Metoda „na potwora” należy do klasycznych w arsenale politycznym obozu III RP. Robi się to tak:
— najpierw maluje się portret polemisty w najczarniejszych barwach, przypisuje mu najgorsze i mające przerazić obywateli cechy
— następnie, także za pomocą mediów, samemu ustawia się na tym tle jako siła rozsądna i bezalternatywna
— wygrywa się wybory.
Działało to skutecznie tyle lat, że także w roku 2016 wydawało się obozowi III RP cudowną metodą na zwycięstwo. Tym lepszą, że pozwalającą uciec od jakże niewygodnej dla obecnej opozycji rozmowy o tym, kto lepiej potrafi Polską rządzić? Kto na przykład był jak pogubione w centrum handlowym dziecko i nawet nie zauważył nawet, że mafie vatowskie i przemytnicze kradną 300 miliardów złotych, a kto te pieniądze umiał znaleźć, odzyskać do budżetu i przekierować na programy prorodzinne? Kto lepiej zarządza spółkami skarbu państwa? Kto inwestuje w przemysł i odkupuje banki, a kto wyprzedawał wszystko, co się ruszało?
Dlatego właśnie pojawił się POLEXIT. Cudowna recepta na wszystkie problemy, jedna odpowiedź na wszystkie trudne pytania, wspaniały klej koalicji z postkomunistami.
W ten temat zainwestowano wszystko, co było w zasięgu: tabloidalne obawy, trzydniówki nagonkowo-hakowe w stacjach komercyjnych, opłacane brudnymi pieniędzmi kampanie w internecie, wielotysięczne marsze, uruchomione wpływy w Brukseli.
Pomysł był prosty jak przepłacona autostrada: dzisiaj, w przededniu wyborów do Parlamentu Europejskiego, Polacy mieli być przekonani, że obóz rządzący szykuje Brexit (w wersji dla mniej naiwnych - może nie szykuje, ale mu tak wychodzi), a jedynym ratunkiem jest przywrócenie poprzedniego reżimu, może i złodziejskiego, ale uległego, potulnego, poklepywanego po plecach. Słowem - europejskiego.
Dlatego Grzegorz Schetyna z takim zapałem snuje wspomnienia z sentymentem czasy gdy Polska
otrzymała miano „prymusa Europy”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Schetyna straszy Polaków na konwencji KE: „Grozi nam zabranie środków europejskich za łamanie praworządności i europejskich zasad”
Tak właśnie miała zadziałać metoda „na potwora” w tym wypadku: straszny rzekomo „polexitowy” PiS kontra wspomnienie uległości nazywane „prymusostwem”.
Cały ten plan runął jednak w ostatnich tygodniach z hukiem. Dlaczego? Trzy powody okazały się kluczowe.
Po pierwsze, dobre rozpoznanie tego planu przez obóz rządzący. I dobra odpowiedź: zamiast jęczenia, że biją, własna ofensywa odwołująca się do definicji europejskości jako nie imitacji, nie opakowania, ale prawa do europejskiego poziomu życia. Dobrze to wybrzmiało na weekendowej konwencji PiS w Białymstoku.
Warto odnotować ten wątek z wystąpienia prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego:
Mówimy, że europejskość to poziom życia i chcemy go osiągnąć. Chcemy go osiągnąć w całej Polsce, a nie tylko niektórych jej częściach. Naszą ideą jest zrównoważony rozwój. (…) To jest nie przede wszystkim spór intelektualny. (…) To jest także spór zupełnie praktyczny, dotyczący tego, jak są i będą rozdzielane środki inwestycyjne, w tym europejskie.
Z kolei premier Mateusz Morawiecki podkreślił:
Łatwo jest mieć ustaw pełne frazesów, mówić o europejskości. Wejdźmy w konkret. Czy europejskie jest zabranie obywatelom 150 mld zł z OFE? Czy europejskie jest przyzwolenie na pracę za 5 zł za godzinę? Takiej europejskości nie chcemy. Czy europejskie jest zamykanie posterunków policji, szkół? To nie jest europejskie. A my jesteśmy za europejskością w konkrecie, która będzie służy podlaskiej ziemi, mazurskiej ziemi, warmińskiej ziemi.
Wobec tego odwołania się do konkretu, do tej „europejskości w konkrecie”, opozycja okazała się być zupełnie bezradna. Tym bardziej, że Koalicja Europejska pomyślana jako zgrupowanie wszystkich sił III RP, jest tak związana z przeszłością, że wszelki manewr jest niemożliwy. Do tego dochodzą pęta interesów, co owocuje np. głosowaniem w PE przeciw obowiązkowi utrzymywania przez producentów takiej samej jakości produktów na Wschodzie, jak i na Zachodzie. A także, co już zupełnie skandaliczne, nagła wolta w sprawie ACTA 2, w imię interesu niemieckich koncernów medialnych.
Po drugie, teza o polexicie nie wybrzmiała tak jak planowano, bo udało się jednak zbudować minimalny pluralizm. Atakowane, wyszydzane, oskarżane o zachłanność (oskarżają biedaków bonzowie) media niezależne i publiczna telewizja były w stanie podjąć w tej sprawie równoprawną debatę.
Po trzecie, także w samej Brukseli ta gra nie została podjęta, tak jak planowano, a a w każdym razie nie na tak długo, jak sobie to wymyślono.
Krótkie „nie” szefa Komisji Europejskiej, niechętnego obecnym władzom Polski, Jeana Cloude Junckera, na pytanie czy widzi on zagrożenie polexitem w razie dalszych rządów PiS, stawiają tu kropkę nad i. Ten temat, a precyzyjniej ta emocja, jest już martwa. Nic dziwnego, że nawet Leszek Miller się zdenerwował.
Duża w tym zasługa polskiego rządu, który uparcie dążył do dialogu, nie obrażał się, ale odwoływał do konkretów.
Na miesiąc przed wyborami można powiedzieć, że obozowi Jarosława Kaczyńskiego udało się skutecznie przeprowadzić ważną operację polityczną: przejąć pojęcie europejskości, w każdym razie w tym rozumieniu, które jest najbliższe Polakom.
CZYTAJ TAKŻE: NASZ WYWIAD z Ryszardem Czarneckim. Kto wygrywa w kampanii? Kto przegrał na strajku? W co grają narodowcy? Ile PZPR w PO?
Polexitowe kłamstwo runęło z hukiem. Opozycja została z nim jak przysłowiowy Himilsbach z angielskim. A im dłużej go praktykują, tym bliżej są porażki, bo to jałowy bieg.
-
Polecamy najnowsze „Sieci”! A w nim specjalny dodatek na majówkę z pięknym prezentem: reprodukcją arcydzieła Jana Matejki „Konstytucja 3 maja”.
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/444583-polexitowe-klamstwo-runelo-z-hukiem