W najnowszym numerze „Sieci” wyjątkowa rozmowa z prof. Andrzejem Przyłębskim, który znalazł się na celowniku lewicowych mediów. – Niemcy nie widzą w nas wolnego sąsiada, który ma prawo w ramach demokracji wybrać niewygodną nawet dla nich siłę polityczną, ale rzucają wszystkie środki, aby wspierać tych, którzy są wobec nich bardzo ugodowi, ulegli – mówi ambasador RP w Berlinie o kulisach nagonki niemieckich dziennikarzy.
Andrzej Przyłębski w rozmowie z Jackiem i Michałem Karnowskimi („Nie boję się walczyć o dobre imię Polski”) porusza wiele istotnych tematów, m.in.: nieumiejętności właściwego prowadzenia dyskusji, medialnych manipulacji, kwestii wolności mediów czy potrzeby wzmacniania konserwatyzmu w Europie. Zauważa, że w efekcie manipulacji dziennikarskich, wśród Niemców panuje nieprawdziwe przekonanie, że polski rząd dąży do rozbicia Unii Europejskiej. Zapytany o to, czy wszystkie niemieckie media kreują taki obraz, ambasador RP odpowiada:
Chciałoby się powiedzieć, że nie wszystkie, ale to byłby opis nieprawdziwy. W mojej ocenie wszystkie z bardzo, bardzo nielicznymi wyjątkami mediów o bardzo małym zasięgu. Są „zglajszachtowane”, jednostronne, przesiąknięte ideologią, nierzetelne. I – co najgorsze – ogromnie zamknięte na prawdziwą dyskusję, nawet o Unii Europejskiej. Założenie klapek na oczy, natychmiastowe i automatyczne potępienie wszystkich propozycji, które nie wychodzą z mainstreamu niemiecko-brukselskiego, bardzo szkodzi Europie. Cieszę się, że na tym tle polskie media są tak wolne, tak rozdyskutowane, tak skrzące wolnością. Ale znowu: kiedy odważyłem się powiedzieć, że na tle niemieckich polskie media cieszą się większą swobodą, spotkałem się z odruchowym odrzuceniem tej tezy przez Niemców. Jak to? W Polsce może być większa wolność niż u nich? To a priori wykluczone! A tak przecież jest
– stwierdza ambasador.
Choć medialna nagonka na Polskę jest na zachodzie wciąż żywa, Przyłębski podkreśla, że widoczne są już pozytywne zmiany, które być może doprowadzą z czasem do przebicia się przez mur niezrozumienia:
Przede wszystkim prysło złudzenie, że zmiana w Polsce miała charakter incydentalny, że marsze opozycji wymuszą anulowanie wyniku wyborów. Teraz jest świadomość, że polityka obozu Jarosława Kaczyńskiego ma poparcie ogromnej części Polaków, że to jest trwałe. Za tym idą zainteresowanie, gesty w kierunku zbudowania jednak dobrych relacji. To ważne dla Niemiec, bo potrzebują sojusznika mogącego pomóc w przeciwstawieniu się kolejnym pomysłom Francji, która chce reformować Unię, ale oczywiście tak, by to jej najbardziej służyło. Zaczynają więc zerkać w naszą stronę. Ostatnie konsultacje międzyrządowe w Warszawie też można uznać za udane. Nawet minister sprawiedliwości mówiła, że wiele się dowiedziała od polskiego odpowiednika o naszym sądownictwie, że dużo zrozumiała. Niestety im dalej od tych spotkań, tym mocniej znowu wraca do tez jak z „Wyborczej”. Może trzeba to spotkanie powtórzyć, bo nacisk mediów, by opisywać Polskę na jedno kopyto, jest potężny. Każdy się boi wychylić.
Na łamach nowego wydania „Sieci” Michał Karnowski rozmawia także z europarlamentarzystą z ramienia PiS, Ryszardem Czarneckim („Zatrzymajmy ten »parowóz dziejów«”) na temat nadchodzących wyborów europejskich.
To moment na apel do wyborców obozu niepodległościowego, prawicy i centroprawicy, by pamiętali doświadczenia lat 1993-1997 i 2001-2005. Wtedy podzielony obóz patriotyczny dał na tacy wygraną postkomunistom. Przestrzegam każdego, kto dzisiaj chciałby oddać swój głos na taki scenariusz
— mówi polityk.
Ryszard Czarnecki uważa, że przystąpienie PSL do Koalicji Europejskiej to osikowy kołek dla ludowców.
Przypomnę ostatnie wybory prezydenckie: wyborcy PSL w drugiej turze gremialnie poparli Andrzeja Dudę (…) Na Nowoczesną, która chce likwidacji KRUS, na partię Teraz, która żąda postawienia Kościoła katolickiego przed Trybunałem w Hadze, na SLD, którego rząd wynegocjował dopłaty dla rolników dwa i pół razy mniejsze niż w innych krajach Unii – to wśród wyborców PSL nie przejdzie.
Czarnecki przyznaje, że w PSL przystąpienie do Koalicji Europejskiej było spowodowane ambicjami osobistymi oraz zbliżaniem się do postkomunistycznego establishmentu.
Widzę z bliska w Brukseli i Strasburgu, kogo niektórzy ludzie PSL, zapraszają na przykład na staże – bardzo często są to członkowie rodzin prominentnych działaczy SLD. (…) Kosiniak-Kamysz jest psychologicznie uzależniony od swojego byłego rządowego szefa, czyli Donalda Tuska, i nie potrafi mu się przeciwstawić.
