pamięć o sukcesach, ale też wyciągnąć wnioski z porażek, aby zbudować Unię Europejską na miarę współczesnych wyzwań.
Na bilans naszej obecności w Unii Europejskiej składa się wiele opowieści. Jedne są bardziej, inne mniej optymistyczne. Dobrych wątków jest znacznie więcej.
Samo przystąpienie Polski do Unii wraz z dziewięcioma państwami Europy Środkowej i Wschodniej było wyjątkowe. Ostatecznie runęły wszelkie kontynentalne mury. Dokonało się symboliczne zjednoczenie Europy. Członkostwo w tym ekskluzywnym klubie przyniosło nam korzyści gospodarcze. To najbardziej odczuwalny owoc wstąpienia Polski do Wspólnoty. Od 2004 roku wzrost gospodarczy wzrósł o ponad 20 punktów procentowych. Stabilnie, o mniej więcej 11 proc. rocznie, nabiera dynamiki eksport polskich towarów. W ubiegłym roku wartość sprzedaży zagranicznej z metką „Made in Poland” przekroczyła 220 mld euro. Członkostwo w Unii Europejskiej otworzyło polskie drzwi przed zagranicznymi inwestycjami. W 2017 r. ich wartość wyniosła niemal 200 mld euro. Chyba nie ma w Polsce gminy, gdzie nie natrafilibyśmy na tabliczkę „inwestycja zrealizowana dzięki środkom Unii Europejskiej”. Jest też druga strona tego medalu. Trudno nie wspomnieć o tysiącach małych, średnich i dużych przedsiębiorstw, na których nie ma żadnych tabliczek, bo tych firm już nie ma. Coś musiało pójść nie tak, skoro w imię europejskiej integracji musieliśmy poświęcić sporą część narodowej gospodarki. Czasami całe, dobrze prosperujące branże, jak choćby przemysł stoczniowy, odbudowywany teraz z wielkim trudem.
W ciągu tych 15 lat znacznie wzrosło nasze międzynarodowe znaczenie. Możne się jedynie zastanawiać, czy zawsze potrafiliśmy dobrze wykorzystać swoje „pięć minut”? Za prezydencję niewykorzystanych szans należy uznać polskie półroczne przywództwo w Unii Europejskiej w drugiej połowie 2011 roku. Mieliśmy niepowtarzalną okazję, aby wzbudzić medialne i polityczne zainteresowanie kwestią nierównego traktowania „starych” i „nowych” członków wspólnoty. Najbardziej jaskrawym przykładem są nierówne dopłaty bezpośrednie w rolnictwie. Polscy rolnicy pracują równie ciężko, jak ich koledzy w Niemczech, Francji czy Belgii, muszą przestrzegać tych samych norm i przepisów, a mimo tego dostają mniej pieniędzy. Zamiast o tym krzyczeć, Polska wolała wtedy milczeć, choć miała dostęp do wszystkich unijnych mównic. Ówczesny rząd przyjął tak uniwersalne i nic nie znaczące priorytety prezydencji, że pamiętają dziś o nich tylko statystycy Unii Europejskiej. Na szczęście, potrafiliśmy nadrobić zaległości na arenie międzynarodowej. Naszym sukcesem jest siła Grupy Wyszehradzkiej, która uchodzi za najbardziej zwartą i zintegrowaną „unię” w Unii. Nabiera rumieńców idea Międzymorza, którą prezydent Andrzej Duda zainteresował, m.in. Stany Zjednoczone. To realna szansa na stworzenie paneuropejskiego osi północ - południe, alternatywnej dla tradycyjnego kierunku zachód – wschód.
Wstępując do Unii Europejskiej wierzyliśmy, że zawsze aktualne będą deklaracje ojców – założycieli wspólnoty. Robert Schuman podkreślał:
Moja idea nie polega na tym, aby połączyć kraje w celu stworzenia superpaństwa. Nasze kraje europejskie są historyczną rzeczywistością. Z psychologicznego punktu widzenia byłoby to niemożliwe i nierozsądne, aby się ich pozbyć. Ich różnorodność jest dobrą rzeczą i nie ma sensu, aby je usuwać lub dokonywać zrównywania lub unifikacji.
Jak daleko odeszła Unia Europejska od deklaracji Schumana, wystarczy posłuchać słów jej obecnych liderów. Podczas jednej z konferencji Angela Merkel wprost powiedziała, że dzisiaj państwa narodowe powinny być przygotowane na zrzeczenie się suwerenności, bo tylko więcej uprawnień przyznanych instytucjom unijnym może zapewnić sprawność działania UE w obliczu nowych wyzwań.
