Związkowcom nie należy się dziwić, bo ich zadaniem jest troszczyć się o to, aby warunki pracy i płacy były jak najlepsze, aby za dobrą pracę była godna płaca. Nie da się ukryć, że zarówno w systemie oświaty, jak w innych sferach budżetówki, jedni udają, że pracują, a drudzy udają, że płacą. Tak to niestety często wygląda
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Andrzej Waśko, polski literaturoznawca i nauczyciel akademicki, były sekretarz stanu w MEN, a obecnie doradca prezydenta RP do spraw wdrażania reformy oświaty.
CZYTAJ WIĘCEJ: TYLKO U NAS. Doradca prezydenta RP: „Każdego dnia strajku trzeba pytać prezesa Broniarza, co mu się udało naprawić w oświacie”
wPolityce.pl: Bez porozumienia zakończyło się czwartkowe spotkanie oświatowych związków zawodowych z rządem. Związkowcy nie zgodzili się na podwyższenie pensji za zwiększenie pensum, co zaproponowała strona rządowa. Z kolei na portalu wPolityce.pl publikujemy sondaż, z którego wynika, że Polacy popierają zwiększenie pensji nauczycielom przy jednoczesnym zwiększeniu pensum. Czy Pana zdaniem można dziś mówić o podwyżkach bez zwiększenia czasu pracy w tygodniu?
Prof. Andrzej Waśko: Można mówić zarówno o podwyższeniu pensum, jak i Karcie Nauczyciela. Tych tematów się przez kilka lat nie podejmowało. były zamrożone. Natomiast strajk nauczycieli powoduje, że nastawienie społeczne do tej grupy zawodowej się zmienia. Powracają przywileje, którymi nauczyciele się cieszą i których być może nie dostrzegają na codzień, bo nikt nie twierdzi, że ich sytuacja materialna jest doskonała. Miejmy świadomość, że skutkiem strajku może być zarówno podniesienie pensum albo zniesienie Karty Nauczyciela, dlatego że decydować o tym będą siły polityczne, które muszą się liczyć z opiniami swoich elektoratów, a społeczeństwo może tego właśnie oczekiwać. Nie oceniam, czy to dobrze, czy źle, ale w taki sposób zmienia się sytuacja podczas tego strajku.
CZYTAJ WIĘCEJ: NASZ SONDAŻ. Większość Polaków za zwiększeniem pensum w zamian za dużo wyższe podwyżki dla nauczycieli!
Jednak z jednej strony są związkowcy, którzy chcą podwyżek bez zwiększenia pensum, a z drugiej strony rząd, który mówi, że obecny system się wyczerpał. Premier Morawiecki mówi, że chciałby, aby obie strony wyszły z tej sytuacji win-win. Czy to możliwe?
Związkowcom nie należy się dziwić, bo ich zadaniem jest troszczyć się o to, aby warunki pracy i płacy były jak najlepsze, aby za dobrą pracę była godna płaca. Nie da się ukryć, że zarówno w systemie oświaty, jak w innych sferach budżetówki, jedni udają, że pracują, a drudzy udają, że płacą. Tak to niestety często wygląda.
Zwrócił Pan uwagę, że spada poparcie wśród Polaków dla nauczycieli, które przecież na początku strajku było wysokie. W najgorszym scenariuszu protestujący kończą strajk bez niczego, a co więcej, bez poparcia społecznego.
Od początku strajku byłem przekonany, że największymi poszkodowanymi będą nauczyciele, również ci, którzy nie strajkują i dzięki którym były odbyły się egzaminy. Uważam ich za śmietankę polskiego nauczycielstwa i od nich należałoby zaczynać zmiany na lepsze. Zmiana nastrojów społecznych jest widoczna, dlatego że nacisk nauczycieli na rząd jest możliwy jedynie za pośrednictwem uczniów. Jeżeli ktoś wzywa do tego, aby matury się nie odbyły, aby nie klasyfikować uczniów, to pokazuje na czym mu tak naprawdę zależy, a zależy mu na pieniądzach. Rodzice i dzieci widzą, że nauczycielowi nie zależy na jego własnych uczniach. Cała Polska to widzi i stąd zmiana nastrojów.
Padają zarzuty, że rząd chce przeczekać protest. Czy Pana zdaniem są prawdziwe? Jak by Pan na nie odpowiedział?
