Dlaczego lider Skaldów reagował na wezwanie Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku, skoro nigdy nie chciał mieć nic wspólnego z polityką?
9 marca 2019 r. ogłaszani są tegoroczni laureaci muzycznych nagród Fryderyki. Galę zorganizowaną w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach transmituje TVN. Złotego Fryderyka za całokształt twórczości przyznano grupie Skaldowie. Pewnie z tej okazji „Gazeta Wyborcza” przeprowadziła wywiad z twórcą i liderem Skaldów, znakomitym muzykiem Andrzejem Zielińskim. Czytałem tę rozmowę z rosnącym zdumieniem. Zresztą już na początku „Gazeta Wyborcza” zadbała o odpowiednią dramaturgię dając tytuł „Dobra zmiana nie lubi Skaldów”. A potem mieliśmy kolejne odsłony wielkiej konspiracji wymierzonej w Skaldów. Ale po kolei.
Rozumiem, że artyści są przewrażliwieni na punkcie własnej twórczości, a już szczególnie jej wykorzystywania przez innych, bo prawa autorskie są święte. Tyle że w wypadku lidera Skaldów mamy do czynienia chyba z czymś więcej niż z przewrażliwieniem. Oto podczas kampanii samorządowej jesienią 2018 r. na wiecu PiS w Nowym Sączu występował Tomasz Wolak, śpiewający piosenki Skaldów. We wspomnianym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Andrzej Zieliński tak to opisuje: „Przed wyborami samorządowymi w ‘Szkle kontaktowym’ w TVN 24 zobaczyłem, jak pewien człowiek na konwencji PiS-u w Nowym Sączu, z podobną do mojej fryzurą, wykonuje mój mniej znany utwór „Dam się wygwizdać na stadionach”, skomponowany do tekstu Leszka Aleksandra Moczulskiego. (…) To protest song, który był hołdem dla działalności pierwszej ‘Solidarności’. A teraz wykorzystano ją w kontekście wiecu partyjnego. Zaprotestowałem, bo nikt nie pytał mnie ani zespołu Skaldowie o pozwolenie”. W październiku 2018 r. Andrzej Zieliński tak mówił o incydencie: „My tego pana kojarzymy od dawna z wykonywania naszych utworów. Ale sprzeciwiamy się ich graniu w kontekście politycznym. Stąd nasz protest. (…) Jestem oburzony, że ten utwór zagrano w takim kontekście”.
Lider Skaldów znał Tomasza Wolaka z wykonywania utworów Skaldów, tyle że tym razem nie odpowiadał mu „kontekst polityczny”. Co znaczyłoby, że przy okazji tego wykonywania wcześniej chyba nie dochodziło do naruszenia praw autorskich, gdyż Skaldowie zastrzegliby, żeby Tomasz Wolak ich utworów nie śpiewał. Albo nie mieli z tym problemów. Prawa własności są jednak święte i nikt nie powinien ich oczywiście naruszać. Przypuszczam jednak, że Tomasz Wolak wystąpił z repertuarem, z jakim zwykle występuje, nawet się nie zastanawiając, czy Skaldom to się podoba czy nie. A Skaldowie mieli pełne prawo, żeby im się nie podobało. Tylko trudno tu mówić o jakiś spisku przeciwko Skaldom, skoro Tomasz Wolak zwykle śpiewał ich utwory, więc zaśpiewał także na wiecu.
Jeśli Skaldowie czy Andrzej Zieliński zakwestionowali kontekst użycia ich utworu (po fakcie), powinni się doczekać przeprosin. A wręcz powinni zostać zapytani wcześniej, ale nie sądzę, żeby Tomasz Wolak kiedykolwiek to zrobił grając utwory Andrzeja Zielińskiego. To zły zwyczaj, ale w Polsce dość powszechny. Nie tylko zresztą w Polsce. Gdy we wrześniu 2018 r. kandydat na burmistrza Różana Janusz Chojnowski podczas wiecu PiS w Ostrołęce zaśpiewał piosenkę Budki Suflera „Piąty Bieg”, a zespół wydał oświadczenie, że nie wyrażał zgody na wykorzystanie piosenki, kandydat muzyków przeprosił.
