„Największy strajk nauczycielski od 1989 roku” - grzmią Sławomir Broniarz i media związane z opozycja totalną. Czy rzeczywiście większość szkół stanie po stronie Związku Nauczycielstwa Polskiego? O tym przesądzi referendum, ale liczby są dla Broniarza bezlitosne.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:Wiadomo, kiedy rozpocznie się strajk nauczycieli. ZNP domaga się 1000 zł podwyżki dla pracowników oświaty
Jak wynika z danych, do których dotarła nasza redakcja tylko około 22 proc. szkół weszło w spór zbiorowy. To dane zebrane przez Państwową Inspekcję Pracy i poszczególne kuratoria oświaty.
Zgodnie z procedurą, w spór zbiorowy wchodzą nauczyciele danej placówki po przeprowadzeniu referendum strajkowym ze swoim pracodawcą, w tym wypadku z dyrektorem szkoły lub placówki oświatowej. Związkowcy żądają podwyżki, która dla większości pedagogów ze stopniem awansu nauczyciela dyplomowanego (ok. 63 proc. wszystkich nauczycieli), ma przynieść wzrost wynagrodzenia o ok. 1 800 zł. Łączny koszt takiego żądania to ok. 14 mld zł. w rocznym budżecie państwa!
Warto też dodać, że przystąpienie do strajku, na dwa dni przed egzaminem gimnazjalnym, może mieć różny charakter i formę – od oflagowania szkoły, po przyjście do pracy np. w żółtej kamizelce.
Jak się okazuje sam Związek Nauczycielstwa Polskiego dostrzega problem ewentualnych pozwów cywilnych, które rozważają rodzice. Coraz więcej takich opinii można znaleźć na forach rodzicielskich i podczas rozmów z rodzicami. Stąd poważnie myślą o pozwach cywilnych. Co więcej, art. 17. ust. 3 „Ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych” mówi, że „przy podejmowaniu decyzji o ogłoszeniu strajku podmiot reprezentujący interesy pracowników powinien wziąć pod uwagę współmierność żądań do strat związanych ze strajkiem”. W tym wypadku istnieje realna obawa zakłócenia przez strajk egzaminów zewnętrznych. Może to być oceniane z punktu widzenia art. 70 Konstytucji RP, jako naruszenie prawa do nauki i obowiązku nauki, który trwa do 18 roku życia.
Część prawników i rodziców przyjęła z dużym zdziwieniem wczorajszy, kategoryczny, komunikat ZNP, że strajk jest w pełni legalny. Inną budzącą wątpliwość prawną kwestią jest żądanie podwyżki dla pracowników administracji szkolnej, bo w tym wypadku, stroną, która miałaby spełnić oczekiwania ZNP, jest samorząd. Być może wielu włodarzy miast nie zdaje sobie z tego sprawę, że żądania te, zapewne słuszne, mocno obciążą ich budżety.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:Co za hipokryzja! Szefowa MEN ujawnia kulisy spotkań ze związkowcami: Pan Broniarz pojawił się raz, a było ich kilkadziesiąt
Zdenerwowanie rodziców jest zrozumiałe. Jak wynika z opublikowanych ostatnio sondaży, większość z nich nie akceptuje tej formy protestu, szczególnie w tak ważnym dla dzieci czasie, jakim są egzaminy ósmoklasisty, gimnazjalny czy maturalnym. Według badania IBRIS z 18 i 19 lutego 2019, 70 proc. Polaków jest przeciw takim działaniom. Dodatkowo, według sondażu Ariadna, takiej formy nie akceptuje aż 60 proc. wyborców Platformy Obywatelskiej i 73 proc. wyborców Prawa i Sprawiedliwości.
Wiele wskazuje zatem na to, że nauczycielskie związki zawodowe walcząc o swoje prawa, zapomniały w tym wszystkim, dla kogo jest szkoła. Sławomir Broniarz nie kryje swoich intencji, sam przecież kilka dni temu stwierdził, że protest „musi być bolesny”. Walka o większe pieniądze dla nauczycieli (które zresztą zostały już wypłacone, a kolejne podwyżki będą od września tego roku) staje się ważniejsza od dobra dzieci.
ZOBACZ TAKŻE:
WB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/436981-strajk-nauczycieli-22-proc-szkol-weszlo-w-spor-zbiorowy