Robert Biedroń nie posłuchał najwyraźniej przestróg płynących z różnych środowisk opozycyjnych i podbił stawkę w licytacji na tęczowy radykalizm. Najpierw umieścił swojego partnera na liście do Parlamentu Europejskiego, a potem tenże partner opowiedział się za wprowadzeniem w Polsce kar więzienia za homofobię.
Umieszczenie Krzysztofa Śmiszka na pierwszym miejscu dolnośląskiej listy Wiosny w wyborach do Parlamentu Europejskiego można nawet uznać za zręczną prowokację za strony Roberta Biedronia. Bo natychmiast pojawiły się – po prawej stronie – oskarżenia o nepotyzm. Wyobraźcie sobie, co by się działo, gdyby ktoś z liderów prawicy wystawił na liście swojego małżonka lub krewnego? – pytają zwolennicy PiS. I mają rację. Bo w takiej sytuacji, rozpętałaby się burza i zabrakłoby dni tygodnia na kolejne „bomby” na czołówce „Gazety Wyborczej”.
Ale trzeba też spojrzeć na ruch Biedronia z innej perspektywy. Bo czyż oburzenia na prawicy nie da się jednak zinterpretować jako faktycznego uznania związku panów Biedronia i Śmiszka? Jeśli bowiem nie uznajemy istnienia takich związków, to trudno oskarżać kogokolwiek o nepotyzm. Jest w tym pewna niekonsekwencja i sądzę, że może zostać prawicy wyciągnięta.
Z drugiej jednak strony prawa strona powinna docenić p. Śmiszka. Pokazuje on bowiem, że tęczowy radykalizm nie zna żadnych granic. Jego wypowiedzi o potrzebie wsadzania ludzi do więzień za homofobię próbują dorównać najostrzejszym standardom liberalnych państw zachodnich. Gdyby więc p. Śmiszek nie istniał, to prawica powinna go sobie wymyślić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/439440-gdyby-p-smiszek-nie-istnial-to-prawica-powinna-go-wymyslic