Incydent z Tomaszem Wolakiem stał się pretekstem do rozwinięcia spiskowej teorii o prześladowaniu Skaldów przez Telewizję Polską. Tak o tym mówi Andrzej Zieliński: „W 2016 r., gdy Telewizja Polska po raz pierwszy organizowała sylwestra na Podhalu, dostaliśmy od władz Zakopanego zaproszenie na tę imprezę. Jednak niedługo później przekazano nam, że na nasz udział nie zgodziły się władze TVP. Samorządowcy nawet nas przepraszali, ale twierdzili, że nic nie mogą zrobić”. Jak rozumiem, Skaldowie nie sprawdzali tego u źródła, czyli w TVP, tylko przyjęli za fakt to, co ktoś powiedział. I uznali, że „w to się wmieszała jakaś polityka, choć nie bardzo rozumiem, z jakiego powodu, bo my się przecież politycznie nie udzielamy”.
Jaka polityka wmieszała się w działalność Skaldów i co ma z tym wspólnego TVP? Andrzej Zieliński wyjaśnia, że chodzi o politykę zakopiańską, co dla lidera Skaldów jest tym boleśniejsze, że „czuje się związany z Zakopanem”, a jego „mama była góralką z Zakopanego, cała jej rodzina pochodzi spod Tatr”. „Zakopane to jest miejsce, gdzie są bardzo silne naciski polityczne, nawet w takiej dziedzinie jak folklor. Przecież na jednym z ostatnich Międzynarodowych Festiwali Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem organizatorzy wykluczyli z uczestnictwa dwóch znakomitych regionalistów podhalańskich, Jana Karpiela-Bułeckę i Krzysztofa Trebunię-Tutkę, dlatego że wcześniej na koncercie dudziarzy nie chcieli grać na dudach podhalańskich prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Nie chcieli, bo się obawiali, że z tego koncertu dudziarzy partyjni działacze zrobią wiec polityczny pod szyldem PiS-u. Nieprawdopodobna sytuacja” – stwierdził Andrzej Zieliński. Czyli granie na dudach w obecności prezydenta RP to „wiec polityczny pod szyldem PiS-u”. Bardzo to oryginalna interpretacja: zarówno w wydaniu Andrzeja Zielińskiego, jak i przywołanych przez niego muzyków, choć ich opinii nie można być pewnym tylko na postawie relacji muzyka Skaldów. Ciekawe, czy tak samo zinterpretowałby tę sytuację, gdyby chodziło o prezydenta Bronisława Komorowskiego i Platformę Obywatelską?
Teoria spiskowa przechodzi następnie z Zakopanego na Stadion Narodowy w Warszawie i koncert z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości. „Pominięto nas i na tym koncercie, choć Skaldowie od ponad 50 lat grają w niezmienionym składzie, co jest ewenementem nie tylko w Polsce, na świecie niewiele jest takich grup. Nasz „Kulig” na Stadionie Narodowym zaśpiewała Maryla Rodowicz. Jednak dla oryginalnego wykonawcy, czyli Skaldów, organizatorzy nie znaleźli miejsca. Józef Skrzek śpiewał na tym koncercie „Dziwny jest ten świat” Czesława Niemena. No, ale Niemen już nie żyje. A my żyjemy i ciągle gramy. Tylko w TVP zdają się tego nie zauważać”.
Problemem jest chyba to, że Andrzej Zieliński nie zauważył koncepcji koncertu z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości, gdzie zasadą było wykonywanie znanych utworów przez innych i w nowej aranżacji. Własne utwory na tym koncercie zaśpiewali tylko Jan Pietrzak oraz Stanisława Celińska. „Żeby Polska była Polską”, czyli swoisty hymn, w takim dniu bez Jana Pietrzaka jest bardzo trudny do wyobrażenia, a wręcz niemożliwy. A „Modlitwa o pokój” Stanisławy Celińskiej była po prostu premierą jej utworu. Jeszcze tylko Muniek Staszczyk włączył się w inne wykonanie i aranżację utworu T.Love „To wychowanie”. Natomiast swoich „kultowych” utworów nie wykonali działający przecież wykonawcy: „Białego krzyża” - Czerwone Gitary (śpiewali Skubas, Jan Radwan i Maciej Starnawski), „Arahji” – Kult (śpiewała Ewa Farna) czy „Chcemy być sobą” - Perfect (śpiewał Krzysztof Cugowski). Ale Andrzej Zieliński wie, że „TVP nas nie chce”, choć „nikt nam nic oficjalnie nie powiedział na ten temat”. To skąd lider Skaldów to wie? Skąd przypuszczenie, że „może szefowie telewizji wyczuli, że jakoś nie bardzo jesteśmy zwolennikami partii obecnie rządzącej Polską”? A Może jest odwrotnie: Skaldowie i Andrzej Zieliński nie są „zwolennikami partii obecnie rządzącej Polską”, dlatego uważają, że są prześladowani, choć nikt ich nie prześladuje. Lider Skaldów nie wie, „z czego wynika to podejście TVP. To trochę wygląda tak, jakby był jakiś nieformalny zapis na naszą twórczość”. A może to Skaldowie mają zapis na Telewizję Polską, skoro w pozytywnym kontekście występuje u ich lidera wyłącznie TVN i TVN 24?
