Na polskiej scenie politycznej najbardziej frapująca jest dziś postać Grzegorza Schetyny. Od lat szuka drogi, którą można by się choć otrzeć o pełnię władzy. A tu same porażki. To może być frustrujące, zwłaszcza dla polityka tak doświadczonego.
Mówimy przecież o byłej drugiej osobie w państwie, Marszałku Sejmu (przez kilka tygodni nawet pełniącym obowiązki prezydenta), a także ministrze spraw zagranicznych, ministrze spraw wewnętrznych i administracji, wicepremierze. Który w rankingu nieufności Polaków od kilku miesięcy zajmuje pierwsze miejsce.
Czy porażka strajku nauczycieli utwierdzi go na tym stanowisku? Wydaje się, że tak. Bo, że była to porażka, nikt nie ma wątpliwości.
18 kwietnia Katarzyna Lubnauer powiedziała:
Nauczyciele walczą o swoje pensje, ale też pieniądze dla samorządów. Ich ewentualna porażka będzie porażką nas wszystkich
I tym razem nie myliła się. To jest porażka ich wszystkich. Ich, czyli Lubnauer, Schetyny, Czarzastego, Broniarza i wszystkich środowisk (na czele z większością mediów) walczących o powrót do władzy w ramach Koalicji Europejskiej.
Tyle, że Schetyna tak nie powie. Jest bardziej bystry od Lubnauer. On spróbuje z tego zrobić zwycięstwo, inna sprawa, na ile udolnie… Na razie wypalił o nauczycielach, że mają „złamane kręgosłupy”, bo wymuszono na nich zakończenie strajku. Przedziwne. I dalej:
Zaprasza ich się w miejsce, które nie kojarzy się z polityczną debatą i okrągłym stołem. Nasze miejsce i nasze emocje powinny być po stronie tych, którzy są przez władzę upokarzani, dlatego po tym sygnale, że nauczyciele nie chcą uczestniczyć w okrągłym stole, jesteśmy z nimi solidarni i także nie uczestniczymy.
Wcześniej wyraził takie poparcie dla strajku, jego politycy tak się zaangażowali w jego promocję, a on sam tak się przyjaźnił i wspólnie stawał na barykadach z Broniarzem, że dziś w naturalny sposób jest z tym strajkiem utożsamiany. Nie dziwne więc, że nie siada do rozmów ze stroną, która wygrała doprowadzając do zawieszenia protestu.
To właśnie lider PO najwcześniej w KE zauważył, że strajk będzie porażką, więc jeszcze przed Świętami wezwał do jego zakończenia. Widział, że poparcie dla rządu ani drgnie, że emocje społeczne odwracają się przeciwko strajkującym, że część nauczycieli pseudo artystyczną ścieżką brnie w autokompromitację analogiczną do seppuku posłów PO i .N z okresu ciamajdanu, że będzie z tego wszystkiego więcej kłopotów niż pożytku.
Wydaje się, że to właśnie on przekonał szefa ZNP do zakończenia protestu. Jeszcze bowiem trzy dni przed apelem Schetyny Sławomir Broniarz gotów był na walkę do samego końca, „do ostatniej szkoły” i w kuluarowych rozmowach nie ukrywał tej taktyki.
Nie bagatelizuję strajku. Odbywał się w słusznej sprawie, zdobył poparcie milionów Polaków, lecz został nieumiejętnie poprowadzony. A to już wina związków. Dlatego Broniarz może z dużym niepokojem patrzeć na jesienne wybory władz ZNP. Być może liczył na swoją obecność na liście wyborczej. Też może się przeliczyć. Zdaje się, że dalej tę sprawę mogą pociągnąć skutecznie już tylko politycy. Tylko czy mają na to pomysł? Gotowe projekty? Coś więcej niż żałosną naparzankę w stylu debaty nad wotum nieufności wobec Anny Zalewskiej (a przecież jest za co punktować panią minister)?
Do Bardzo Długiego Weekendu (w czasie którego Kaczyński pewnie znów z czymś wyskoczy i trzeba będzie reagować) sprawa strajku może się jakoś rozejdzie, później normalnie odbędą się matury, to już problem nauczycieli, jak będą na nich spoglądać uczniowie – zwalimy na rząd, że odarł ich z godności.
Być może jednak nie to dziś najbardziej zaprząta głowę Grzegorza Schetyny. Tu trzeba gasić większy pożar. „Tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić”, jak mawiał śp. Janusz Wójcik. Tylko do kogo? Wielki Powrót się zbliża. Chyba jednak trzeba to będzie jakoś uwspólnić…
Tylko pytanie brzmi, czy Grzegorz Schetyna to potrafi? Czy stać go na walkę na wysokim poziomie? Sądząc po liście, jaki wystosował 18 maja do Jarosława Kaczyńskiego, nie za bardzo.
Gdyby po dwóch pierwszych akapitach zrezygnował z PR-owej młócki, dodał ostatni akapit i jeszcze jeden – kurtuazyjny, wzniósłby się na inny poziom, byłaby „duża rzecz, inna liga” - jak mówił u Sowy Jacek Krawiec (o Tusku) w rozmowie z Pawłem Grasiem. Na marginesie, Graś w tej rozmowie powiedział co nieco o politycznej strategii Grzegorza Schetyny:
Zresztą to widać po tym Dolnym Ślasku, jak tam, k…, ludzie odetchnęli, stary, jakby się z kolan podnieśli, jakby ich z jakiejś, k…, niewoli egipskiej wyprowadzić, tak ich wszystkich tam terroryzował, za mordę trzymał, że teraz nawet jego zwolennicy oddychają z ulgą, że się skończyło, jak się skończyło.
W każdym razie Schetyna na inny poziom się nie wznosi. A kto wie, może Jarosław Kaczyński usiadłby do takiej debaty? Mielibyśmy piękne starcie, jakiego dawno nie było…
Zamiast tego szef PO/KE/POKO wybiera polityczną wojenkę. Czemu jednak nie widzi, że to nie działa? Że mijają protest za protestem, a poparcie dla rządu ani drgnie? Kolejna ofensywa we wrześniu, czy jeszcze w wakacje? A może zaangażuje się w protest opiekunów niepełnosprawnych? Drugi odcinek tej politycznej dramy ma się rozegrać ostatniego dnia kampanii wyborczej. Pani Iwona już szykuje arsenał. Impreza od 8 rano do 20. Będą kamery. Dużo kamer.
Współczuję Schetynie. W ten sposób jesienią nie wygra. A w maju? Nawet jeśli, to co z tego?
To może być najgorsza majówka Grzegorza Schetyny od lat. W dodatku ma być słaba pogoda…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/444203-i-po-strajku-jaki-protest-bedzie-nastepny-i-po-co