Większość ciężko pracuje, protestuje niewielu. Nie tylko nauczyciele zarabiają mało i pracują po godzinach. Każdy młody zaczyna za śmieszne pieniądze.
5 lat studiów, wyższe wykształcenie i staż za niecałe 2 tys. zł na rękę. Z tego trzeba wyżyć, opłacić mieszkanie, rachunki. Brzmi źle. Ale to nie jest tylko rzeczywistość nauczycieli. To rzeczywistość wszystkich młodych ludzi, którzy zaczynają karierę.
To prawda, że wzrost gospodarczy pnie się w górę, że rosną średnie płace, i że wydajemy, jako Polacy, więcej. Ale młodzi zaczynają z tego samego poziomu. Niejednokrotnie daleko jest do zatrudnienia na umowę o pracę. Umowy są o dzieło i na zlecenie. Ale młodzi nie protestują. Ciężko pracują. Nikt nie daje nikomu nic za darmo.
Ale nauczyciele, poza górnikami, to jedna z najlepiej zorganizowanych związków zawodowych w Polsce. Mają siłę przebicia, silne struktury, sięgające zresztą jeszcze czasów PRL, i mają poparcie. Któż nie popiera podwyżek nauczycieli, kiedy mówi się o ich ciężkiej pracy po godzinach i nędznej płacy?
Każdy podkreśla, że zarabiają zbyt mało. Ale nie są jedyną grupą zawodową w kraju, która mogłaby dostać więcej. Problem w tym, że tam, gdzie płace ustalane są na poziomie państwowym, czyli budżetowym, albo samorządowym, po podwyżki należy iść do rządu. Czy na ulice? I czy w momencie egzaminów gimnazjalnych, ósmoklasistów, ewentualnie matur? To już ewidentny szantaż rządu.
Gdyby wczoraj rządzący ugięli się pod naciskami Związku Nauczycielstwa Polskiego, przegraliby wizerunkowo. Nie udźwignęliby za chwilę kolejnych żądań, kolejnych grup zawodowych. Należało jednak negocjować do końca. Do północy, być może do 7.30. Przedstawić nowe rozwiązania. Zrobić wszystko, by się porozumieć.
Możliwy jest jednak inny wariant. Być może ZNP po prostu porozumieć się nie chciało. Od początku zapowiada przecież start strajku na 8 kwietnia. A jeszcze przed rozpoczęciem rozmów tzw. ostatniej szansy wypowiadał się w jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych jednoznacznie. Że strajk będzie.
Na tej próbie sił ucierpią jednak najbardziej uczniowie. I nie jest to partyjny slogan, a realna diagnoza. To nad uczniami wisi widmo przesuniętych egzaminów, dodatkowych nerwów, niepewności i chaosu. Boją się też ich rodzice, którzy do końca wczorajszego dnia nie wiedzieli, czy mogą bezproblemowo wysłać pociechy do szkół, czy też szukać dla nich dodatkowej opieki.
Czy rodzice obwinią za tę sytuację rząd, czy nauczycieli? Jeśli strajkujących placówek będzie mniej, niż podawało ZNP, a już pierwsze dane Ministerstwa Edukacji Narodowej na to wskazują, gniew może spaść na nauczycieli. Rykoszetem oberwać może sam Sławomir Broniarz, który, nomen omen, nauczycielem dziś nie jest.
-
Kup tygodnik „Sieci” z fascynującą książką!
Już od poniedziałku, 8 kwietnia, dostępne jest nowe wydanie tygodnika „Sieci”, a w nim wyjątkowy dodatek – książka „Całun. Historia, nauka, kult”. Nie przegap!
E - wydanie naszego pisma dostępne na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/441643-gniew-rodzicow-moze-dosiegnac-nauczycieli
Komentarze
Liczba komentarzy: 28