Obecny Parlament Europejski i Komisja Europejska zostawiają UE w dużo gorszym stanie niż ją zastali
—mówi PAP europoseł Saryusz-Wolski. W tym kontekście wymienił niewygaszony kryzys gospodarczy, źle zarządzany kryzys migracyjny, terroryzm oraz brexit. Tak skłóconej UE jak dziś, nie widziałem - dodał.
Jacek Saryusz-Wolski był pierwszym polskim ministrem ds. europejskich, wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego, wiceszefem Europejskiej Partii Ludowej (największej grupy w PE), a także przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych PE. W PE zasiada od 2004 r. startując z listy Platformy Obywatelskiej. W marcu 2017 r. po ogłoszeniu, że będzie kontrkandydatem Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej, został usunięty z PO. W majowych wyborach jest „jedynką” listy PiS w Warszawie. Obecnie w PE jest w grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.
PAP: Jak pana zdaniem zmieni się Parlament Europejski po najbliższych wyborach?
Jacek Saryusz-Wolski: Po tych wyborach nastąpi przesunięcie sceny politycznej na prawo.
Czy grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której należy PiS, może awansować na drugą siłę w PE?
To zależy od wyborców. Aktualnie grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów jest trzecią siłą i będzie rosła.
To wystarczy, żeby zachwiać obecnym układem w PE, dominacją sojuszu Europejskiej Partii Ludowej i socjalistów?
Zadecydować o tym może raptem kilkanaście mandatów. Już wiadomo, że te dwie frakcje, ludowcy plus socjaliści, nie stworzą większości, tak, jak to było przez lata. Do większości będą potrzebowali trzeciego sojusznika. Czy to będą liberałowie, nie wiadomo. Wygląda też na to, że prezydent Francji Emmanuel Macron może do tego bloku nie przystąpić. W skrajnym przypadku może być nawet tak, że do stworzenia większości będzie potrzebny jeszcze czwarty sojusznik.
Patrząc teoretycznie, od strony podobieństwa zachowań w głosowaniach, można sobie wyobrazić, że koalicję stworzą ludowcy, liberałowie i EKR. To jednak wydaje się mało prawdopodobne, bowiem ludowcy, sekujący dziś premiera Węgier Viktora Orbana, odchylają się w lewo, pod wpływem swego lewego skrzydła. Generalnie rzecz biorąc, prawa strona się zwiększy, a lewa się zmniejszy. Socjaliści kurczą się i idą bardziej w lewo, czyli zbliżają się do komunistów.
Jaka pana zdaniem będzie powyborcza większościowa koalicja w europarlamencie?
Najbardziej prawdopodobne jest to, sądząc z deklaracji, że powstanie koalicja EPL, liberałowie i socjaliści. Zaś po prawej stronie będzie dużo większa niż dziś „opozycja”. Sądzę, że może zniknąć grupa EFDD Nigela Farage’a, do której należy włoski Ruch Pięciu Gwiazd. Może skurczyć się Europa Narodów i Wolności, gdzie dominuje pani Le Pen, jeżeli włoska Liga przystąpi do EKR. Będą przyrosty, pytanie, jak duże, w EKR. Z 26 partii, które dziś są w EKR, wiele zwiększy liczbę swych mandatów w PE, jak wynika z prognoz. A po drugie mogą być też nowe nabytki w grupie EKR. Toczą się rozmowy z włoską Ligą, hiszpańskim Vox. Być może dojdzie węgierski Fidesz, choć zależy to od rozstrzygnięć w EPL.
Z tego, co pan mówi, wynika, że status quo w PE zostanie zachowane i na to, by w większościowej koalicji w PE była prawica z krwi i kości, będziemy musieli czekać kolejne pięć lat.
