Lepiej, że pan prezes Kaczyński zajmuje się walką z masturbacją niż walką z konstytucją
— wypalił Paweł Rabiej, komentując podczas konferencji prasowej w Sejmie ostatnie spory wokół karty LGBT+ podpisanej przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego.
Głupawy rechot zostawmy jednak na boku, bo sprawa ma swoje znaczenie polityczne. Zastępca prezydenta Warszawy wraz z innymi działaczami Nowoczesnej przekonywali - podobnie jak jego szef kilka dni temu przed kamerą wPolsce.pl - że w zasadzie nic wielkiego się nie dzieje, a ukłony i ułatwienia dla radykalnych środowisk feministycznych to tylko takie tam tolerancyjne opowiastki.
Szczerze mówiąc, po tym jak nowy prezydent Warszawy podpisał wspomniany dokument, zapowiadając szereg ułatwień (w tym także finansowych i administracyjnych) dla organizacji spod szyldu LGBT, jasne było, że temat lada moment stanie się ogólnopolski. Przypomnijmy, z deklaracji zarówno pana prezydenta, jak i innych uczestników konferencji wynika, że w Warszawie - na koszt podatnika - powstaną takie inicjatywy jak specjalny hostel dyskryminacyjny (z przeznaczeniem dla osób LGBT), centrum kultury (również z czteroliterowym skrótem zakończonym plusem), będą też pełnomocnicy ds. praw osób LGBT w ratuszu, edukacyjne programy dla najmłodszych w szkołach (z wydelegowanymi specjalnymi pracownikami), a nawet pomoc dla drużyn sportowych, które chciałyby występować właśnie pod szyldem czterech literek (i niekoniecznie chodzi o CWKS). Całość kosztów? Nieznana, szacunki w ratuszu dopiero trwają.
WIĘCEJ: Co nam mówi zwrot prezydenta Trzaskowskiego w skrajne lewo. LGBT+ zamiast 500+? A czemu nie?
W szeregach Prawa i Sprawiedliwości musiałoby zabraknąć elementarnego wyczucia polityki, by nie wykorzystać tej okazji. Z dwóch powodów. Po pierwsze, co wbrew pozorom nie jest bez znaczenia, to jest realny temat, który leży na sercu wielu politykom PiS. To poczucie prawdziwej, wcale nie teatralnej obawy o to, że za chwil parę obudzimy się w mieście (kraju), gdzie wspomniani akapit wcześniej „pełnomocnicy środowisk LGBT” będą w szkołach dziwnego rodzaju komisarzami, a z semestru na semestr coraz odważniej i skuteczniej będzie to również widać w programie nauczania.
Myślę zresztą, że trafnie - i na chłodno - rozpoznano tutaj emocje społeczne, które nie leżą po stronie prezydentów Trzaskowskiego i Rabieja, nie mówiąc o kolorowych przedstawicielach społeczności LGBT. Nie ma też co kryć - z premedytacją rozkręcono temat, celnie diagnozując, że to sprawa, która może pomóc zgromadzić pewną część elektoratu przy urnach wyborczych.
Ale jest jeszcze kontekst czysto polityczny, dotyczący takiego, a nie innego stanu, w jakim znajduje się Platforma Obywatelska i cała Koalicja Europejska lepiona z mozołem przez Grzegorza Schetynę. Trzeba powiedzieć sobie wprost - sprawa podpisywanych kart, ułatwień, ulg i promocji skrajnie lewicowych instytucji i organizacji jest nie na rękę wielu członkom tego (i tak trudnego) sojuszu. Nawet posłowie wrócą przecież do swoich powiatów, gmin, miejscowości, wreszcie - do wyborców, a pytań przecież nie zabraknie.
Niechęć do tak radykalnego skrętu w lewo, otwartej wojny z Kościołem i politycznych flirtów z organizatorami Parad Równości, dobrze widać w pretensjach i żalach pani poseł Joanny Scheuring-Wielgus, która przyznała, że jej start z list Koalicji Europejskiej (w wyborach do PE) zablokowali wspólnie politycy PSL z niektórymi przedstawicielami Platformy.
