Wyborcy anty-PiS są zmobilizowani i wykorzystają wybory jako próbę sił, jednak nie są zmobilizowani tak bardzo jak przed wyborami samorządowymi - ocenił w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr hab. Jarosław Flis, socjolog i komentator polityczny.
SONDAŻ. Koalicja Europejska wygrywa z PiS w okręgu warszawskim. Słaby wynik Wiosny Roberta Biedronia
wPolityce.pl: Koalicja Europejska nie publikuje ostatnio sondaży ogólnopolskich, ale wyniki poparcia, jakie osiąga w bastionach PO. Z ostatnich badań wynika, że wygrywa z PiS w okręgu warszawskim i pomorskim. Jak pan skomentuje te wyniki?
Dr hab. Jarosław Flis, Uniwersytet Jagielloński: Nie ma w tym niczego zaskakującego. To są mateczniki PO, więc naturalne, że cieszy się tam dużym poparciem. Kiedy wyrównało się poparcie dla obu głównych bloków, dla Zjednoczonej Prawicy i Koalicji Europejskiej, to jest to zupełnie naturalne, że każda z nich ma przewagę w swoim mateczniku.
Ciekawsza rywalizacja będzie w województwie łódzkim czy kujawsko-pomorskim, gdzie siły są bardziej wyrównane. Aczkolwiek w tych wyborach liczy się każdy kawałek kraju i każdy głos. Mandaty są rozliczane w skali kraju, więc to, że ktoś ma w jednym miejscu większe, a w innym mniejsze poparcie, ma drugorzędne znaczenie.
Gdzie może dojść do najbardziej emocjonujących rywalizacji między Zjednoczoną Prawicą a Koalicją Europejską?
W całym kraju. A głosy zdobywane przez kandydatów z dalszych miejsc, będą się liczyć bardziej, niż siła jedynek. Tak przynajmniej pokazują analizy wyników poprzednich wyborów.
Wystawienie przez PiS z jedynki w Warszawie Jacka Saryusz-Wolskiego nie spowoduje, że rywalizacja między PiS a Koalicją Obywatelską nie nabierze mocniejszych barw?
Mimo wszystko jest to jednak postać niszowa. Nie był stale obecny w polityce krajowej. Jego przejście do PiS jest jednym z wielu politycznych transferów odbywających się w jedną czy w drugą stronę. Zrobienie z byłego polityka PO lidera listy Zjednoczonej Prawicy jest ukłonem w stronę centrum. Warto jednak pamiętać, że to lekko rozgoryczony polityk. A to nigdy nie jest szczególnym atutem w polityce. Wydaje się, że z kandydatów na europosłów częściej w mediach będzie brylować Ryszard Czarnecki. Lecz zobaczymy jaka będzie strategia medialna PiS. Czy kampania będzie ogrywana premierem Mateuszem Morawieckim i prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim tak jak w wyborach samorządowych? Wtedy poza Patrykiem Jakim mało kandydatów zostało mocno wyróżnionych. Warto zwrócić uwagę, że marszałkami w kilku istotnych województwach zostały osoby, które w kampanii wyborczej nie uczestniczyły albo nie zdobyły mandatu, jak w Małopolsce albo w województwie łódzkim.
A jaki może być drugi wariant PiS na wybory europejskie?
Może być taki, że premier i prezes się wycofają i będą tylko centralnie sterować kampanią, w której główną rolę będzie grał ktoś inny. To jest ciągle wielką niewiadomą. Dotychczas nie było jednego wzoru strategii PiS. W wyborach w 2015 r. PiS wyraźnie stawiał na Beatę Szydło i to ona była lokomotywą wyborczą, choć przecież prezes też startował. Jednak pomimo sukcesu jej rola potem systematycznie słabła. Była przycinana niczym bonzai, jak to zresztą miało miejsce nie pierwszy raz w polskiej polityce. Prezes różnymi gestami podważał jej pozycję, podobnie jak i Andrzeja Dudy. Potem jednak włożył wiele wysiłku w umocnienie Morawieckiego. Na barki premiera spadł główny ciężar kampanii wyborczej w wyborach samorządowych w 2018 r. Ale PiS robi takie wrażenie, jakby się na nim zawiódł. Wynik poniżej oczekiwań wymagał jakiegoś wyjaśnienia, lecz przecież nie dało się ogłosić, że to skutek błędów Jarosława Kaczyńskiego. Tymczasem to nie za Morawieckiego PiS obrywał w miastach powiatowych, tylko za całe trzy lata swoich rządów i konflikty, które prezes podkręcał, zamiast łagodzić. Tak, czy owak, partia jest w wyraźniej konfuzji, a nawet bez tego medialna strategia PiS chodzi nieprzewidywanymi ścieżkami. Tym bardziej nie wiadomo, jaka konstelacja wyłoni się z obecnego wewnętrznego układu. Tworzą go aktualnie faworyci prezesa – na czele z premierem – i jego najbliżsi współpracownicy, czyli Komitet Polityczny PiS. Na pewno swoje będą próbować ugrać sami kandydaci. Nie podejmuję się wyrokować, kto z tej gry wyjdzie zwycięski, kto stanie się twarzą kampanii. Można się też spodziewać, że będzie jakiś podział ról. Może ktoś inny będzie brylował w mediach przyjaznych, a ktoś inny będzie wysyłany do „Rzeczpospolitej”, Polsatu czy TVN. Widząc poziom zamieszania w PiS, który nie zmniejsza się od wyborów samorządowych, można przypuszczać, że cały czas tam się kotłuje. Cały czas pojawiają się różne pomysły, różne strategie reakcji na wydarzenia i kryzysy. Obserwując to wszystko z Krakowa, z dystansu, nie układa się to w klarowny obraz. Na skutek takiego kotłowania, różne rzeczy wypływają na wierzch. Nie widać w PiS jakiegoś stałego planu.
