Krzysztof Parchimowicz, szef stowarzyszenia prokuratorów „Lex Super Omnia”, przyznał niedawno, że ma wyjątkowo marne doświadczenie w sprawach dotyczących przestępczości gospodarczej, a jego wiedza w tym zakresie kończy się na latach 90. ubiegłego wieku. Tymczasem w 2009 roku – świadomy swoich ograniczeń – wydał wytyczne dla prokuratorów w sprawach dotyczących przestępstw VAT-owskich. I nakazał w nich, by śledczy nie stawiali zarzutów z kodeksu karnego, a jedynie ze skarbowego, który jest znacznie łagodniejszy. Czy strach przed poniesieniem konsekwencji pcha go od kilku lat na główny front wojny z ministrem sprawiedliwości? Wiele na to wskazuje.
W piśmie z 27 lutego 2009 roku ówczesny dyrektor Biura do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej, a dziś prezes Stowarzyszenia Prokuratorów „Lex super omnia”, Krzysztof Parchimowicz wskazał pogląd o konieczności kwalifikowania tzw. wyłudzania podatku VAT wyłącznie w oparciu o przepisy kodeksu karnego skarbowego, a także wyselekcjonowanie spraw zagrożonych przedawnieniem oraz nakazał przygotowanie alternatywnych wniosków o wymiar kary w oparciu o przepisy kodeksu karnego skarbowego, które przewidują niższe kary. Wskazał on także na brak możliwości stosowania tymczasowego aresztowania w oparciu o przesłankę zagrożenia surową karą
– mówił o Parchimowiczu,I Zastępca Prokuratora Generalnego – Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski, który przypomniał także, że polecenie ówczesnego kierownictwa Prokuratury Krajowej skutkowało umorzeniami postępowań dotyczących oszustw VAT-owskich.
W 2009 roku Parchimowicz był dyrektorem Biura ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej. Jego wytyczne, według analizy obecnej Prokuratury Krajowej, mogły wpłynąć na śledztwa i sprawy w sądach w całym kraju. Doszło też wówczas do drastycznego wzrostu wyłudzeń VAT-owskich, do czego z pewnością przyczyniły się znacznie niższe kary z paragrafów skarbowych.
Dlatego Prokuratura Regionalna w Białymstoku rozpoczęła śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków. Postępowanie dotyczy działania na szkodę interesu publicznego, w tym interesu finansowego państwa i toczy się „w sprawie”, więc nikt nie ma postawionych zarzutów.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:NASZ NEWS. Atakuje Ziobrę, a sam od miesięcy przebywa na urlopie i szaleje na Twitterze! Hipokryzja zbuntowanego prokuratora
Parchimowicz zdradził też ostatnio, że niezbyt sprawnie radzi sobie z komputerem – potrafi jedynie stukać w klawiaturę dwoma palcami. Mimo świadomości swoich ograniczeń, krytykuje przeniesienie go z byłej Prokuratury Generalnej do Prokuratury Rejonowej.
Parchimowiczowi zmieniło się właściwie tylko miejsce wykonywania obowiązków, bo pensję cały czas ma taką, jakby pracował w najwyższych szeregach prokuratury.
Ja zarabiam dużo, bo mimo degradacji zachowałem uposażenie, jakie ostatnio mi przysługiwało. To jest plus minus 23 tysiące złotych miesięcznie.
– wyjawił w mediach.
Ostatecznie został delegowany do Prokuratury Regionalnej w Warszawie. Gdy skontrolowano dwie duże sprawy, którymi powinien się zajmować, Parchimowicz sam przyznał, że postępy są „umiarkowane”. Ciężko by były lepsze. Po przeniesieniu do Prokuratury Regionalnej w wakacje ubiegłego roku, Parchimowicz kilka miesięcy przebywał na zwolnieniu lekarskim. Wrócił do pracy, ale o spektakularnych wynikach w jego śledztwach nie może być mowy. Dlaczego? Złośliwi twierdzą, że więcej czasu przebywa w mediach atakujących rząd,niż w swoim gabinecie. Mimo, że to uwaga nieco przesadzona, to jak udało nam się ustalić, Parchimowicz przynajmniej dwukrotnie udawał się na wywiad w godzinach pracy. Nie reagował też na uwagi swoich przełożonych dotyczące jego medialnych wycieczek.
Parchimowicz wsławił się także atakami na prokuratorów, którzy zamiast uczestniczyć w medialnych i politycznych awanturach spokojnie pracują. Stowarzyszenie „Lex Super Omnia”, któremu przewodzi Parchimowicz atakowało, że śledczy otrzymują nagrody. Portal wPolityce.pl ustalił, że sam Parchimowicz nie odmawiał nagród w czasach PRL, a ówcześnie przełożeni bardzo wysoko go cenili.
W sumie Parchimowicz otrzymał kilkadziesiąt tysięcy złotych w czasach PRL za „sumienne wykonywanie powierzonych obowiązków w zakresie prokuratorskiej kontroli przestrzegania prawa i wykazywanie dużej inicjatywy badawczej”.
Warto też przypomnieć drogę kariery Parchimowicza. Jej analiza wiele wyjaśnia. Pracę, najpierw asesora, a potem wiceprokuratora i prokuratora, rozpoczął w 1987 roku, w Prokuraturze Rejonowej w Hajnówce. Bardzo szybko, bo już w 1993 roku zostaje prokuratorem rejonowym w Białymstoku. Na tym właściwie kończy się jego doświadczenie na tzw. „pierwszej linii”. Potem (szybką ścieżką) trafia do Prokuratury Apelacyjnej oraz Krajowej. Od 1996 do 1999 roku, mając bardzo słabe doświadczenie dotyczące przestępczości zorganizowanej, zajmuje eksponowane stanowiska w Biurze do spraw Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej. Funkcje nadzorcze i kontrolne nieprzerwanie pełni do 2016 roku, gdy trafia do Prokuratury Rejonowej, a następnie do Regionalnej w Warszawie. W tej ostatniej szło mu jednak jak po grudzie. Urlopy i inne powody sprawiają, że jego śledztwa nie są wzorcami dla innych, często młodszych kolegów. Nagle okazało się, że jego wiedza nie nadąża za zmieniającym się światem przestępczości zorganizowanej. Tym bardziej dziwi polityczne i medialne zaangażowanie prokuratora Parchimowicza. Na korytarzach prokuratury szepcze się, że kreujący się na męczennika Parchimowicz nie radzi sobie z rzeczywistą pracą.
Łatwo sobie politykować na twitterze i w portalu oko.press, gdy ma się niewiele do roboty lub robota idzie jak po grudzie.
mówią nasi rozmówcy.
Prokuratorowi Parchimowiczowi nie udało się nawet sprawić, by Sąd Najwyższy „skazał” wilka z bajki o „Czerwonym Kapturku”. Taka „sprawa” odbyła przed Sądem Najwyższym, w ramach Dnia Edukacji Prawnej. Wilk został uniewinniony. Procesowi oraz wyrokowi przysłuchiwały się dzieci z warszawskich szkół.
WB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/438468-prokurator-sprawil-ze-oszusci-vat-czuli-sie-bezkarnie