To możliwe. W jednym przypadku EKR będzie potrzebny do stworzenia większościowej koalicji - jeżeli EPL nie stworzy większościowej trójki. W drugim przypadku poparcie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów będzie potrzebne do pewnych rozstrzygnięć, które wymagają więcej niż 50 proc. głosów. Po trzecie EKR będzie potrzebny do rozstrzygnięć, w których przyszła, prawdopodobna większościowa trójka, czyli ludowcy, liberałowie i socjaliści, będzie podzielona. Gdyby zrobić analizę głosowań frakcji w europarlamencie, to największa zbieżność jest w głosowaniach między EPL i EKR. EPL to wie i liczy na to, że EKR i tak zagłosuje w wielu sprawach tak samo, jak ona, więc nie trzeba z nim tworzyć stałej koalicji i za to „płacić”.
Co bardzo ważne, zmieni się też skład Komisji Europejskiej. Dziś komisarze socjalistów i liberałów są liczbowo porównywalni do ludowców, nie ma natomiast w KE przedstawicieli prawicy i nowego nurtu. Jeśli nowy nurt będzie rządził w kilku krajach, tym samym będzie więcej komisarzy z tego nurtu. Komisarze są bowiem desygnowani przez rządy. Gdyby zaś udało się zatrzymać Brexit, to EKR miałby o dziewiętnastu posłów więcej.
Dlaczego Brexit nie otrzeźwił Brukseli, unijnych elit politycznych, nie zmienił ich myślenia, sprawił, że chcą jeszcze więcej „tego samego”, zamiast reformować UE?
Generalnie jest taka tendencja, że nikt nie szuka winy w sobie. I dlatego jako winowajcę brexitu przedstawia się wyłącznie Wielką Brytanię czy jej elity. Tymczasem Unia kontynentalna też jest współwinna.(…)
Jak podsumowałby pan obecną kadencję PE?
To nie jest tylko kadencja PE, ale też Komisji Europejskiej. Uważam, że ten parlament, i ta Komisja, zostawiają UE w dużo gorszym stanie niż ją zastali.
Co ma pan na myśli?
Po pierwsze niewygaszony kryzys gospodarczy, który w niektórych krajach, Hiszpanii, Włoszech czy Grecji, nadal jest dotkliwie odczuwany, m.in. poprzez słaby wzrost i wysokie bezrobocie. Po drugie nieopanowany i źle zarządzany kryzys migracyjny. Popełniono wielki błąd o ogromnych konsekwencjach. Po trzecie terroryzm, też niezażegnane niebezpieczeństwo. Po czwarte porażka w dwóch sąsiedztwach, bo mamy wojnę na wschodniej i na południowej rubieży UE.
Wspomnieć też trzeba o bardzo mało stanowczej, wręcz słabej polityce wobec Rosji, która jest coraz bardziej agresywna, bo ma po temu coraz więcej przestrzeni. Znakiem tego jest Nord Stream 2 i fiasko rozmów formatu mińskiego ws. Ukrainy.
Kolejna porażka obecnych władz UE to skłócenie ze Stanami Zjednoczonymi, od których zależy przecież bezpieczeństwo europejskie. Wielką przegraną jest też bezprecedensowa utrata ważnego członka UE, czyli brexit, co osłabia Wspólnotę geopolitycznie, geostrategicznie i gospodarczo. Gospodarka Wielkiej Brytanii to równowartość 19 gospodarek mniejszych i średnich krajów UE: od Malty po Austrię.
Bez Wielkiej Brytanii Unia Europejska będzie słabsza politycznie, gospodarczo, ale i militarnie, bo armia brytyjska jest pierwszą armią w UE. To, że Wielka Brytania zostaje w NATO, niewiele zmienia. Były szef NATO Anders Fogh Rasmussen słusznie twierdzi, że wyjście Wielkiej Brytanii z UE osłabia także Pakt Północnoatlantycki. Polska straci w UE sojusznika, jeśli chodzi o zachowanie swobód wolnego rynku wewnętrznego, bo Unia Europejska będzie po wyjściu Brytyjczyków bardziej protekcjonistyczna. Wolnorynkowcy stracą mniejszość blokującą, a bardzo wzmocni się siła protekcjonistów. Czyli cała legislacja pójdzie w kierunku Unii przeregulowanej, scentralizowanej, protekcjonistycznej, fortecy Europy. W stronę, która hamuje rozwój UE. Poza tym pogłębi się nierównowaga polityczno-instytucjonalna, bo relatywna waga duopolu francusko-niemieckiego wzrośnie.