Notowania sondażowe partii Wiosna nie są już tak wysokie jak na początku roku. Dlaczego tak się dzieje? Jak pan to ocenia?
Na nowości politycznej szybko się leci w górę, ale później można równie szybko spaść. Wydaje się, że Wiosna popadła w pewien paradoks. Albo się próbuje przedstawić jako trzecia siła, taka, która trzyma równy dystans do obu głównych sił politycznych albo próbuje zastąpić jedną z nich jako nowy przeciwnik drugiej. Można to porównać do sytuacji z lat 2001-2005 w polskiej polityce. Strategia PiS polegała na tym, że będzie nowym AWS-em, to znaczy nowym przeciwnikiem SLD. Strategia Platformy była inna, można ją zatytułować: ustawiamy się z boku tej sytuacji, a później zobaczymy co się wydarzy. Wydaje się, że na obydwu tych fortepianach próbował grać Robert Biedroń.
Co pan przez tę metaforę rozumie?
Próbował przełamać PO-PiS, czyli zaprezentować się jako przeciwnik obydwu partii, jak i to, że pokona PiS. Jednak kiedy powstała Koalicja Obywatelska, notowania Wiosny się nie załamały. Platforma przejęła Koalicję Obywatelską na czas wyborów europejskich. Głównym przeciwnikiem PiS w wyborach nie będzie Wiosna, ale Koalicja Europejska. Przekaz Roberta Biedronia o pokonaniu PiS stracił więc na wiarygodności. Wyborcy, którzy chcieli głosować na Wiosnę, bo byli zdegustowani tym, że PO nie jest w stanie pokonać PiS, w tej chwili nie bardzo mają powodu, żeby głosować na Wiosnę. Koalicja Obywatelska powstała, zjednoczyła się i toczy wyrównany pojedynek w sondażach z PiS.
Jak pan szacuje? Czy frekwencja do Parlamentu Europejskiego będzie tradycyjnie niska, czy jednak tym razem będzie znacznie wyższa? Jest szansa, żeby 50 proc. Polaków poszło 26 maja do urn wyborczych?
Na frekwencję na poziomie 50 proc. nie ma szans. Na pewno frekwencja będzie niższa niż w wyborach parlamentarnych. Ale wyraźnie widać, że zjawisko, które pokazało się w wyborach samorządowych może mieć dalszy ciąg. PiS przez ostatnie trzy lata raczej podgrzewało napięcia w kraju niż je rozładowywało. To się przełożyło też na to, że wyborcy anty-PiS są zmobilizowani i wykorzystają wybory jako próbę sił. Jednak wyborcy opozycji nie są jednak zmobilizowani tak bardzo jak przed wyborami samorządowymi. PiS też potrafi mobilizować swoich zwolenników. Partia rządząca w wyborach samorządowych w 2018 r. uzyskała więcej głosów niż cztery lata wcześniej. Zmobilizowała nowych wyborców. Ale w Polsce ta mobilizacja przeciwko partii rządzącej jest z reguły łatwiejsza niż mobilizacja za partią rządzącą. Można się spodziewać, że frekwencja wzrośnie w stosunku do wcześniejszych wyborów europejskich. Na pewno nie wzrośnie do takiego poziomu jak w wyborach sejmowych. Może jednak przekroczyć 30 proc. Wtedy zobaczymy jakie będą tego konsekwencje i efekty. Do wyborów jeszcze wiele czasu, wiele rzeczy będzie się dziać, one mogą przesądzić o tym czy mobilizacja nastąpi. Wpływ na frekwencję wyborów może mieć również to, że 26 maja przypada niedziela handlowa. Wybory samorządowe przypadały w niedzielę niehandlowe.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/440177-nasz-wywiad-dr-habflis-wybory-beda-dla-anty-pis-proba-sil