Nie neguję tego, że można tę sytuację tak oceniać, tylko nie wiem dlaczego należy robić z tego zarzut rządowi. Strona rządowa ma do czynienia z akcją o charakterze politycznym, gdzie manipuluje się grupą nauczycieli. Oficjalnie zostali oni posłani na barykady w imię obrony partykularnych interesów, ale faktycznie po to, aby destabilizować sytuację społeczną. Rząd musi brać to pod uwagę. Nie może na ten strajk patrzeć jedynie przez pryzmat nauczycieli, ale także przez pryzmat tego, jakie mogą być skutki ustąpienia protestującym. Czy per saldo opłaciłoby się, to także innym grupom zawodowym. Nie wiem oczywiście, czy jest to intencją rządu, ale nie robiłbym z tego zarzutu.
Z kolei premier Mateusz Morawiecki wyszedł z propozycją organizacji „okrągłego stołu” nt. oświaty. Sławomir Broniarz choć podkreśla, że to chybiony pomysł, to zapowiedział, że ZNP będzie uczestniczył w tym spotkaniu. Jak Pan ocenia tę inicjatywę? Czy jest to dobry moment, aby rozmawiać o oświacie w szerszym kontekście, bo rozumiem, że tak ma wyglądać to spotkanie na Stadionie Narodowym.
CZYTAJ WIĘCEJ: Morawiecki: Chciałbym, by w wyniku okrągłego stołu wszyscy byli wygrani. Szydło: Broniarz nie mówi głosem wszystkich nauczycieli
Pomysł organizacji „okrągłego stołu” jest zaskakujący. Jest to jak mniemam autorski pomysł premiera Mateusza Morawieckiego. Nie znamy jeszcze szczegółów dot. tego, jak mają te rozmowy przebiegać. Trzeba być bardzo ostrożnym organizując takie spotkanie.
Na co szczególnie należy uważać? Co strona rządowa powinna wziąć pod uwagę?
Pamiętajmy, że takie dyskusje o systemie oświaty toczą się od niemal dwudziestu lat, a od ostatniego „okrągłego stołu” w Belwederze, który zorganizował śp. prezydent Lech Kaczyński, na którym zresztą byłem obecny, problemy i ludzie pozostali w zasadzie ci sami. Wszystko zostało już powiedziane. Chcąc rozmawiać twórczo o czymkolwiek, a nie przelewać w pustego w próżne, bo tego już było dużo, trzeba zdawać sobie sprawę, że system oświaty jest skomplikowanym układem różnych zagadnień: finansowych, administracyjnych, prawnych, pedagogicznych, społecznych. Do tego należy odpowiednio dobierać tematy dyskusji. Zobaczymy jak to będzie wygadało za tydzień.
Widzi Pan możliwość przeprowadzenia rzeczowej dyskusji w momencie tak zaognionego sporu?
Jeśli mamy o czymkolwiek konstruktywnie rozmawiać ponad podziałami, to trzeba wyselekcjonować takie tematy, co do których istnieje przesłanka, że różne strony konfliktów mogą się porozumieć. Nie wykluczam, że są takie pola, przykładem niech będzie organizacja pracy szkoły. To już było przedyskutowane, ale problemem wydaje się nie to, że było za mało dyskusji, ale to, że było za mało konkretnych decyzji i odwagi, aby to naprawić. W końcu trochę to dziwnie wygląda, bo ledwo dwa lata temu wprowadzono nową ustawę oświatową, którą druga strona w pełni zanegowała. Niestety nie było żadnego dialogu, była jedynie kampania czarnego RP.
A dzisiaj siadamy ponownie do dyskusji o systemie edukacji.
Takie dyskusje są przedwczesne, bo należy najpierw sprawdzić jak będzie funkcjonować szkoła w nowej strukturze, jak się sprawdza nowe prawo oświatowe. Ponadto, jeżeli bierze się na siebie odpowiedzialność organizacji takich rozmów, to trzeba dołożyć wszelkich starań, aby Stadion Narodowy nie stał się miejsce kolejnej pyskówki, gdzie z jednej strony będziemy słyszeć o „deformie minister Zalewskiej” i chaosie w szkole, a z drugiej strony będą padać pytania o groźby zablokowania matur. Bardzo łatwo dopuścić do wybuchu emocji. To nie organizacja pikniku.
Rozmawiał Kamil Kwiatek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/443359-nasz-wywiad-wasko-nauczycielom-nie-zalezy-na-uczniach