Jaki pana zdaniem będzie wynik wyborów do PE w Polsce?
Z trendów długofalowych, wynika, że lista PiS może dostać między 20 a 25 mandatów, więcej niż Koalicja Europejska, która może się rozsypać po wyborach. To jest szalupa ratunkowa, gdzie różniący się wszystkim pasażerowie zawieszają kłótnie wobec wspólnie zdefiniowanego wroga. Jest to konstrukcja, która sama w sobie przeczy zasadom demokracji. Demokracja polega na tym, że obywatel, głosując, ma wpływ na to, kto go reprezentuje. To jest elementarz. Głosując zaś na Koalicję Europejską, nie wiadomo, jaki to skutek przyniesie. Może bowiem swoim głosem spowodować, że wybrana zostanie osoba, na którą nigdy nie chciałby zagłosować. W Europie to ewenement. Takiej przedwyborczej koalicji, tak różnych nurtów, grup i grupek politycznych nie było i sądzę, że nie będzie.
Drugie pytanie z elementarza demokracji: jak taką grupę demokratycznie rozliczać? Bo jeśli idzie do wyborów partia czy siła polityczna, która ma spójny program, to można ją rozliczyć. A w tym przypadku, partii i grup o tak różnych programach, będzie to niemożliwe. Będą jedni na drugich zrzucać winę za to, że coś się nie udało. Po wyborach wybrani z Koalicji Europejskiej europarlamentarzyści rozpierzchną się po czterech frakcjach w PE.
Na czym pan będzie się skupiał w kampanii wyborczej i w kolejnej kadencji PE?
Zajmowałem się w Parlamencie Europejskim polityką zagraniczną i bezpieczeństwa, sprawami budżetowymi, bezpieczeństwem energetycznym, makroekonomią, kwestiami konstytucyjno-traktatowymi, relacjami UE-NATO. Koncentrowałem się głównie na polityce wschodniej i energii. Od 2007 r. zajmuję się bezpieczeństwem energetycznym, w tym Nord Stream. To są moje obszary, paleta jest dość szeroka.
Dla Polski bardzo ważny jest Nord Stream, ale i polityka klimatyczna UE, która na jej bezpieczeństwo energetyczne też ma duży wpływ. Bo rezygnując z węgla, wiele krajów UE bardziej uzależnia się od rosyjskiego gazu. Nie widzą w tym nic złego Niemcy, które wyłączając swe elektrownie węglowe i jądrowe, nie poradzą sobie bez gazu. A ten rosyjski kupują najtaniej.
Niemieckie odchodzenie od klasycznej energetyki, po awarii w japońskiej Fukushimie, rodzi konsekwencje o wielkiej skali. To uzależnienie od Rosji, miękkość polityki wobec niej lub punktowo nawet brak tej polityki - wobec kraju, który jest zagrożeniem dla pokoju i bezpieczeństwa w Europie. Sądzę, że wkraczamy w taki czas, że na wszystkie sprawy, nawet pozornie nie mające takiego wydźwięku, trzeba będzie patrzeć z punktu widzenia geostrategii i geopolityki. (…)
Dlaczego jest tak, że dwa państwa, Niemcy i Francja, są rozgrywającym w UE, mogą narzucać jej swoją wolę, skoro w Unii Europejskiej jest 28 państw?
Dlatego, że niestety są równi i równiejsi.
Nie jest możliwy sojusz tych równych, mniejszych przeciwko dyktatowi duopolu francusko-niemieckiego?
Buduje się Wyszehrad i osiąga sukcesy, bo np. wstrzymał złą politykę migracyjną.
Ale dlaczego nie buntują się inne mniejsze państwa w UE?
