Dysponentem wszystkich danych związanych z poborem opłat nie będzie jak wcześniej prywatna firma, ale Główny Inspektor Transportu Drogowego. Za pośrednictwem Głównego Inspektora Transportu Drogowego służby będą mogły wykorzystywać pozyskane dane wyłącznie w celu wykonywania zadań do których zostały powołane
— mówi portalowi wPolityce.pl Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: NASZ NEWS. Powstanie całkowicie polski system poboru opłat drogowych. Gajadhur: To jedno z najnowocześniejszych rozwiązań w Europie
wPolityce.pl: Panie ministrze, na czym polega nowy Krajowy System Poboru Opłat?
Andrzej Adamczyk: Pierwszym krokiem do tego było przejęcie zarządzania obecnym systemem. Umowa na zarządzanie i administrację systemem poboru opłat wygasła w nocy z 2 na 3 listopada 2018 r. Rozpisaliśmy przetarg, ale został on unieważniony. Główny Inspektor Transportu Drogowego jest instytucją, która zarządza dotychczasowym systemem poboru opłat.
Kto będzie zarządzał nowym systemem opłat? Instytucja państwowa czy firma prywatna?
Ustawa o drogach publicznych, którą przyjęliśmy na ostatnim posiedzeniu Sejmu umożliwia zlecenie budowy tego systemu podmiotowi publicznemu kontrolowanemu przez państwo. Jego właścicielem też będzie instytucja publiczna kontrolowana przez państwo. Nowym system poboru opłat drogowych nie będzie zarządzała prywatna firma, tak jak wcześniej, ale instytucja publiczna. Tak zostało zapisane w ustawie.
Co będzie działo się z danymi pozyskiwanymi podczas poboru opłat? Jak będą chronione?
Wspomniana przeze mnie nowa ustawa o drogach publicznych reguluje również kwestię dostępu do danych. Nasi poprzednicy, PO i PSL, dzisiaj zarzucają nam, że wprowadzamy system inwigilacji. Ale przecież to oni rozpoczęli pracę nad automatycznym dostępem do danych związanych z poborem opłat już w 2012 r. Prace PO i PSL nie zakończyły się sukcesem z powodu dużych kosztów oczekiwanych przez wykonawcę Krajowego Systemu Poboru Opłat, czyli firmę Kapsch. Wówczas nasze służby każdorazowo, jeżeli chciały uzyskać dostęp do danych zwracały się do administratora danych systemu, czyli do firmy Kapsch z wnioskiem o udostępnienie danych.
A jak to będzie wyglądało teraz?
Dysponentem wszystkich danych związanych z poborem opłat nie będzie jak wcześniej prywatna firma, ale Główny Inspektor Transportu Ruchu Drogowego. Za pośrednictwem Głównego Inspektora Transportu Ruchu Drogowego służby będą mogły wykorzystywać pozyskane dane wyłącznie w celu wykonywania zadań do których zostały powołane. W szczególności będą je wykorzystywać do ochrony bezpieczeństwa i porządku publicznego, ale także do ochrony finansów publicznych. Chyba nikt nie wątpi, że te działania podejmowane są w interesie wszystkich obywateli.
Główna Inspekcja Transportu Ruchu Drogowego nie może na podstawie przyjętych przepisów przekazywać innych danych niż te, które przetwarza w zakresie niezbędnym do poboru opłaty elektronicznej. Aktualne przepisy, unijne i krajowe, w tym RODO, w żadnym stopniu nie uprawniają i nie nakładają na Głównego Inspektora Transportu Ruchu Drogowego obowiązku przetwarzania innych danych osobowych. Jego uprawnienia nie zostały rozszerzone. Zbiera tylko te dane, które dotyczą poboru opłat.
Czy kierowców dotkną konsekwencje zmiany systemu poboru opłat?
Zmiany w żaden sposób nie dotkną kierowców. Kierowca tak jak dotychczas będzie musiał wyłącznie pokryć opłatę za przejazd wyznaczonymi odcinkami płatnych dróg. System ma objąć również płatności na autostradach. Kierowca będzie wyposażony w odpowiednie urządzenie albo w aplikację. Kończymy prace studialne nad systemem koncepcyjnym poboru opłat.
