Maciej Mazurek: Wystawa „Chcę być kobietą”, której był pan kuratorem, zorganizowana w Galerii XXI w Warszawie w dniach 9-15 marca, wywołała burzę w środowisku artystycznym. Szczególnie mocno poczuły się urażone feministki. Cóż tam „strasznego” było pokazywane, że wywołało taką reakcję?
Prof. Sławomir Marzec: Wystawa, a raczej całe zdarzenie czy projekt, jest ironiczną prowokacją wobec narracji kształtujących dzisiejszy świat sztuki. Także tych emancypacyjnych czy wręcz feministycznych. Otóż zamiast zwyczajowych górnolotnych haseł przywołałem oficjalne dane statystyczne: że mężczyźni żyją w tym kraju coraz krócej, że Polska jest jedynym krajem w Europie, gdzie popełniają aż 8 razy częściej samobójstwa niż kobiety, że mamy system emerytalny powodujący, że po 60-tce kobiety dostawać będą jednocześnie pensje i emeryturę, co łamie zasadę jednakowej płacy za tę samą prace. I parę innych przykładów. Okazuje się zatem, że faceci w tym kraju także mają problemy i także są dyskryminowani. Spotkało się to z nieprawdopodobnie ognistą reakcją. Zostałem okrzyczany jako mizoginista, seksista, obrońca fallocentryzmu, pogrobowiec Reagana itd. Kazano mi się tłumaczyć ze wszystkich gwałtów, molestacji, jak i kazań z ambon dokonanych na tych ziemiach. Przygotowuje się na mnie uczelniane komisje dyscyplinarne. Bo po prostu - naruszyłem tabu, bo naruszyłem monopol na bycie ofiarą. Okazuje się bowiem, że według aktywu feministycznego mężczyźni nie mają prawa mieć żadnych interesów, ani nawet prawa artykułowania swoich problemów, bo natychmiast jest to definiowane jako obrona patriarchatu. I więcej - jako złośliwe zagłuszanie problemów kobiet.
A sama wystawa jak została oceniona?
Oczywiście po tej kampanii insynuacji i zohydzeń, nie mogło być nic innego jak chóralna krytyka. W znanych mi recenzjach autorzy koncentrowali się właściwie na okropieństwie samego pomysłu, natomiast eksponowane prace traktowali tak ogólnikowo, że wykluczało to jakąkolwiek sensowną ich interpretację. I tu właśnie dokonała się auto/kompromitacja naszej artystycznej postkrytyki, która zazwyczaj wychodzi z mocnych ideologicznych założeń i kończy takimiż politycznymi konkluzjami. Najczęściej pomijając samo istnienie dzieła sztuki. Inaczej mówiąc sztuka współczesna traktowana jest jako przedłużenie walk ideologicznych i politycznych
A Pan tego nie akceptuje?
A dla mnie jest to absolutnie nieakceptowalne. I wcale nie dlatego, że hasła nowo-lewicowe uważam zawsze za chybione i chciałbym zaprowadzać konserwatyzm, ale dlatego że wszelka ideologizacja sztuki zabija jej powołanie. A ono polega na tworzeniu momentów zawieszania naszych pragmatyk, na dawaniu szansy na inne spojrzenie. Zamiana sztuki w narzędzie polepszania codzienności, to de facto zamiana jej w socjotechnikę lub w propagandę.
Część artystów związanych z ASP wystraszyła się tego ataku, do którego włączyła się oczywiście rewolucyjna „Gazeta Wyborcza”?
Niestety okazuje się, że nasze jakoby demokratyczne społeczeństwo w zasadzie kieruje się strachem i resentymentem, co zresztą poważnie podważa sens samej demokracji. To prosta i nieuchronna konsekwencja redukcji przestrzeni publicznej do samych skrajności. Do bycia za lub przeciw, a gdy ktoś nie chce wybierać, tak jak ja, zawsze jest traktowany jako wróg. Istotnie Wyborcza narzuciła nam na samym starcie etykietę oficjalnej wystawy profesorów ASP. Totalna brednia! Mi to nie przyszło nawet do głowy. Oczywiście sporo moich kolegów jest profesorami, ale nie wszyscy. Jednak ludzie mający jakieś pretensje do ASP, ujrzeli we mnie jej personifikację. I strzelali ze wszystkiego co mieli. Na nic były moje tłumaczenia, że nie uczestniczę we władzach uczelni i nie mam żadnego wpływu na jej politykę. Jeden z kolegów tak przestraszył się tą nagonką, że wycofał się tydzień przed wystawą. Innych także próbowano do tego namawiać, ale wytrwali.
