Nie będę analizował kampanii wyborczej nowego prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i opisywał meandrów ukraińskiej polityki. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, w przeciwieństwie do wielu zacnych autorów piszących o niej na tym portalu. Niemniej jednak trudno zwycięstwa komika i aktora u naszego wschodniego sąsiada nie traktować jako trendu pożerającego współczesną politykę.
Nie mam wielkich złudzeń, co do przyszłości demokracji wyjętej z utopijnych, jak się okazało, książek jej piewców. Ten system upadł w momencie jak politycy zaczęli przekupywać lud jego własnymi pieniędzmi. Lud będący coraz mniej świadomy w jakiej umowie społecznej bierze udział. Szybko do głosu doszedł masowy człowiek wyjęty z przestróg mistrza Ortegi y Gasseta. Pazerny na przywileje i uświęcone przez pogańską religię prawa, z obrzydzeniem patrzący na swoje obowiązki. Gdy oderwano go od wiary w Boga ( nawet tej płytkiej, ale opartej na strachu przed karą za łamanie porządkującego społeczny ład Dekalogu) stworzono dziecko. Bachora idealnego do zmanipulowania. Bachora rozpuszczonego. „Rozpuszczać to znaczy nie ograniczać żądań i potrzeb, to znaczy wpajać danemu osobnikowi przekonanie, że wszystko mu wolno i że do niczego nie jest zobowiązany.”- pisze y Gasset. Dziecko zawsze chce więcej cukierków. Nikt nie chce mu mówić dziś, że psują się od nich zęby.
To się jeszcze jakoś trzymało, gdy człowiek masowy miał pragnienie wznosić się powyżej przeciętności i chłonął wiedzę. Choćby z gazet, dyskusji publicystycznych w mediach elektronicznych i czytał książki. Dziś żyjemy jednak w kulturze obrazkowej, gdzie mem zastąpił analizę, a jakakolwiek niezależna myśl została zakrzyczana przez ryk plemion kibicujących swoim politycznym drużynom, rzucającym im w postaci socjalnej „pomocy” ich własne pieniądze zabrane wcześniej z podatków. Dziecko w kulturze obrazkowej czuje się świetnie. Gdy jednak zaczyna się bać, to patrzy na silnego obrońcę. Albo ubóstwionego. I tak doszliśmy do tytułu tego tekstu.
Celebryci wygrywający wybory prezydenckie czy parlamentarne to kolejny etap upadku całego systemu, który przez ostatnie ponad pół wieku ( co to jest w kontekście tysięcy lat różnych innych niż demokracja systemów politycznych?) podtrzymywał zachodnią cywilizację. Od kiedy polityka zmieniła się w część showbiznesu i jej sukces jest definiowany umiejętnością reżyserii kłamstwa (PR) zwycięstwa celebrytów nie powinny dziwić. Przecież nie czytamy już programów partyjnych. Ba, nie czytamy już nawet publicystów objaśniających nam (drastyczny spadek sprzedaży magazynów opinii) koncepcji polityków na rozwój naszego kraju. Nadszedł czas aktorów przebierających się w różne stroje. Donald Trump jest tego najlepszym dowodem.
Ja uważam, że konserwatyści powinni go popierać za kilka jego politycznych działań. Trump jest bardzo dziwacznym katechonem, jakiego chrześcijanie jeszcze nie widzieli. To zresztą perwersyjnie zabawne, że libertyn słynący ze swoich podbojów seksualnych, hedonista z ego większym niż dziura ozonowa stał się narzędziem do spowolnienia rewolucji mającej na celu zmieść ostateczni stary porządek.
Jednak i on jest celebrytą w dosłownym sensie tego słowa. Trump od początku kariery był częścią showbiznesu. Był jego kreatorem. Ikoną przylepiającą swoje nazwisko z pozłacanych liter w każdym miejscu publicznym, które kupił. Wybrano go nie dlatego, że mówił to samo, co wielu stających naprzeciwko niemu Republikanów. Mówił to głosem prostego człowieka. Mówił to głośniej, dobitniej i z gracją gwiazdy telewizji oglądanej przez miliony Amerykanów. Po jego triumfie jeszcze mniej miejsca będzie dla merytorycznych, ale pozbawionych charyzmy partyjnych liderów. Będzie za to miejsca na gwiazdorstwo. To będzie główny wyznacznik sukcesu. No, ale przecież politycy nie będą tak gwiazdorscy jak celebryci, traktowani, o zgrozo!, jak antyczne bóstwa.
„Rzeczą nadzwyczaj interesującą jest obserwowanie postawy, jaką wobec państwa przyjmuje człowieka masowy. Widzi je, podziwia je, wie, że jest czymś zastanym, zapewniającym mu bezpieczne życia; ale nie zdaje sobie sprawy z tego, iż jest to twór ludzki, przez pewnych ludzi wymyślony i oparty na pewnych założeniach i cnotach, które niegdyś w ludziach tkwiły, a które jutro mogą z nich wyparować.”- pisał w 1930 roku hiszpański myśliciel. 90 lat po tych słowach sytuacja jest o wiele gorsza niż autor „Buntu mas” przewidywał. Nie mówimy już nawet o żadnych cnotach. Nie mówimy o odpowiedzialności. Relatywizacja wszystkiego poszła tak daleko, że samo określenie cnota jest zwalczane. Cnota zakłada dbanie o dobro i prawdę. A co to jest prawda dziś?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/443591-showmani-u-sterow-czyli-polityka-jak-sklep-z-cukierkami