Odwołanie wykładu profesora Ryszarda Legutki na amerykańskiej uczelni Middlebury College w stanie Vermont jest znakomitym potwierdzeniem tez, które gość z Polski miał wygłosił w swoim wystąpieniu zatytułowanym „Demony w demokracji: zapędy totalitarne w wolnych społeczeństwach”. Przypomnijmy, że władze placówki ugięły się pod żądaniami studentów, którzy nazwali poglądy krakowskiego filozofa „homofobicznymi, ksenofobicznymi, rasistowskimi i mizoginistycznymi”. Już wcześniej ci sami studenci wszczęli awantury podczas referatu amerykańskiego socjologa i politologa Charlesa Murraya, protestując przeciw jego poglądom.
W sumie nie jest to zjawisko nowe. Po II wojnie światowej pokolenie „pryszczatych” aktywistów z ZMP w ramach zaprowadzania na polskich uniwersytetach żdanowszczyzny protestowało przeciw wykładom przedwojennych profesorów. Intelektualne zera doprowadziły do wyrzucenia z uczelni tak wybitnych myślicieli, jak m.in. Kazimierz Ajdukiewicz, Henryk Elzenberg, Konrad Górski, Roman Ingarden, Władysław Konpoczyński, Stanisław Ossowski czy Władysław Tatarkiewicz. Zideologizowani studenci uważali ich za reakcyjnych, zacofanych, nie nadążających za zdobyczami nauki i postępem, a więc niegodnych nauczania.
W Chinach to właśnie młodzież akademicka była gwardią szturmową „rewolucji kulturalnej”. Mao nazywał ich „małymi generałami”. Furia hunwejbinów obracała się przeciwko kadrom uniwersyteckim, które reprezentowały „cztery stare rzeczy do zniszczenia: stare myśli, starą kulturę, stare zwyczaje i stare nawyki”. Profesorów nie tylko wyrzucano z uczelni i publicznie poniżano, lecz nawet mordowano. Studenci wierzyli, że są nosicielami postępu, a ich wykładowcy nie mają nawet prawa głosu. Na ogłoszonej przez Mao liście „dziewięciu śmierdzących kategorii” znaleźli się także inteligenci, zaś bohaterem narodowym został student, który podczas egzaminu oddał czystą kartkę. Liczyły się bowiem jedyne słuszne poglądy, a nie wiedza.
Tego typu wydarzenia nie są specyficzne tylko dla ustroju komunistycznego. Także w demokracjach tkwi potencjał totalitarny, o czym pisali celnie choćby Jacob Talmon czy Leszek Kołakowski. W 1968 roku rewolta studencka na Zachodzie prowadzona była pod sztandarami 3M (Marks, Mao, Marcuse). Wtedy również studenci terroryzowali wykładowców. Czesław Miłosz wspominał, że w Berkeley ci profesorowie, którzy odważali się mówić o istnieniu prawdy, oskarżani byli o faszyzm. W Paryżu studenci nałożyli na głowę wybitnego filozofa Paula Ricoeura kosz na śmieci, pytając go, dlaczego to właściwie on jest profesorem, a nie oni.
We wszystkich przywołanych przypadkach mechanizm jest ten sam. Studenci jako przedstawiciele świata przyszłości oraz nosiciele wyższych wartości występują przeciw reakcyjnym, zacofanym i niebezpiecznym profesorom. Są awangardą wojny kulturowej, która ma zmienić oblicze naszej cywilizacji. Nie ma żadnej racjonalnej dyskusji na argumenty, nie ma nawet chęci podjęcia rozmowy. Jest odmowa dialogu, debaty, spotkania oraz obrzucanie obelgami i epitetami. O takim właśnie zjawisku chciał mówić na amerykańskiej uczelni profesor Ryszard Legutko. Fakt, że mu to uniemożliwiono, jest najlepszym dowodem na prawdziwość jego tez.
Jest też inny dowód. Po owych reakcyjnych profesorach pozostały trwałe dzieła światowej humanistyki; po zetempowcach, hunwejbinach i aktywistach ruchawki ‘68 pozostało g…o.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/443369-profesor-legutko-kontra-amerykanscy-hunwejbini
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.