Zastanawia mnie ten ideologiczny atak na wystawę, która według Pana intencji była aideologiczna. Co jest powodem tego?
Ujawniły się mity i symulacje, która kształtują naszą codzienność, ale i całą przestrzeń publiczną. Przede wszystkim ukazało się zerwanie wszelkich relacji dialogu. Nikt nie chce już dyskutować, aby racjonalizować nasze problemy. Mamy świat mass medialnej wyrazistości, gdzie matoł wymachujący byle jakim transparentem jest medialny, a ktoś gadający do rzeczy jest po prostu nudny, i dlatego nieakceptowalny. Nasza przestrzeń publiczna to arena walki. Nie obowiązuje na niej już żadna zasada rzeczywistości czy prawdy, ale siła, zdecydowanie i zręczność manipulowania innymi. Tu wolność oznacza panowanie nad innymi – wykluczanie ich problemów, ich narracji i podmiotowości. I na tym właśnie polegało moje zderzenie się z aktywem feministycznym, który odmawia mi prawa bycia sobą.
W świecie sztuki dobrym artystą jest tylko ten, kto wizualizuje hasła lewicy obyczajowej?
No właśnie. Ten zabobon to wielki dramat sztuki współczesnej. Jak pamiętamy poprzednie Biennale Weneckie, przez miesiące jego trwania odbywało się nabożne odczytywanie „Kapitału” Marksa. Nie wdając się w szczegóły można zaryzykować twierdzenie, że cała sztuka festiwalowa jest modelowana hasłami nowolewicowymi. Czyli sztuka jako narzędzie walki o lepszą rzeczywistość, której rdzeniem jest polityka. Zatem: sztuka jako pochodna polityki. I tu jest dramat, bo zmieniało się rozumienie nie tylko sztuki, ale i polityki. Najkrócej mówiąc, polityka w przeszłości była poszukiwaniem dobra wspólnego, a wobec narastającego pluralizmu zamieniła się w poszukiwanie konsensusu. Dzisiaj w dobie gry w manipulacje, dezorientacje i przechytrzenia, polityka staje się zorganizowaną formą pazerności i korupcji. Przepraszam, może to nieco niesprawiedliwe, ale inaczej nie potrafię tego postrzegać. Stąd też moim zdaniem redukowanie sztuki do tak praktykowanej polityki to kulturowe samobójstwo. Sztuka powinna pozostać tym, czym była – szansą otwarcia na całościowy ogląd wielowymiarowej rzeczywistości. Nie neguje tym samym potrzeby walki o sprawiedliwość społeczną itd., ale mamy od tego inne narzędzia, niż sztuka. Zresztą zupełnie czym innym jest wykorzystywanie sztuki do walki społecznej, a czym innym jest sztuka jako pochodna tej walki.
Od wielu lat toczy pan batalię o sztukę wolną od ideologii, pisząc i wykładając na uczelniach artystycznych. Będę złośliwy. Skutek tej walki okazuje się mizerny, o czym świadczy poziom zacietrzewienia lewicowych środowisk, czynnie zaangażowanych w rewolucję obyczajową wykorzystujących fetysz sztuki…
Oczywiście ma Pan rację. Niestety, moim zdaniem sztuka redukowana jest obecnie do dwóch skrajności – albo do zasady przyjemności, albo do zasady interesu. Zamienia się w atrakcyjną anomalie, lub w alibi dla resentymentu i agresji. Patrzę na to z niejakim spokojem, który wynika z przekonania, że żyjemy w czasie… katastrofy, tak wszakże wielorako rozmytej i rozdygotanej, że tego zazwyczaj nie zauważamy. I nie chodzi mi o utratę tradycyjnych wyobrażeń, ale o coś jeszcze bardziej podstawowego - zanik zdolności poza/doraźnego myślenia, wyobrażania i odczuwania. Na natłok różnorodności reagujemy zamykaniem się w najprostszych systemach reakcji i wąziutkich bańkach informacyjnych. Stad kariera fundamentalizmu postępu, gdzie ludzie nawigują przez życie kilkoma sloganami. Globalnie rzecz ujmując żyjemy w czasach ciemnoty nieznanej w dziejach, które na przykład Umberto Eco wyjaśnia jako rozziew między możliwością posiadania wiedzy, a jej faktycznym posiadaniem. Młodym ludziom wystarcza już zazwyczaj sama świadomość, że mogą wyguglować daną informacje od ręki, ale zapominają, że pamięć kształtuje nasze sieci neuronowe wpływając na samo funkcjonowanie myślenia. Zresztą też i statystyczne badania dowodzą powolnego spadku przeciętnej inteligencji.
