Warto z uwagą przeczytać ostatni wywiad Grzegorza Schetyny dla „Newsweeka”, z którego uważny Czytelnik może wyciągnąć naprawdę interesujące wnioski i odczytać sygnały, jakie wysyła przewodniczący Platformy Obywatelskiej.
Polecamy dyskusję o Grzegorzu Schetynie - z udziałem Tadeusza Cymańskiego (Solidarna Polska), Bogusława Sonika (PO), Roberta Kropiwnickiego (PO) i Szymona Szynkowskiego vel Sęka (PiS) - na antenie telewizji wPolsce.pl:
To wyraźna próba oderwania się od Donalda Tuska, tęsknoty za jego przywództwem w Platformie i oczekiwaniem, że jeden lider, trochę jak Tusk w roku 2011, samodzielnie wykręci partii dobry wynik.
Jak słyszę, że Tusk miał charyzmę, a ja nie mam, to przypominam sobie tych, którzy mówili, że opozycja nigdy się nie zjednoczy, a Platforma jest skończona, bo przegrała wybory i odebrała ludziom nadzieję. Wszystko zawsze było źle. A gdy wygraliśmy wybory samorządowe w wielkich miastach, zaległa cisza. Nie było ani o mojej charyzmie, ani o rzekomym lenistwie Trzaskowskiego.
W strategii Schetyny widać też piłkarską nomenklaturę, ale i tutaj aktualny szef Platformy przedstawia się na kontrze do polityki Tuska i jego decyzji:
Po wyjeździe Tuska udało mi się Platformę zebrać, zbudować drużynę. Dziś stoję w tunelu na stadionie i zaczyna się najważniejszy mecz. A ja mam zaszczyt tę drużynę prowadzić. (…) Strzał w słupek jest zawsze strzałem niecelnym, nawet najpiękniejszy. Można strzelić szmatę w środek bramki, ale jak jest bramka, to jest i sukces. Dla mnie kluczowa jest skuteczność. Jestem w polityce, żeby wygrywać.
Defensywny pomocnik nie musi strzelać goli, ale jest odpowiedzialny za wszystko. Ma zabezpieczyć defensywę, odebrać rywalowi piłkę i mieć pomysł, jak stworzyć sytuację bramkową napastnikom
— czytamy.
Schetyna, skracając tę logikę, chce doczołgać się do większości w parlamencie, wygrać ten polityczny mecz 1:0, po brzydkiej rozgrywce i golu z przypadku, bez fajerwerków, opraw i zachwytów komentatorów. Skuteczność ponad styl - mówi szef Platformy i obiecuje, że przejętą władzę odda już po jednej kadencji młodszemu pokoleniu polityków (w wizji Schetyny - oczywiście polityków Platformy).
Opowieści o jednej kadencji premiera Schetyny można oczywiście ustawić na jednej półce z baśniami Andersena, ale myślę, że to może być niezła karta przetargowa dla innych, mniejszych ugrupowań (w Koalicji Europejskiej) czy frakcji (w samej Platformie). Grzegorz Schetyna wabi ich wszystkich propozycją: wygramy, zrobimy porządek, a później urządzimy nowe rozdanie. Niektórzy może nawet w to uwierzą.
Punktem wyjścia dla Schetyny ma być wieczór wyborczy 26 maja - jeśli Koalicji Europejskiej uda się uzyskać choćby jeden mandat przewagi nad PiS, swój cel osiągnie, a presja na mniejszych koalicjantów (PSL, SLD, Nowoczesna, także Wiosna) będzie ogromna. Wszystko po to, by pozostać w sojuszu pod berłem Schetyny. Porażka, nawet symboliczna, zostanie potraktowana jako dynamika, nad którą Schetyna kontroli nie ma.
Jeszcze jeden wabik zarzucony na kolejne przystawki (wyborców, polityków, koalicjantów, działaczy w PO, etc.) to deklaracja o wyciągnięciu wniosków z roku 2015. Wiemy - kontynuuje Schetyna swoją myśl -, że zawiedliśmy w wielu wymiarach, bijemy się w piersi, odpokutowaliśmy swoje.
Wbrew temu, co nam zarzucają, wyciągnęliśmy wnioski z przegranej w 2015 roku. (…) Usłyszeliśmy wiele gorzkich słów, ale mówiłem koleżankom i kolegom, że musimy przez to przejść, bo bez tego nie zbudujemy nowej Platformy i ludzie nam nie zaufają. (…)
Kiedy rządziliśmy, budowaliśmy drogi, stadiony, filharmonie, lotniska, ale ludziom za mało wzrósł stan konta. Zwłaszcza w Polsce lokalnej niewielu było beneficjentów modernizacji, te inwestycje oglądano głównie w telewizji. (…) Nie możemy drugi raz przegrać wyborów z tego samego powodu
— tłumaczy szef Platformy.