Prześladowania Skaldów mają zresztą długą historię. Jak mówi sam Andrzej Zieliński: „największa afera wybuchła w 1969 r. Graliśmy na festiwalu w Sopocie. Nagle w amfiteatrze padło nagłośnienie. Zeszliśmy więc ze sceny. Nie wiedzieliśmy, że dźwięk ciągle docierał do telewidzów. W telewizji wyglądało to więc tak, jakbyśmy się zbuntowali i postanowili dalej nie grać w Sopocie. Koncert oglądał towarzysz Cyrankiewicz, któremu bardzo to się nie spodobało. Zrobiła się straszna chryja – organizatorom zależało na naszym występie, bo już rok wcześniej nie dotarliśmy do Sopotu z powodu wypadku autokaru. Na drugi dzień zostałem wezwany do Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku. Groziło nam odwołanie naszego wyjazdu na tournée do Stanów. By się bronić, zorganizowaliśmy konferencję prasową na statku płynącym na Westerplatte. Dziennikarze na szczęście stanęli po naszej stronie i przekazywali, zgodnie z prawdą, że to ktoś z obsługi technicznej koncertu przez przypadek wyjął wtyczkę od nagłośnienia”. Dlaczego lider Skaldów reagował na wezwanie Komitetu Wojewódzkiego PZPR, skoro nigdy nie chciał mieć nic wspólnego z polityką, a chyba tym bardziej z komunistami? Skąd Andrzej Zieliński wie, jak i czy w ogóle zareagował ówczesny premier Józef Cyrankiewicz? I co to mogło Andrzeja Zielińskiego obchodzić, skoro nigdy nie chciał się politycznie identyfikować?
Sam lider Skaldów ujawnia, że powodem była zgoda władz na zagraniczne występy. Takie jak te w 1968 r., gdy „po trzech latach istnienia Skaldów – pojechaliśmy do Związku Radzieckiego z Ewą Demarczyk. Graliśmy tam nasze utwory i akompaniowaliśmy Ewie razem z Zygmuntem Koniecznym, który był jej kompozytorem i pianistą. Trasa trwała dwa miesiące”. Niezaangażowani politycznie muzycy Skaldów dostali „urlopy dziekańskie na czas występów za wschodnią granicą”, gdyż „zabiegał o to u rektora minister kultury, bo władze postrzegały tę naszą podróż jako bardzo ważną promocję polskiej kultury w ZSRR”. Chodziło tylko o promocję polskiej kultury, a pomoc komunistycznego ministra Lucjana Motyki, zapewne znanego melomana, choć bez żadnego wykształcenia, była bezinteresowna i bezpartyjna. Co innego obecnie. Jak stwierdza Andrzej Zieliński: „Dzisiaj w Polsce dzieją się w polityce jakieś dziwne rzeczy, o których bym nie pomyślał, że jeszcze mogą się wydarzyć. Znów o wszystkim chce decydować tylko jedna partia, która próbuje sobie wszystko podporządkować, także w dziedzinie kultury. Nawet to, które zespoły mogą występować w mediach publicznych”. Dlatego on nie chce mieć z tą władzą i z tą partią nic wspólnego. To przecież nie ta klasa, co komuniści i ich minister Lucjan Motyka, którzy mieli na względzie tylko „promocję polskiej kultury”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/437258-dla-lidera-skaldow-obecna-wladza-jest-gorsza-niz-komunisci