Dobra pamięć bywa dokuczliwa. Dla tych, którzy doznali jakiejś krzywdy, a i dla tych, którzy ją wyrządzili. Niemcy woleliby zapomnieć o najczarniejszym rozdziale w swej historii, zamknąć w jakimś sejfie na cztery spusty, a klucz utopić w morzu niepamięci. Są jednak i tacy, którzy nie pozwalają zapomnieć im o wojennej hekatombie, z uśmiercaniem ludzi na przemysłową skalę włącznie…
W Niemczech wybuchł skandal. Powodem był zaledwie 35 sekundowy filmik zapowiadający premierę najnowszego singla grupy rockowej „Rammstein”. O co poszło? O to, że członkowie zespołu występują w nim jako więźniowie obozu koncentracyjnego, oczekujący z pętlami na szyjach na egzekucję. Straszne, odrażające, jak można było…? - huknęli piewcy niemieckiej historii inaczej, tej relatywizowanej, ci, którzy śmiertelne grzechy z przeszłości usiłują rozłożyć na cudzych barkach. Dość wspomnieć głośny teleserial (sprzedany do blisko stu krajów) „Nasze matki, nasi ojcowie”, w którym wojna rozpoczyna się od napaści na… Rosję, a ich matki i ojcowie są w sumie zagubionymi, młodymi ludźmi, sprawcami wszelkiego zła, degeneratami, alkoholikami, złodziejami, antysemitami, mordercami są natomiast polscy bandyci z lasu, członkowie Armii Krajowej. Albo np. telewizyjna, niemiecko-austriacka produkcja pt. „Stauffenberg” z 2004r. o „dobrym” pułkowniku-naziście (pokazany w telewizji publicznej ARD), który chciał zabić Hitlera, czy późniejszy, kinowy film z 2008r. pt. „Operation Walküre”, z Tomem Cruisem w roli dzielnego Clausa Schenka Grafa von Stauffenberga. Oczywiście ani w jednym, ani w drugim filmie o błękitnokrwistym oficerze nie ma cienia jego rasistowskich poglądów i postawy, czego sam dał wyraz w listach do żony z 1939r., już po napaści III Rzeszy na Polskę:
Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Naród, który, aby się dobrze czuć, najwyraźniej potrzebuje bata. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni są pilni, pracowici i niewymagający”/„Die Bevölkerung ist ein unglaublicher Pöbel, sehr viele Juden und sehr viel Mischvolk. Ein Volk, welches sich nur unter der Knute wohl fühlt. Die Tausenden von Gefangenen werden unserer Landwirtschaft recht gut tun. In Deutschland sind sie sicher gut zu gebrauchen, arbeitsam, willig und genügsam”.
Komentarz, sądzę, zbędny. Podobnymi przykładami tworzenia nowej narracji historycznej w Niemczech mógłbym sypać jak z rękawa. Cóż, dobra pamięć bywa bardzo dokuczliwa. A tu właśnie grupa „Rammstein” gra jakby na inną nutę… I się zaczęło, jej 35 sekundowy filmik wstrząsnął światem niemieckiej polityki, że prowokacja, bezguście, przekroczenie wszelkich granic, „wykorzystanie milionów ofiar w celach rozrywkowych”, jak stwierdziła była szefowa Centralnej Rady Żydów w Niemczech Charlotte Konobloch, ba, „nieakceptowalna forma bezczeszczenia zwłok”, co powiedział historyk Michael Wolfsohn. Na marginesie, zwłok w zajawce „Rammstein” nie było, zaś z panem Wolfsohnem spotkaliśmy się swego czasu w telewizyjnym magazynie „Quergefragt”, gdy usiłował mnie przekonać co do potrzeby budowy i upamiętnienia w specjalnym „centrum wypędzonych” w Berlinie dramatu powojennych wysiedleń, ale widać potrzeby rozpamiętywania niemieckich obozów zagłady, (notabene nazywanych przez niemiecką telewizję publiczną ZDF polskimi obozami…, że niby o geografię chodzi), ów historyk nie widzi…
W sprawie filmiku „Rammstein” wypowiedział się nawet rzecznik rządu federalnego do spraw antysemityzmu (sic! - skoro jest taka funkcja, znaczy wciąż jest w Niemczech potrzebna…) Felix Klein, który nazwał inscenizację grupy rockowej za „przekroczenie czerwonej linii”. Echo tego rzekomego skandalu dotarło nawet do Izraela, tyle tylko, że rzeczniczka jerozolimskiego centrum Yad Vashem Iris Rosenberg akurat nie dopatrzyła się w spocie „Rammstein” żadnego przekroczenia granic, przeciwnie, uważa nawet za celowe przypominanie o holokauście, byle z należnym szacunkiem dla ofiar.
