Prezydent Andrzej Duda ma rację: trudno nie solidaryzować się z postulatami płacowymi nauczycieli. Ich obecne zarobki są rażąco niskie, co szkodzi nam wszystkim. Nie tylko dlatego, że to zawód z tego właśnie względu dla wielu nieatrakcyjny, ale również z tego powodu, że niski prestiż materialny utrudnia budowanie niezbędnego w edukacji autorytetu.
Jednocześnie trudno nie zauważyć, że nauczyciele decydują się na wyjątkowo twardą, by nie rzec brutalną akcję strajkową, na uderzenie w egzaminy, a możliwe że i w promocję uczniów, właśnie teraz, gdy rządzi prawica, i gdy zbliżają się wybory. Są różne wytłumaczenia, ale fakt pozostaje faktem: niektóre związki, z ZNP na czele, nie tylko walczą o interesy swoich związków, ale także walczą o interesy obecnej opozycji. Bo co jak co ale status materialny nauczycielstwa to naprawdę dziecko III RP, z jej mentalnością, opierającą się na twardości wobec słabych i uległości wobec silnych. Wreszcie, z całą jej kulturą popularną, konsekwentnie poniżającą i szydzącą z pedagogów, postrzeganych zapewne jako ostoja społecznego „autorytaryzmu”. Pokażcie mi jakiekolwiek dzieło filmowe czy telewizyjne z ostatnich 30 lat, w którym nauczyciel jest postacią pozytywną.
Sławomir Broniarz wyrusza na wyprawę, której finału nie sposób przewidzieć. Uważa za oczywistość, że obóz rządowy nie wytrzyma bezterminowego strajku, który sparaliżuje oświatę. Owszem, łatwo rządowi nie będzie, ale czy reakcja społeczna będzie tak jednoznaczna, tak czytelna, jak sądzi? Głowy bym nie dał. Już był w historii taki przywódca związkowy, który myślał, że wysadzi z siodła prawicowy rząd. Nazywał się Arthur Scargill. Przegrał, choć miał w ręku oręż jeszcze potężniejszy: groźbę zablokowania całej gospodarki.
No i ma rację Michał Karnowski, gdy zauważa, że strajk bezterminowy to gra, w którą łatwo wejść, ale z której trudno wyjść.
Czy rząd powinien ustąpić, w jakim stopniu, i kiedy? Jakaś kolejna oferta na pewno się pojawi, choć o spełnieniu postulatów ZNP mowy raczej nie ma. Są to po prostu zbyt drogie żądania. Słyszymy, że skoro rząd ma pieniądze na programy socjalne, powinie znaleźć i na nauczycieli. To argument poważny, choć z punktu widzenia osób odpowiedzialnych za obóz rządzący, podjęto decyzje politycznie racjonalne; pieniądze wydano tak, by dotrzeć do jak najszerszej grupy wyborców, i to takich, których można do siebie przekonać, co w przypadku większości nauczycieli może nie być łatwe. Ale to tłumaczenie sprawy nie załatwia, problem pensji nauczycielskich będzie wracał, nawet jeśli obecny strajk nie przyniesie rozstrzygnięcia.
Jedno warto rozważyć: kompleksowy przegląd systemu oświaty od strony uprawnień nauczycieli, ich obowiązków i zarobków. Rząd ma tu pewne pole manewru, które może okazać się znacznie większe w sytuacji, gdy strajk rzeczywiście sparaliżuje system szkolny, a do tego będzie się przedłużał. Wówczas będzie rosła irytacja społeczeństwa, ale jednocześnie, paradoksalnie, również przyzwolenie na rozwiązania kompleksowe. Także takie, których dziś ZNP w żadnym razie nie przyjmie. Jeśli jednak związek już wejdzie w strajk, sytuacja będzie inna; nie będzie mógł przecież wówczas strajkiem grozić.
Arthur Scargill też myślał, że rząd nie ma ruchu, że dał mu mata. Ale rząd dysponujący większością w parlamencie zawsze ma możliwość ruchu. Jeśli Sławomir Broniarz nie chce skończyć jak przywódca brytyjskich górników, powinien pilnie przestudiować tę znaną historię z połowy lat 80. Bo podobnie jak wówczas, obecny strajk też może umożliwić bardzo głębokie, wręcz rewolucyjne zmiany w edukacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/440693-strajk-znp-moze-umozliwic-rewolucyjne-zmiany-w-edukacji