Kiedyś drogę wskazywał Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich, a awangardą ludzkości była sowiecka partia komunistyczna.
Jeśli w jednym miejscu spotykają się dwa wielkie umysły, efekt musi być piorunujący. I taki jest też skutek rozmowy Magdaleny Środy z Danutą Hübner w „Wysokich Obcasach”. Ktoś małostkowy mógłby wprawdzie powiedzieć, że chodzi o podlansowanie koleżanki (Hübner), która dostała niezasłużenie niskie miejsce na liście do europarlamentu, a przecież faktycznie chodzi o gejzer przemyśleń i pomysłów, bez znajomości których chodzilibyśmy (jak to ujmował nieodżałowany Maciej Rybiński) „jak poj…ani”. Choćby dlatego, że sama Danuta Hübner to mocarz myśli i czynu. Skromnie wyliczyła tylko, że „od wiosny 2016 roku gros jej czasu zajmował brexit”. A jeszcze są „komisja konstytucyjna”, której jest przewodniczącą, pracująca „nad przyszłością Unii, nad nowym traktatem”. Jest komisja ekonomiczno-monetarna, która „pilnuje rozwiązań dopuszczających państwa spoza strefy euro do różnych ważnych wyspecjalizowanych instytucji w rodzaju Unii Bankowej”. Poza tym pani Hübner pisze „raporty dotyczące stabilności europejskich finansów i rynku kapitałowego”, zajmuje się „unią bankową, unią kapitałową, regulacjami handlowymi”. A kiedyś „odpowiadała za handel międzynarodowy, potem za politykę regionalną”. To jednak tylko wstęp do zaprezentowania wrogów wspaniałej przyszłości Unii Europejskiej.
To, że wrogami wspaniałej przyszłości są mężczyźni, nie powinno budzić kontrowersji. Szczególnie w Polsce, gdzie żyją ciołki, dla których „żeńskie formy nadal wydają się niepoważne i niegramatyczne! To, co męskie, ma wciąż charakter uniwersalny i jest ‘normalne’, to, co żeńskie, brzmi niepoważnie”. Poważna prof. Danuta Hübner odczuła to osobiście: „Często mówiono do mnie publicznie ‘Danusia’. Nigdy nie słyszałam, by o jakimś ministrze czy profesorze mówiono w ten sposób. Nie chodzi o spoufalanie się, tylko o ciągłą infantylizację kobiet”. Infantylizację można by jeszcze jakoś przeżyć, ale nie eksploatację. Bo kobiety w takich grajdołach jak Polska cechuje „niewidzialność; pracowały, angażowały się, ale zasługi i splendor spływał na innych”. Tak być nie mogło, dlatego Danuta Hübner nie tylko stała się feministką, ale uznała feminizm za ruch klasowo-wyzwoleńczy. Przecież „feministka to zwolenniczka realnej demokracji, czyli takiej, gdzie mężczyźni i kobiety są równo traktowani, mają takie same prawa, gdzie płeć czy orientacja seksualna nie stanowią ograniczenia czyichś szans i możliwości. Feministka to osoba wrażliwa na wykluczenia, pracująca nad społeczną inkluzją”. I feministka to „niekoniecznie kobieta”. Wydawało mi się, że to demokratyczna oczywistość, gwarantowana w konstytucjach, a tu się okazuje, że to feminizm.
Feminizm jest niezbędny, gdyż „obecny szum nie wynika z jakiegoś nagłego odkrycia czyjejś odmienności płciowej. To dzieło speców od narracji wyborczej, którzy szukają sposobów, by zaktywizować jakąś grupę społeczną lub wzmocnić polityczną tożsamość własnej. Tu nie chodzi o LGBT, czyli gejów, lesbijki, transseksualistów; chodzi o wroga i mobilizację przeciw niemu. LGBT to tylko instrument, na którym PiS gra swoją podłą melodię”. Skądinąd ciekaw jestem, czym w muzyce jest „podła melodia”, ale nie to jest najważniejsze. Istotne jest to, kto tu z kogo rzeczywiście czyni wroga i obnosi się ze statusem ofiary. I to faktycznie jest dzieło speców od postępowej narracji, gdzie wszystko jest postawione na głowie, a środowiska LGBT są przedstawiane niemal tak jak Żydzi w III Rzeszy, co jest po prostu aberracją.
„Dzisiejsza kampania przeciwko LGBT jest częścią szerszej strategii realizowanej z żelazną konsekwencją wobec wszystkich grup, które mają w sobie jakikolwiek potencjał sprzeciwu wobec tej ‘złej zmiany’” – powiada Danuta Hübner, czyniąc ze środowisk LGBT powstańców oraz bojowników o wolność i demokrację. W podobnej roli występują „ugenderowione” kobiety, które ponoć „niszczą rodzinę, wyrodne matki dokonujące aborcji, feministki chodzące po ulicach pod satanistycznymi czarnymi parasolkami”. A po drugiej stronie ze szlachetnymi powstańcami wolności walczą wredni pisowcy, dla których „uchodźcy przenoszą zarazki”, a Unia Europejska jest „spersonalizowana w osobach diabelsko zarysowanych postaci Fransa Timmermansa i Guya Verhofstadta, których karykatury czy opisy w prawicowych portalach czy piśmidłach są często niepokojąco podobne do tych z nazistowskiego ‘Stürmera’”. Danuta Hübner nawet nie zauważa, że to jej opis jest jakby żywcem wyrwany ze „Stürmera” (np. owe „piśmidła” czy w innym miejscu „tzw. Marsz Niepodległości”).