I znów - przynęta ta zapewne zwabi część wyborców, którzy są zawiedzeni rządami PiS, zniechęceni, szukający pewnego resetu. Problem w tym, że logika Schetyny jest raz po raz podważana przez jego ludzi. Czasem są to kolejni politycy Platformy sugerujący radykalne ograniczenie takich programów jak 500+ (sam Schetyna sprytnie umyka w wywiadzie od jednoznacznej odpowiedzi), innym razem koalicjanci - tacy jak byli premierzy czy działacze Nowoczesnej jasno wskazujący, że polityka uruchomiona przez PiS powinna zostać drastycznie wstrzymana i cofnięta.
Marek Belka, były premier i prezes NBP, dziś na listach Koalicji Europejskiej do brukselskiego parlamentu, pozwolić sobie może na więcej. I dlatego pytany przez Monikę Olejnik w „Kropce nad i”, odparł w zasadzie wprost, że te obietnice Platformy i całej KE to tylko takie czary-mary przed wyborami.
Olejnik: Czy nie czuje Pan dyskomfortu, że startuje Pan z KE, a z drugiej podpisuje się Pan pod listem, w którym protestujecie przeciwko piątce Jarosława Kaczyńskiego? Koalicja Europejska popiera w pełni tę piątkę…
Belka: Nie piątkę, tylko jej niektóre elementy
Olejnik: 500+ popiera, emeryturę - co miesiąc - 1000 złotych popiera…
Belka: Za tę licytację odpowiedzialny jest wyłącznie partia rządząca. Przepraszam, a co ma robić opozycja? Siedzieć i narzekać? Oddać wybory walkowerem? Odpowiedzialność spada na PiS i na rząd, jeśli rozpoczyna w taki sposób licytację, to nakręca bardzo niekorzystną spiralę.
Jeszcze dalej poszła Katarzyna Lubnauer, która mówi o „politycznej łapówce” i sugeruje, że wspólnota polityczna opozycji na eurowybory nie musi przełożyć się na konkrety programowe jesienią. Może okazać się, że rzeczywistość zweryfikuje te założenia i jesienią ktoś w stylu Pawła Rabieja (ta sama Nowoczesna) wyjdzie przed kamery i powie - jak w Warszawie - o „odwadze wycofania się z błędów rozdawnictwa”.
Nie mam zresztą o to pretensji ani do pani przewodniczącej Lubnauer, ani do pana wiceprezydenta Rabieja. Myślę, że uczciwie podchodząca do swojego programu liberalna partia te kwestie musi tak przedstawić, wskazywać na inne źródła finansowania i miejsca, dzięki którym portfele Polaków mogą pęcznieć. Ale nie można tutaj mieć ciastka i zjeść ciastka. Chyba, że przyjmiemy - jak Marek Belka - że to tylko takie mrugnięcie okiem, wiecie, rozumiecie, łódka Bols, a jesienią się zobaczy, co i jak.
Grzegorz Schetyna lubi piłkarskie zestawienia, chwali się koszulką FC Barcelony nad swoim fotelem w klubie Platformy, prezentuje się - zmęczony jak diabli - do zdjęć po koszykarskiej rozgrywce z kolegami z partii. Kontynuując ten żargon: na razie lider PO zgrabnie wyczyścił sobie przedpole: wyciął konkurentów, zmarginalizował wewnętrzną rywalizację, uciszył głosy krytyki, narzucił klubowi określoną strategię i choć momentami trzeszczy to wszystko w szwach (rywalizacja w regionach między ludźmi PSL, PO i Nowoczesnej zaostrza się), robi dobrą minę do takiej sobie gry.
Lekceważyć takiego przeciwnika jednak nie można, bo czasem mecze - także te polityczne - wygrywa się (i przegrywa) przez gole-farfocle, po prostych błędach albo mimo optycznej wyraźnej przewagi. Jeszcze jedno jest pewne: coach Grzegorz Schetyna nie dostanie kolejnych czterech lat, tak jak dostał je Jarosław Kaczyński w Prawie i Sprawiedliwości mimo przegranych wyborów. I ta wizja wiąże ręce liderowi PO, choć z drugiej strony sprawia, że motywacją będą dla niego nie tyle cztery lata w opozycji, ale polityczne być albo nie być. Nikt nie będzie pamiętał o umiarkowanych sukcesach (wybory samorządowe) czy olbrzymiej pracy wykonanej w terenie i gabinetach w Sejmie, jeśli ta „szmata”, jak mówi Schetyna, nie wpadnie do bramki. Lub jeśli okaże się, że to gol na co najwyżej honorowe 1:4.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/441834-czyszczacego-przedpole-coacha-schetyny-lekcewazyc-nie-mozna