W nowym numerze „Sieci” Jaromir Kwiatkowski rozmawia Barbarą Nowak, małopolską kurator oświaty („To ostatni dzwonek”), która komentuje kwestię podpisania przez prezydenta Warszawy Karty LGBT+ oraz deklaracji WHO. Podkreśliła, że zagrożenia widzi nie tyle w samej deklaracji, ile w zawartej w niej zapowiedzi, że do szkół będzie wprowadzane wychowanie seksualne według standardów Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), zalecające seksualizację dzieci. Kurator przypomina, że w standardach tych są zawarte informacje i wskazówki, jakie umiejętności powinny nabyć dzieci.
Te informacje bazują na potrzebie rozwijania świadomości seksualnej dzieci. Są tam również instrukcje, jak rozwijać ich seksualność. Rozumiem to w ten sposób, że człowiek dorosły powinien dziecku w tym pomagać. Jest rzeczą niedopuszczalną, by osoba dorosła – do tego nauczyciel – zajmowała się takim instruktażem.
Barbara Nowak zgadza się ze stwierdzeniem, że omawiana deklaracja WHO może być elementem szerszej strategii środowisk LGBT, której celem jest już nie walka o tolerancję, równe prawa, lecz o zajęcie uprzywilejowanej pozycji w społeczeństwie. Wskazała, że podobne sytuacje miały już miejsce na Zachodzie.
Jeżeli dzisiaj nie zablokujemy tego trendu w Polsce, to za chwilę się okaże, że Polacy już nie będą mieli żadnej możliwości odwołania, bo Trybunał w Strasburgu jest w tej chwili opanowany przez środowiska, które nie widzą w tym niczego złego. To ostatni dzwonek. Jeżeli się nie obudzimy, to za chwilę będzie u nas taka sama sytuacja jak na Zachodzie, gdzie dzieci po takiej edukacji mają rożne zaburzenia w życiu seksualnym, ale także psychicznym
— stwierdza.
Konrad Kołodziejski w artykule „Czy tym razem Soros się przeliczy” pisze, że nadchodzące eurowybory są najważniejsze dla Polski od początku naszego członkostwa w UE. Będzie to walka o przyszłość wartości w naszym kraju. Ścierają się dwie strony, liberalna z konserwatywną. To ta pierwsza, zdaniem autora jest przeciwnikiem wolności.
Liberalna koncepcja Europy zakłada dziś ścisłą ideologizację i standaryzację społeczeństw. W ujęciu współczesnych liberałów wolność już dawno przestała być taka, jak ją w przeszłości postrzegali klasycy tego nurtu. Granice wolności wyznaczone kiedyś w miejscu, w którym zaczynały naruszać cudze prawa są unieważnione. Odwrotnie zachowuje się opcja konserwatywna, która dąży do zachowania istniejących różnic, a wolność pozostaje tutaj tym, czym zawsze była, i polega, na wolnym wyborze.
Kołodziejski podkreśla, że liderem liberalnej oligarchii walczącej z konserwatyzmem jest George Soros, dawny spekulant giełdowy, a dziś główny sponsor i promotor progresywnej międzynarodówki. Ostatnia odezwa Sorosa opublikowana w „Project Syndicate” jest nawoływaniem do utworzenia na kontynencie represyjnej struktury niedopuszczającej jakichkolwiek odstępstw od obowiązującej ideologii.
Artur Ceyrowski w artykule „O czym wolno pisać w Gdańsku?” porusza kwestię szeroko omawianego w mediach społecznościowych nagrania z monitoringu, na którym widać prezydent Gdańska, Aleksandrę Dulkiewicz, kupującą alkohol w towarzystwie trzech mężczyzn – dwóch ochroniarzy i byłego asystenta Pawła Adamowicza.
Dziennikarz, który umieścił wideo w sieci, naraził się na gniew lokalnej Platformy Obywatelskiej, problemy z pracodawcą, a także głosy krytyki i oburzenia ze strony przedstawicieli trójmiejskich mediów. […] W ciągu kilkunastu minut od publikacji na reportera lokalnego portalu spadł gniew Agnieszki Pomaski […]. Co oznaczały słowa »oczekuję stanowczej reakcji«? Jeśli nie jesteśmy mieszkańcami Trójmiasta, to na tym etapie jedynie się domyślamy, o co chodzi posłance. Tej samej, która w lipcu 2017 r. nagrywała posła Piętę, gdy ten wybrał się do sklepu monopolowego. Nie dopominała się wtedy o standardy, nie protestowała przeciwko upublicznianiu wizerunków innych osób. […] w dyskusję włączyli się inni przedstawiciele mediów, którzy zgodnie skrytykowali kolegę, uznając publikację filmu za »złamanie standardów«. Reporter dostał też wiele prywatnych wiadomości, w których oberwało mu się od »kolegów z branży«, którzy od lat pracują w instytucjach i urzędach kontrolowanych przez polityków Platformy. Oni wiedzą, że tutaj niektórych tematów poruszać nie wolno
— czytamy w artykule Artura Ceyrowskiego.
W nowym wydaniu „Sieci” także ciekawe komentarze bieżących wydarzeń pióra Katarzyny i Andrzeja Zybertowiczów, Jerzego Jachowicza, Wiktora Świetlika, Aleksandra Nalaskowskiego, Witolda Gadowskiego, Wojciecha Reszczyńskiego, Macieja Pawlickiego, Bronisława Wildsteina, Andrzeja Rafała Potockiego czy Marty Kaczyńskiej.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 18 marca br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/438344-w-nowym-sieci-nie-boje-sie-walczyc-o-dobre-imie-polski