Dlatego, że w wielu relacjach działa znana z czasów rzymskich zasada klientelizmu. Są silni i ich klienci, nagradzani za podporządkowanie się jakimiś względami gospodarczymi czy politycznymi. Na pewno ta kadencja potwierdza to, że takie instytucje jak Komisja Europejska, które są od tego, by być strażnikiem unijnych traktatów i dobra wspólnego wszystkich, odstąpiły od wypełniania tego zadania. Rolą Komisji Europejskiej powinno być bronienie ogólnoeuropejskiego interesu oraz mniejszych i słabszych. Tymczasem ulegała ona pokusie promowania, a wręcz narzucania, interesów największych. Negocjacje brexitowe są w praktyce prowadzone w porozumieniu z Berlinem i Paryżem. Głównie liczą się interesy tych dwóch państw.
Pytanie, czy Unia Europejska w swej obecnej konstrukcji jest w stanie to zmienić, skutecznie powściągać narodowe egoizmy, szczególnie tych najsilniejszych?
UE jest kapitalnym pomysłem. Mówiąc to, mam na myśli koncepcję jej ojców założycieli, Roberta Schumana i Alcide de Gaspery, którzy nota bene są w drodze na ołtarze, trwa ich proces beatyfikacyjny. Koncepcja integracji europejskiej została wypaczona. Unię w jej pierwotnej wizji trzeba odzyskać. (…)
W latach 50., gdy rodziła się UE, lewicowa część sceny politycznej na zachodzie Europy nazywała to spiskiem burżuazyjno-amerykańskim. Dziś ta lewicowo-liberalna elita zdeformowała ten projekt, robi go po swojemu, odchodzi od unijnych traktatów, od założeń, narzuca pozostałym swoje ideologiczne koncepcje, do czego wcale nie ma prawa na mocy traktatów. Jest to zawłaszczenie i uprowadzenie Europy. Kandyduję do PE po to, żeby to powstrzymać i wrócić do korzeni UE, do pierwotnych założeń, przybliżyć Unię obywatelom, którzy chcą bezpieczeństwa i dobrobytu dla wszystkich, a ideologicznych eksperymentów. Nastroje w UE zmierzają w kierunku zmiany. W Europie trwa przebudzenie. Rodzi się nowy nurt. I nie jest to renesans Macrona.
Jest pan więc optymistą, jeśli chodzi o przyszłość Unii Europejskiej?
Tak, bo uważam, że ta pierwotna iskra, myśl, że Europa musi współdziałać dla pokoju i dobrobytu, jest cały czas w mocy. Tylko że Unia pobłądziła. Pierwotne założenia są słuszne, Europie przydarzyła się fantastyczna rzecz w skali tysiąclecia. Pierwszy raz ma miejsce taka skala współpracy między europejskimi narodami, nie toczą one ze sobą już wojen.
Niestety mamy dziś w Unii wojny informacyjne, skłócenie wszystkich ze wszystkimi, patrzenie wilkiem na oponentów, agresję informacyjno-polityczną skierowaną przeciwko stygmatyzowanym Polakom, Węgrom, Włochom. Od drugiego roku studiów obserwuję integrację europejską. I tak skłóconej Wspólnoty jak dziś nie widziałem.
Motto UE to „zjednoczeni w różnorodności”. Gdzie dziś szacunek dla różnorodności? Gdzie szacunek dla państw, dla ich odrębności, tożsamości? Gdzie unijna solidarność i zasada pomocniczości? Robert Schuman powiedział, że Europa będzie chrześcijańska albo nie będzie jej wcale. Podwaliny cywilizacji europejskiej to filozofia grecka, prawo rzymskie i chrześcijaństwo. Jeśli to zatracimy, to będziemy tylko półwyspem Azji. Bez tożsamości dlaczego Europa miałaby przetrwać? (PAP)
Pełna treść wywiadu PAP z Jackiem Saryuszem-Wolskim w serwisie Europarlament.pap.pl
kk/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/441353-saryusz-wolski-o-ke-przeczy-zasadom-demokracji-wywiad