Większość ciężko pracuje, protestuje niewielu. Nie tylko nauczyciele zarabiają mało i pracują po godzinach. Każdy młody zaczyna za śmieszne pieniądze.
Oczywiste jest, że każda grupa zawodowa ma prawo do protestu. Każdy ma prawo myśleć o podwyżce, kiedy słyszy o doskonałej sytuacji gospodarczej i kolejnych rządowych programach społecznych. Ale nie każdy protestuje biorąc za zakładników maturzystów.
Sytuację można było przewidzieć, bo już pierwsze dane o liczbie strajkujących szkół były niższe od tych, które podawał Związek Nauczycielstwa Polskiego. I gniew rodziców od początku spadał na nauczycieli. Jak pisałam, rykoszetem oberwał sam Sławomir Broniarz, który, nomen omen, nauczycielem dziś nie jest.
Jeszcze chwilę przed ogłoszeniem decyzji Sławomira Broniarza, przewodniczącego Związku Nauczycielstwa Polskiego o zawieszeniu strajku, komercyjne stacje telewizyjne huczały od spekulacji, czy aby na pewno sił do protestu starczy na wakacje. I jak zagłosuje grupa osiemnasto- i dziewiętnastoletnich maturzystów.
Czy dziś uzna, że zawieszenie strajku to wyraz odpowiedzialności nauczycieli, czy walkower się w sytuacji, kiedy rząd postawił związek pod ścianą gwarantując, że matury odbędą się bez przeszkód? Jak pokazują badania, poparcie społeczne dla protestów spadło, kiedy ludzie przekonali się, jaką formę przybrały. W sondażu Kantar większość ankietowanych (49 proc.) uznała, że nie popiera strajku, w tym blisko 29 proc. badanych w tej grupie zaznaczyło, że „zdecydowanie nie popiera” strajku. Reszta, czyli 21 proc. respondentów, odpowiedziała że „raczej nie popiera” protestu.
Walczący o godność nauczyciele w pewnym momencie sami swą godność utracili. Śpiewając, jeszcze do dziś, pod stadionem narodowym, gdzie trwa spotkanie przy okrągłym stole, pieśni na znane rockowe melodie. Przebierając się za krowy i, przede wszystkim, krzywdząc dzieci, którym bezpowrotnie odebrano czas na naukę. Na powtórzenie materiału do egzaminów, które to przeprowadzić z nimi mieli właśnie ich nauczyciele.
Chodziło o wspólną sprawę, o dobro całej grupy zawodowej. Tak. I podwyżki się nauczycielom bez wątpienia należą. Nie warto jednak zapominać, że podwyżki były zagwarantowane. Tylko na nieco niższym, niż chcieli nauczyciele, poziomie.
Polacy nie zrozumieli jednak krzyczących w godzinę egzaminów belfrów, bo sami zakasują rękawy i ciężko pracują, kiedy chcą zarobić więcej. To prawda, że wzrost gospodarczy pnie się w górę, że rosną średnie płace, i że wydajemy, jako Polacy, więcej. Ale młodzi zaczynają z tego samego poziomu. Niejednokrotnie daleko jest do zatrudnienia na umowę o pracę. Umowy są o dzieło i na zlecenie. Ale młodzi nie protestują. Ciężko pracują. Nikt nie daje nikomu nic za darmo.
Ale nauczyciele, poza górnikami, to jedna z najlepiej zorganizowanych związków zawodowych w Polsce. Mają siłę przebicia, silne struktury, sięgające zresztą jeszcze czasów PRL, i mają poparcie. Któż nie popiera podwyżek nauczycieli, kiedy mówi się o ich ciężkiej pracy po godzinach i nędznej płacy? Każdy podkreśla, że zarabiają zbyt mało. Ale nie są jedyną grupą zawodową w kraju, która mogłaby dostać więcej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/444230-broniarz-oberwal-rykoszetem-gniew-spadl-na-nauczycieli
Komentarze
Liczba komentarzy: 21