Przed tygodniem na konferencji z premierem Mateuszem Morawieckim mówiliście o przywracaniu połączeń autobusowych. Jaki jest plan wdrożenia tego projektu?
Projekt ustawy jest na etapie konsultacji, które mają zakończyć się 27 marca. Mam nadzieję, że projekt szybko trafi na Komitet Stały Rady Ministrów, później na posiedzenie Rady Ministrów. Wierzę, że projekt zostanie przyjęty w Sejmie. Później trafi do Senatu i będzie potrzebny już tylko podpis pana prezydenta. Jest duże zrozumienie i przychylność wobec projektu. Czekają na niego samorządy. Zakładam, że w drugiej połowie maja ustawa o przywróceniu połączeń komunikacyjnych wejdzie w życie. A to oznacza, że już od czerwca samorządy będą mogły podpisywać umowy z przewoźnikami realizującymi usługi na liniach na których będzie dofinansowany deficyt. Przewoźnicy na tych liniach będą funkcjonowali na podstawie umowy z samorządem gminnym, powiatowym lub wojewódzkim.
Aby ta umowa została podpisana wójt, burmistrz, starosta lub marszałek musi uzyskać zgodę rady danej jednostki samorządu terytorialnego. Rada powinna sama podjąć decyzję, która linia zostanie objęta dofinansowaniem czy dofinansowaniem deficytu. Każdy z samorządów sam powinien mieć wpływ na to, które linie zostaną wybrane. Mam nadzieję, że już w czerwcu zostaną podjęte działania proceduralne w samorządach związane z podpisywaniem umów. Jestem umiarkowanym optymistą i wierzę, że linie zostaną uruchomione w lipcu lub sierpniu. W projekcie ustawy zapisaliśmy, że samorządy mogą podpisywać umowy czy zlecać prace w trybie bezprzetargowym. Pozwala na to ustawa o transporcie zbiorowym.
Skąd samorządy będą miały na to pieniądze?
Środki na dofinansowanie deficytu w przewozach autobusowych będą pochodziły z funduszu, który zostanie stworzony dzięki odpowiedniej ustawie. Zapisaliśmy w ustawie, że samorządy sfinansują 30 proc. tego deficytu. Ale nie upieramy się co do wysokości. Czekamy na wynik konsultacji społecznych i na debatę sejmową. W ubiegłym tygodniu wyraźnie zaznaczyłem na konferencji prasowej, że premier Mateusz Morawiecki sugeruje, aby obniżyć samorządom ten próg do 20 proc. dopłaty do deficytu. Różnica między dochodem a kosztem będzie finansowana przez państwo w wysokości złotówki, a przez samorząd w wysokości 30 może 20 proc. Zakładamy, że będzie to 30 lub 20 groszy dopłaty do wozokilometra, czyli kilka tysięcy złotych do 12-15 kilometrowej linii gminnej w skali miesiąca. Państwo dopłaci do deficytu do złotówki. Będzie to około kilkunastu tysięcy złotych na linię autobusową. Według przewoźników takie środki wystarczą na sfinansowanie deficytu na linii autobusowej. Przewozy nie będą bezpłatne. Kiedy linie zostaną uruchomione pasażer będzie kupował bilet. Przewoźnik będzie miał pieniądze również ze sprzedanych biletów. Dzięki temu projektowi będziemy mogli uruchomić linie tam, gdzie nie ma komunikacji autobusowej. Mam nadzieję, że samorządowcy, radni gmin, powiatów i województwa wskażą które linie są niezbędne. Nie będziemy o tym decydować z Warszawy, z poziomu ministerstwa. Państwo musi uczestniczyć w tym projekcie finansowo, bo nie spełniły się założenia PO i PSL z 2010 r., że niewidzialna ręka rynku ureguluje i zorganizuje dowóz do małych miejscowości. To była absolutna pomyłka. Państwo musi uczestniczyć we wsparciu komunikacji zbiorowej i likwidacji wykluczenia komunikacyjnego. Musimy umożliwić ludziom np. dojazd do lekarzy. W tym rozwiązaniu chodzi o bezpieczeństwo obywateli.
Not. TP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/438635-adamczyk-system-poboru-oplat-przejmie-instytucja-publiczna