Autorzy Deklaracji LGBT przyznają, że konsultowali jej treść w dialogu ze społecznością LGBT+, a więc pominęli pozostałą część społeczeństwa Warszawy – piszą w opublikowanym wczoraj stanowisku dwaj stołeczni biskupi: metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz oraz metropolita warszawsko-praski bp Romuald Kamiński.
Chodzi oczywiście o podpisaną przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego deklarację „Warszawska polityka miejska na rzecz społeczności LGBT+”, a zwłaszcza o zawarte w niej koncepcje zmierzające do faktycznej promocji zachowań homoseksualnych wśród młodzieży szkolnej. Trudno nie dostrzec, że pomysł tzw. edukacji antydyskryminacyjnej i seksualnej w szkole narusza wyłączne kompetencje i prawa rodziców do wychowania ich dzieci zgodnie z własnym światopoglądem. Warszawski ratusz nie skonsultował tego z samymi zainteresowanymi ani z ich rodzicami, ale zamiast tego – wraz ze środowiskami LGBT – podjął autorytatywną decyzję o tym, w jaki sposób powinno się w Polsce kształtować młodzież. Podobnie jest również z zamysłem narzucania tzw. klauzul antydyskryminacyjnych przedsiębiorcom jako warunku zawarcia przez nich umowy biznesowej z miastem. Tu też nikt nie pytał przedsiębiorców, czy odpowiada im taka polityka. O wszystkim – bez pytania innych o opinię – zdecydowały władze miasta wspólnie z aktywistami LGBT.
Można się zżymać na to, że kardynał Nycz dopiero teraz przejrzał na oczy, bo jeszcze niedawno „dziękował Panu Bogu” za prezydenturę Hanny Gronkiewicz-Waltz, nie chcąc najwyraźniej dostrzec, w jakim kierunku nieuchronnie zmierzają rządy PO w Warszawie, ale dziś chyba już dostrzegł, jak krótkowzroczny był to alians. Do słów biskupów odniósł się zresztą Bartłomiej Sienkiewicz, który – zgodnie z obecną linią polityczną Platformy – zadrwił dziś na Twitterze, że „w Polsce najgorętszymi obrońcami rodziny i dzieci są Jarosław Kaczyński i biskupi. W obu przypadkach kompetencje są zerowe.” „Pełna zgoda. Dość mądrzenia się bezdzietnych polityków i biskupów! Oddajmy głos ekspertom: Robertowi Biedroniowi i Pawłowi Rabiejowi” – celnie odpowiedział mu dziennikarz Marcin Makowski.
Nie ma dużej przesady w stwierdzeniu Tomasza Poręby podczas dzisiejszej konwencji PiS w Jasionce, że „gra toczy się o wielką stawkę: jak będzie wyglądała Polska za 10, 20, 30 lat, kto będzie wychowywał nasze dzieci, kto będzie sprawował władzę w oparciu o jakie wartości i o jakie podstawy.” Oczywiście Polacy mają dziś wolny wybór, mogą zdecydować, jakiej chcą przyszłości, ale muszą mieć świadomość konsekwencji tego wyboru. Bo może się okazać, że potem nikt nie będzie ich już pytał o zdanie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/437285-dzis-mamy-jeszcze-wybor-nasze-dzieci-moga-go-nie-miec