Byłam namawiana do tego, by startować w KE. Kilkakrotnie spotkałam się z Grzegorzem Schetyną - na jego prośbę. Rozmawiałam z innymi liderami… W związku z tym, że przez dwa tygodnie nie byłam w Warszawie i zajmowałam się chorymi dziećmi, chciałam sprostować kilka nieprawd. (…) Na prośbę Schetyny prowadziłam z nim rozmowy, nic się nie zmieniło, a później będąc w Toruniu dowiedziałam się, że jestem kłopotem dla KE. Nie chcę być kłopotem, obciążeniem. (…) Jeżeli komuś w Platformie przeszkadza, że spotkałam się z papieżem Franciszkiem, to nie chcę być w grupie takich osób. Jest kilka rzeczy, które mnie w KE szokują - poglądy zaściankowe. Jakiś czas temu lider PSL powiedział, że PO, PSL i PiS mają takie same wartości. Dziwię się, że nikt z Platformy nie zaprzeczył temu, co powiedział Władysław Kosiniak-Kamysz. Dziwię się, że nikt nie zaprzeczył temu, że Kosiniak planuje koalicję z PiS
— żałowała pani poseł.
Grzegorz Schetyna w dość nieoczekiwany sposób znalazł się w politycznych kleszczach. Z jednej strony taka, a nie inna dynamika wymusza na nim rywalizację z Robertem Biedroniem i jego Wiosną. Stąd zapewne tak widowiskowy zwrot prezydenta Trzaskowskiego w lewo, sojusz Platformy z ruchem Barbary Nowackiej, licytacja na postulaty (związki partnerskie, aborcja, etc.) z głośną partią Biedronia.
Platforma może i nawet nie miałaby większego problemu z przyklejeniem się do lewej ściany, gdyby nie politycy PSL - świadomi tego, że to polityczny miecz wiszący nad ich głowami - i część własnej partii, której tak po prostu nie po drodze z radykalnie lewicowymi postulatami. Oczywiście, że tacy politycy jak Antoni Mężydło czy Bogusław Sonik nie nadają dziś tempa Platformie, ale ich głosów kierownictwo zlekceważyć zupełnie nie może, tym bardziej, że na intuicyjnym poziomie podziela je naprawdę solidne grono parlamentarzystów PO, którzy nie chcą brać udziału w ideologicznej hucpie.
Może gdyby prezydent Trzaskowski nie otworzył przyłbicy na całego, a zasugerował jedynie jakieś dyskusje czy pogadanki w szkole - z udziałem psychologów, seksuologów, pedagogów, to sprawa nie miałaby tak dużego echa. Nikt nie kiwnąłby nawet palcem, ewentualnie co najwyżej przyjrzałby się temu, jak takie spotkania są prowadzone. A tak można być pewnym, że każda złotówka wydana na organizacje LGBT (na dzień dobry mówi się o przyznaniu im działki na prowadzenie hostelu) będzie osiem razy oglądana przez radnych opozycyjnego PiS. Każdy podejrzany transfer gotówki będzie potwierdzeniem radykalnego skrętu w lewo Platformy. Z drugiej zaś strony kierownictwo PO nie może w oczywisty, łatwy i niegenerujący strat sposób wycofać się z całej tej zabawy. Po pierwsze dlatego, że tylko czeka na to Robert Biedroń, po drugie - brak wiarygodności, choćby konkretnego zdania polityków PO w poszczególnych tematach (od 500+ przez politykę migracyjną) i tak już mocno uderza w Platformę.
Efekt całego zamieszania jest taki, że Jarosław Kaczyński po raz kolejny wyznaczył pole, na którym będzie toczyć się gra w najbliższych tygodniach. Do boiska postulatów konkretnych (500+, trzynasta emerytura, etc.) dorzucił plac gry ideowej. Oczywiście, że i tutaj są pewne ryzyka (przegrzanie tematu, pokusa sięgnięcia po prostacką homofobię), ale każdy, także polityczny mecz, bezpieczniej grać na własnym boisku, spychając rywala do defensywy. W tej logice podniesienie tematu jest dość naturalne.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/437479-sprawa-lgbt-czyli-oboz-iii-rp-w-politycznych-kleszczach