W kwestii formalnej, „Rammstein” przypomniał o wielu ofiarach, bo tylko jedna osoba z oczekujących na egzekucję ma na pasiaku żółtą gwiazdę, jaką musieli nosić Żydzi podczas okupacji. Po prawdzie zespół ze Skwierzyna (Schwerina) mógł posłużyć się jeszcze bardziej drastyczną ilustracją tej części znienawidzonej przezeń historii Niemiec, np. zaaranżować odbieranie mydeł i wejście do łaźni, gdzie zamiast wody z pryszniców uwalniano cyklon B… Produkcja tego gazu, który wykorzystywano w obozach zagłady m.in. w Auschwitz-Birkenau i Majdanku, powodujących śmierć po półgodzinnych męczarniach, również należy do faktów z historii Niemiec, to też prawda, tak było! Filmik „Rammstein” aż tak drastyczny nie był. Po jednym dniu na YouTube ich zajawka miała blisko 13 mln odsłon.
Bulwersujące…? W żadnej mierze! Co więcej, cel został osiągnięty, o „Deutschland” rozpisały się o wszystkie gazety, temat stał się coverem we wszelakich mediach, także poza granicami Niemiec.
Grupa „Rammstein” udostępniła w sieci cały utwór w wersji wideo, trwający aż 9 minut, dopiero w nocy z piątku na sobotę. O czym mowa? Żeby dobrze zrozumieć, trzeba nie tylko posłuchać tekstu, lecz obejrzeć powiązane z nim obrazy. Jest to zwarta, pełna symboliki, historyczna retrospektywa, od zarania dziejów - kształtowania się germańskiej tożsamości, po okres wojny, z obozami koncentracyjnymi włącznie, z „nadzieją na ostateczne zwycięstwo”, symbolizowaną przez pokaz rakiety V2, po czasy nam współczesne - opowieść przedstawiona bez heroizacji, z akcentami tak negatywnymi, jak Frakcja Czerwonej Armii RAF w zachodnich Niemczech, czy komunistyczny reżim SED w dawnych Niemczech wschodnich.
Co dotyczy samych obozów koncentracyjnych z filmowej zajawki, tak napastliwie krytykowanej przez tych, którzy woleliby o ich istnieniu zapomnieć lub zinstrumentalizować do własnych celów, jak absurdalne komentarze pani Knobloch czy historyka Wolfsohna - nie ma w tych zdjęciach żadnego nawiązania do holokaustu, postaci oczekujące na egzekucję mają na pasiakach różne naszywki, od tych, którymi znakowano więźniów politycznych, po homoseksualistów. Sam tekst traktuje o Niemczech, które są jak „przekleństwo i błogosławieństwo”, kraju, który twórcy z „Rammstein” kochają i nienawidzą, by w jednym z najbardziej istotnych, negatywnych odniesień z obrazu przeszłości, powiedzieć: „nie mogę dać ci mojej miłości”…
Wideo z tym utworem wręcz eksplodowało. Na YouTube ma w tej chwili już ok. 17 mln otwarć. Sztuka ma prowokować. „Deutschland” prowokuje, ale nie tylko, jest to utwór od którego mogłyby zaczynać się lekcje historii w niemieckich szkołach . Tak, to jest bez wątpienia historyczny wkład grupy „Rammstein” w twórczości estradowej, rockowe dzieło, które zmusza do myślenia. Dynamiczny, świetnie zrealizowany film, niekiedy brutalny, który przyciąga uwagę i uczy krytycznego spojrzenia na przeszłość własnego narodu. Więc, dziękuję ci „Ramstein”… Szkoda tylko, że utwór „Deutschland” możliwy jest do obejrzenia w formie ograniczonej, albowiem przy przekierowaniu przez Google’a na YouTube’a wymagane jest… zameldowanie się, rzekomo ze względu na wiek, i podanie przez internautów numeru telefonu lub adresu e-mail…
Bardzo to osobliwe, nie ma w nim nic, co usprawiedliwiałoby ten wymóg, chyba, że chodzi o inne powody, co pozostawiam już do dowolnej interpretacji…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/440499-dziekuje-ci-rammstein