ZNP chce okrągłego stołu w sprawie edukacji, nawet prosi prezydenta o jego zwołanie. To nie żadne sience fiction, ale realia 2008 roku. Wówczas w październiku rozpoczął się Edukacyjny Okrągły Stół, który trwał do listopada. Tej formy debaty o przyszłości edukacji domagał się nie kto inny jak Sławomir Broniarz, wieczny przewodniczący ZNP.
Dziś ten sam Sławomir Broniarz rozmawiać przy okrągłym stole nie chce. Choć zaproszenie premiera Mateusza Morawieckiego przyjmują przedstawiciele rodziców, nauczycieli i inni reprezentanci środowisk oświatowych, a spotkanie ma się odbyć w najbliższy piątek na Stadionie PGE Narodowym, to jednak ZNP i FZZ poinformowały, że nie wezmą w nim udziału. Dlaczego dziś ZNP nie chce usiąść do okrągłego stołu, choć 11 lat temu domagał się jego zwołania, a prezes Broniarz nawet publicznie wyrażał zadowolenie, że do takiego spotkania wówczas doszło? Najoczywistsza nasuwająca się odpowiedź jest taka, że wówczas rządziła PO do spółki z PSL-em, a dziś rządzi PiS. Kolejna nasuwająca się odpowiedź jest niemal od początku strajku taka sama: ZNP nie chodzi o wypracowanie żadnego porozumienie, ale wyłącznie o podgrzewanie emocji i nastrojów, które miałyby w efekcie doprowadzić do zmiany rządu. Bo przecież Grzegorz Schetyna zapowiedział, że da nauczycielom ten tysiąc podwyżki i to wcale nie jest kiełbasa wyborcza, ani wyborcza korupcja. Do takich chwytów zdolna jest przecież tylko partia rządząca. PO tylko obiecuje. Do obiecywania i nie wywiązywania się z obietnic akurat nas przyzwyczaiła.
Mimo, że szef ZNP dwoi się i troi, by podgrzewać emocje, część nauczycieli zorientowała się, że została wplątana w polityczną hucpę i niektórzy zawieszają strajk. Inni robią to samo, zwyczajnie bojąc się o utratę zarobków. Sam ZNP podaje, że w ubiegły tygodniu do pracy wróciło 2,1 tys. placówek na ponad 15 tys., które przystąpiły do strajku. Ok. 13 tys. wciąż protestuje.
Dziś realizuje się scenariusz, który przewidziałam dzień przed wybuchem strajku:
Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że od trzech lat co i rusz kolejne grupy społeczne chcą wywołać kataklizm lub przynajmniej wrażenie, że on właśnie nadciąga. Teraz jednak ZNP, dla osiągnięcia swoich celów postanowiło posłużyć się dziećmi. Zakładnikami prezesa ZNP stają się także ci nauczyciele, którym ta forma strajku nie odpowiada oraz rodzice, którzy wraz z dziećmi będą musieli ponieść konsekwencje strajku.
Do tej pory była społeczna zgoda, że nauczyciele powinni zarabiać więcej. Jeżeli jednak zakłócony zostanie przebieg egzaminów złość części rodziców i uczniów obróci się przeciw nauczycielom. Prezesowi ZNP udało się poróżnić rodziców z nauczycielami, rodziców z rodzicami i nauczycieli z nauczycielami
-pisałam. I nie pomyliłam się.
Czytaj także:
ZNP zdecydował się zafundować uczniom i rodzicom prawdziwy horror
Dziś widać, jak bardzo to poróżnienie wszystkich stron się udało. Potwierdzają to choćby słowa jednej z nauczycielek, z którą rozmawiałam, pisząc tekst do tygodnika „Sieci”.
Odmówiłam udziału w strajku i nie żałuję. Podjęłam decyzję wiedząc, że jestem w mniejszości i licząc się z nieprzyjemnymi konsekwencjami ze strony mojego środowiska zawodowego
–relacjonowała mi pani Teresa, nauczycielka z Lublina, która w zawodzie jest od 21 lat, ma 4 dzieci.
Rzeczywistość jednak przerosła moje oczekiwania. Te znane z mediów zachowania strajkujących nauczycieli, te „korytarze hańby”, ostracyzm i agresja wobec „łamistrajków”, smsy nawołujące do napiętnowania ich (nie wszyscy moi znajomi nauczyciele wiedzą, że nie strajkuję, dlatego przesyłali mi takie wojownicze teksty),wykluczenie poprzez traktowanie jak powietrze – wszystko to prawda. Doświadczyłam tego osobiście i we własnej szkole, i w gimnazjum, gdzie byłam na egzaminach. Z jednej strony oczywiście wszystko to było dla mnie bardzo przykre i stresujące zwłaszcza, że z natury nie jestem „fighterem”. Z drugiej jednak strony jestem przekonana, że zachowuję się jak należy, mam swoje sumienie i nie zawaham się go użyć, a poza tym, to było bardzo oczyszczające doświadczenie. Z moich oczu spadły klapki, z wielu twarzy – maski, Zaktualizowałam swoje zbyt wyidealizowane zdanie na temat niektórych osób i całego środowiska. Ale strajk się kiedyś skończy, wrócimy normalnie do pracy, ale co potem? Nasze zdewastowane relacje nieprędko się ułożą. To samo można powiedzieć o zaufaniu społecznym do naszego zawodu. Strajk w czasie egzaminów, branie jeńców spośród uczniów, straszenie brakiem promocji, nawet te głupie piosenki na YouTube – to wszystko jest wizerunkowym strzałem w stopę
–nie ma wątpliwości pani Teresa.
Jestem za prawem do strajku i gdyby on miał jakiś sensowny przebieg, nie mszczący się tak bardzo na uczniach (i ich rodzicach rykoszetem też), to nawet rozważyłabym przyłączenie się do niego. Moim zdaniem lepszy byłby strajk typu włoskiego: pracujemy wyłącznie 18 h/tydz i żadnych dodatkowych czynności. Natomiast przy takiej formie, jaką narzucił ZNP pozostałam tam, gdzie moje miejsce: w szkole, z młodzieżą
– dodaje nauczycielka.
I to jest najlepsza pointa.
Czytaj także:
Dorota Łosiewicz w najnowszym „Sieci”: Co gryzie polskiego belfra? Oddajemy głos nauczycielom
-
„Sieci” z prezentem na majówkę!
Reprodukcja arcydzieła Jana Matejki „Konstytucja 3 Maja 1791 roku” – to prezent, jaki Czytelnicy otrzymają wraz z najnowszym wydaniem tygodnika.
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/443894-slawomir-broniarz-jest-za-a-nawet-przeciw