Polska nie godzi się z takim planem dla Europy. Zrzeczenie się suwerenności przez państwa narodowe nie jest rozwiązaniem problemu, ale samym problemem, który może naruszyć fundamenty naszej Wspólnoty.
Przez ostatnie lata administracyjne struktury Unii Europejskiej przypisują sobie coraz więcej kompetencji i uprawnień kontrolnych. Ten centralistyczny trend nabiera rozpędu. Pod byle pretekstem kraje członkowskie wzywane są na dywanik do Brukseli i tłumaczą się z niepopełnionych grzechów. Jest to ewidentna „samowolka” Komisji Europejskiej, ponieważ wciąż obowiązuje Traktat Lizboński. Bliżej niesprecyzowany zarzut łamania unijnych wartości służy do ataków na kraje, które chcą coś zrobić po swojemu. Dostało się też Polsce za reformę wymiaru sprawiedliwości i budowę miksu energetycznego w oparciu o własne, strategiczne zasoby. Warto pamiętać, że obie sfery, sądownictwo i energetyka, w Traktacie Lizbońskim zagwarantowano, jako wewnętrzne kompetencje krajów członkowskich. Czyżby fundamentalny dokument Unii Europejskiej także łamał unijne wartości?
Zapisy traktatowe podkreślają, że podmiotem Unii Europejskiej są państwa narodowe. Do jakiej roli zostały sprowadzone w ostatnich latach? Symbolem malejącego znaczenia parlamentów narodowych w stanowieniu unijnego prawa stała się nieskuteczność procedury „żółtej kartki”. Ten mechanizm miał zapobiegać samowoli instytucji unijnych, zwłaszcza Komisji Europejskiej. W praktyce stał się drwiną z demokracji. Unijni statystycy doliczyli się 370 nieudanych prób uruchomienia „żółtej kartki” przez parlamenty narodowe. Powiodło się trzy razy i tylko w jednym przypadku Komisja Europejska wycofała projekt.
Unia Europejska przeżywa kryzys demokracji, a brexit jest dowodem na załamanie się wartości, na których opiera się Wspólnota. Polsce „exit” nie grozi. Należymy do najbardziej euroentuzjastycznych narodów i choćby z tego powodu mamy prawo i obowiązek, aby zawrócić Unię Europejską, na tory, które wytyczyli jej założyciele: Robert Schuman, Jean Monnet, Charles de Gaulle, Alcidem de Gaspari i Konrad Adenauer. Ci wielcy mężowie stanu już wtedy przewidzieli, że budowana przez nich wspólnota może znaleźć się na takich zakrętach, jak obecny kryzys. Dali nam też wskazówki, na jakich europejskich wartościach należy się oprzeć, aby przetrwać ciężkie chwile. To chrześcijaństwo, wolność, solidarność, różnorodność i patriotyzm.
15 rocznica to dobry moment na unijną autorefleksję i przygotowanie planu reformy Wspólnoty. Przede wszystkim musimy z sobą w Unii Europejskiej rozmawiać, jak równi z równymi. Szansą na prawdziwą wielkość Wspólnoty nie jest Europa dwóch prędkości – jak chcą niektórzy – ale związek wolnych, równych, europejskich narodów. Nierówność jest jedną z największych barier rozwojowych Europy i dotyczy ona nie tylko obywateli, ale także całych państw. Potrzebujemy modelu gospodarczego, który nie będzie polaryzował, lecz niwelował różnice cywilizacyjne, zmniejszając ubóstwo i stwarzając większe szanse dla małych i średnich przedsiębiorstw. Musimy podnosić standardy życiowe Europejczyków, ale do tego potrzebne są ambitne programy inwestycyjne, które staną się motorem gospodarczego wzrostu, a Unię Europejską uczynią liderem nowoczesnych technologii w wymiarze globalnym. To wszystko da się zrobić. Możemy sprawić, że Unia Europejska będzie innowacyjna, ale także wrażliwa społecznie. Oparta na wolnym rynku i konkurencji, ale z całą surowością zwalczająca monopole i protekcjonizm gospodarczy. To się uda, ale pod warunkiem, że spełnimy podstawowy warunek, jakim jest ochrona demokracji. Bruksela nie może traktować jednych państw lepiej, niż inne. Jeśli będziemy wierni wartościom, które legły u fundamentów Unii Europejskiej, zbudujemy Wspólnotę na miarę naszych marzeń, ambicji i współczesnych wyzwań.
Izabela Kloc Przewodnicząca Komisji ds. Unii Europejskiej Sejmu RP
-
Polecamy najnowsze „Sieci”! A w nim specjalny dodatek na majówkę z pięknym prezentem: reprodukcją arcydzieła Jana Matejki „Konstytucja 3 maja”.
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/444767-zbudujemy-europe-na-miare-naszych-marzen