Im dłużej trwa strajk ZNP w szkołach, tym emocje stają się większe. Chodzi oczywiście o egzaminy óśmoklasistów, a w perspektywie również o matury. Wszyscy wiedzą, że jeśli strajk będzie się przeciągał, to z przeprowadzeniem egzaminów mogą być problemy. Osobiście bardzo współczuję uczniom, którzy szykują się do egzaminów i ich rodzicom.
O tym, kogo uważamy za winowajcę tej sytuacji, decydują przede wszystkim nasze poglądy polityczne. Zwolennik rządu obwini nauczycieli i opozycję, zwolennik opozycji – przeciwnie – będzie uważał, że pełną odpowiedzialność ponosi PiS, nawet jeśli jego własne dzieci będą miały kłopoty z powodu strajku. Poziom upolitycznienia konfliktu i spolaryzowania społeczeństwa odbiera już jakąkolwiek zdolność do przytomnej oceny sytuacji.
Zwolennicy antypisu mówią sobie tak: „jak strajk się przeciągnie, i dzieci zostaną poszkodowane, to ludzie jeszcze bardziej znienawidzą PiS”. Więc niech się strajk przeciąga. Druga strona – odwrotnie – „jak strajk się przeciągnie, to ludzie odwrócą się od nauczycieli”. Pokazuje to, że każda z tych stron liczy na to, że długotrwały strajk „przebudzi” Polaków i skłoni ich do udzielenia poparcia właśnie jej. Ja powiedziałbym tylko tyle, że na pewno strajk wzmocni polaryzację w społeczeństwie. I to jest bardzo niedobre zjawisko. Czy natomiast spowoduje przesunięcia wśród wyborców? W to, szczerze mówiąc, wątpię. Jeśli już, to skłonny byłbym raczej przyznać rację tym, którzy twierdzą, że na przeciągającym się strajku bardziej straci opozycja i sami nauczyciele niż rząd.
Przyczyna tkwi m.in. w specyfice zawodu nauczyciela. Strajk podczas egzaminów trudno obronić. W powszechnej opinii nauczyciel to zawód ze szczególnym etosem zawodowym, rodzaj służby publicznej (czy tak jest w rzeczywistości to już inna sprawa). Walka o podwyżki w trakcie egzaminów – a więc obciążenie konsekwencjami konfliktu Bogu ducha winnych uczniów – może być, i z pewnością będzie odbierana przez wiele osób, jako poważne naruszenie tego etosu. Nie ulega wątpliwości, że nauczyciele – jako grupa zawodowa – wizerunkowo stracą, nawet jeśli uda im się wywalczyć te lub inne podwyżki. Dodatkowo konflikt z nauczycielami został wpisany w wojnę polityczną. Pod wpływem tej wojny coraz trudniej jest im zachować bezstronność, przeciwnie, niektórzy nie ukrywają swojego stosunku do rządzącej prawicy – choćby w mediach społecznościowych, ale również i podczas lekcji. Nawet jeśli to tylko emocje, to bardzo szkodliwe. Nauczyciel tracący w oczach uczniów i rodziców bezstronność, traci również autorytet. Pojawia się też obawa – czasem uzasadniona, a czasem nie – że przy ocenie uczniów taki nauczyciel może kierować się swoimi pozaedukacyjnymi uprzedzeniami. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, jak wielkie szkody może to przynieść polskiej szkole. Ta sama zasada dotyczy innych zawodów zaufania publicznego: sędziów, lekarzy, żołnierzy itd. Mówiąc krótko, osoby pracujące w takich zawodach powinny zawsze pamiętać, że obowiązują je nieco inne reguły.
Ktoś powie, że obawy przed naruszeniem tych reguł mogą mieć tylko zwolennicy PiS. Jednak zwolennicy PiS to co najmniej trzecia część społeczeństwa, a więc wystarczająco dużo, aby ich nie lekceważyć. Naprawdę nie warto wszystkiego trwonić na politycznej wojnie. Bo za chwilę okaże się, że nie ma już niczego, co nie dzieli społeczeństwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/441907-w-dalszej-perspektywie-wszyscy-mozemy-stracic-na-tym-strajku