Prewencyjna cenzura w Unii Europejskiej staje się faktem. Na szczęście Polska, pod rządami Prawa i Sprawiedliwości, może spojrzeć internautom w oczy. Jesteśmy jednym z sześciu krajów członkowskich, które sprzeciwiły się dyrektywie o prawach autorskich, zwanej potocznie ACTA2.
To było jasne, że większość unijnych krajów poprze ten projekt, ponieważ z wielu względów niektóre rządy nie chcą naruszać interesów globalnych, internetowych korporacji. Polska, przynajmniej obecnie, nie ma takich zobowiązań i z czystym sumieniem może bronić praw internautów.
„Wolność jest jednym z fundamentów Unii Europejskiej” – po ten okrągły frazes często i chętnie sięgają politycy państw członkowskich oraz unijni urzędnicy. Co innego mówią, co innego robią.
Pomysłodawcy dyrektywy twierdzą, że chroni ona prawa autorskie i własność intelektualną. Pełna zgoda, że należy bronić tych wartości, a wszelkie nadużycia ujawniać i karać. Niestety, ACTA2 nie są do tego dobrym i skutecznym narzędziem. Unijne przepisy poszły za daleko. Korporacje kontrolujące Internet otrzymały prawne narzędzie blokujące dostęp do sieci. W czasach PRL, kiedy nie było jeszcze Internetu, nazywano ten mechanizm swojsko: cenzura.
Nowa dyrektywa otwarła niebezpieczną furtkę. Wiadomo, że Internetu nie da się kontrolować ludzkimi zasobami. Muszą powstać algorytmy, które według określonych kryteriów zdecydują o zamknięciu bądź uchyleniu cybernetycznych bram. Wszystko w imię ochrony sieci przed publikowaniem kradzionych treści. Ta definicja nie jest jednak ostra i precyzyjna. Łatwo można sobie wyobrazić, że ten mechanizm zostanie rozszerzony i wykorzystany do selekcji treści społecznych oraz obyczajowych. Pod pretekstem zachowania politycznej poprawności lub walki z tak zwaną „mową nienawiści” zostaną zamknięte usta tym, którzy mają inne poglądy, niż właściciele internetowych korporacji oraz ich polityczni mocodawcy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/442800-izabela-kloc-polska-ma-czyste-sumienie