W jednym z tekstów napisał Pan, że powinniśmy odzyskać subtelny poziom bycia sobą, bycia człowiekiem a nie radykalizować się w gry dyskryminacyjne i przywileje prawdziwych kobiet i prawdziwych mężczyzn. Święta prawda. Tylko jak to zrobić? Zna pan przepis?
Nie przypisuje sobie roli wszechwiedzącego proroka (śmiech). A jestem artystą dlatego, bo nie znam odpowiedzi na podstawowe pytania i trwam w tym unikając odpowiedzi pozornych lub tzw. korzystnych. Kreacja jest więc w moim przypadku egzystencjalną koniecznością, a nie żadnym glamour. Jestem wszakże raczej entuzjastycznym sceptykiem. Niemniej pewne intuicje posiadam w kwestii „bycia człowiekiem” (śmiech).
Moim zdaniem należy właśnie troszczyć się o wymiar jednostkowej podmiotowości w naszym życiu publicznym. Takim wymiarem jest właśnie sztuka. Zatem trzeba jej bronić przed doraźnymi instrumentalizacjami. W demokratycznych krajach każdy człowiek jest najpierw obywatelem o równych prawach, a dopiero potem kobietą, mężczyzną, profesjonalistą, wyznawcą etc. A poza tym trzeba pamiętać, że i nie jesteśmy mężczyznami czy kobietami cały czas, a tylko nimi bywamy. Na porodówce różnice są ewidentne, ale już na oddziałach intensywnej terapii nie ma podziału na sale męskie i żeńskie. Tak więc spróbujmy mimo wszystko zachować przytomny umiar. Lecz to właśnie wymaga dzisiaj ekwilibrystyki i wirtuozerii! No i jednak odwagi. Z tego co wiem, aktyw feministyczny na naszej uczelni, na warszawskiej ASP przygotowuje mi zarzuty najcięższego kalibru i będą chcieli mnie spalić na stosie. Czyli wolność słowa, wolność sztuki, wolność artystycznej prowokacji?… – tak, ale tylko dla nich! Nadchodzi dyktatura, tym razem w maskach „obrońców wolności”.
Rozmawiał Maciej Mazurek
Sławomir Marzec (1962) absolwent ASP Warszawa i Kunstakademie Düsseldorf. Obecnie prowadzi Pracownię Malarstwa na Wydziale Grafiki ASP Warszawa. Praktykuje malarstwo, rysunek, instalację, fotografię przetworzoną, performance i film. Autor około setki wystaw indywidualnych (m.in. CRP Orońsko, IPS Łódź, Galeria Foksal Warszawa, CSW Zamek Ujazdowski Warszawa). Autor przeszło 250 publikacji z pogranicza teorii i krytyki sztuki w czołowych polskich magazynach sztuki, a także w magazynach zagranicznych (nowojorski NyArts czy londyńskie Contemporary). Opublikował również pięć książek (np. „Sztuka, czyli wszystko. Krajobraz po postmodernizmie”, „Sztuka polska 1993-2014. Arthome versus artworld”). Inicjator powołania Forum Nowych Autonomii Sztuk działającego w latach (2014-2018). Autor licznych polemik walczących o „nie/możliwą autonomię” sztuki, szczególnie przeciw wszelkim jej ideologizacjom
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/439222-prof-marzec-nadchodzi-dyktatura-obroncow-wolnosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.