Danuta Hübner obowiązkowo odwraca kota ogonem, bo przecież świat postępu to naiwni idealiści, a okropni są wyłącznie pisowcy „zmieniający wektory dobra i zła. Jak u Orwella: ‘zła zmiana’ to ‘dobra zmiana’, wojna to pokój, dyktatura to demokracja, zamordyzm to suwerenność, dzielenie społeczeństwa to wstawanie z kolan”. Magdalena Środka podpowiada koleżance, że to zupełnie jak u komunistów. Tak jakby to nie Danuta Hübner należała do partii komunistycznej w latach 1970-1987, czyli już na studiach, lecz Jarosław Kaczyński. I tak, jakby to nie dziadek i ojciec Danuty Hübner byli ubekami, lecz ojciec Jarosława Kaczyńskiego, faktycznie żołnierz AK i powstaniec warszawski.
Pani Hübner teraz jest już demokratką pełną gębą, a nawet stugębnie, dlatego uważa, ze „musi zaistnieć front antyautorytarny”. Musi, bo dzieją się rzeczy straszne: „nie tylko o kobiety są ciągle znieważane jako potencjalne aborcjonistki i złe matki, (…) obrażane i wykluczane [są] osoby innej orientacji seksualnej. Chodzi też o „niepełnosprawnych, nauczycieli czy medycznych rezydentów, których traktuje się z ostentacyjną pogardą. Chodzi o prawników i sędziów, których instytucje są systematycznie niszczone, o ludzi nauki, takich jak na przykład profesorowie z Centrum Badań nad Zagładą Żydów, których dorobek jest kwestionowany, chodzi wreszcie o instytucje kultury takie jak teatry czy muzea”. Czyli trwa pisowska „Kulturkampf” ze wspaniałymi szermierzami wolności i cnót wszelakich, bo z innymi Danuta Hübner się nie zadaje. Gdzieżby tam to byli samozwańczy właściciele szkół, uczelni czy instytucji kultury. Oni mają niezbywalne prawo posiadania nie tylko racji, ale też stosownych instytucji. Jak „wspaniały” prof. Paweł Machcewicz, były dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Panie Środa i Hübner tak się identyfikują ze „wspaniałym profesorem”, że nazywają go „Piotrem”, ale kto by się przejmował takimi detalami jak prawdziwe imię.
Powołując się na księdza prof. Józefa Tischnera, Danuta Hübner apeluje, by powstańcy „wyszli ze swoich kryjówek” , gdyż „wszyscy musimy się sprzeciwić temu, co się dzieje z naszym krajem”. Rewolucjonistka Hübner czuje ducha czasu, podobnie jak po 1970 r. z PZPR, dlatego apeluje: „dziś naprawdę mamy historyczny moment. Jesteśmy nie tylko aktywnymi uczestniczkami różnych przemian w polityce, nauce, kulturze, ale same inicjujemy zmiany, poszerzamy pole solidarności, budujemy nowe, szerokie więzi, poszerzamy poszczególne sprawy”. Tak jest, trzeba pójść śladem Marksa, czyli niedawnej fascynacji Danuty Hübner, a konkretnie jego XI tezy o Feuerbachu, że „filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat, idzie jednak o to, aby go zmienić”. Tym bardziej że „nie tylko Polska jest zagrożona autorytaryzmem, populizmem, nacjonalizmem. Te choroby rozprzestrzeniają się po całej Europie”.
Kto może walczyć z plagami zagrażającymi Europie i światu? Oczywiście nowa awangarda ludzkości, czyli kobiety. Albowiem „w wielu ważnych dla przyszłości kwestiach – przede wszystkim społecznych, antyprzemocowych, edukacyjnych, zdrowotnych, równościowych, również klimatycznych – jest więcej pokrewieństwa między kobietami z różnych krajów niż między kobietami i mężczyznami wewnątrz jednego kraju”. A to dlatego, że „kobiety mają inną niż mężczyźni percepcję świata, inne bolączki, inne potrzeby, bardziej wsłuchują się w głos słabych, wykluczonych, jak również – z racji funkcji wychowawczych – w głos najmłodszych, a więc i przyszłych pokoleń. Potrzeba nam kobiecych sojuszy”. Innymi słowy, „kobiety wszystkich krajów łączcie się!”. To historyczna konieczność, gdyż „jeśli załamie się model liberalny, stery przejmą populiści i eurosceptycy, nie da się utrzymać osiągnięć równościowych na poziomie narodowym, bo zostaną zniwelowane te na poziomie unijnym, które pełnią funkcję zabezpieczającą i wskazującą drogę”. Tak jak kiedyś drogę wskazywał Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich, a sowiecka partia komunistyczna była awangardą ludzkości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/444431-jak-sroda-i-hubner-zbawia-polske-i-ue