Gwiazdy futbolu się szanują, w przeciwieństwie do profesorów. I szanują tych, dla których pracują, też w przeciwieństwie do profesorów.
Sądziłem, że nic mnie już w wydaniu polskich naukowców nie zaskoczy, ale byłem – jak mawia klasyk Lech W. – „w mylnym błędzie”. I zaskoczył mnie ktoś, kogo kompletnie o to nie podejrzewałem. Oto 5 marca 2019 r. w tygodniku „Polityka” ukazała się rozmowa z prof. Pawłem Śpiewakiem, socjologiem, historykiem idei, dyrektorem Żydowskiego Instytutu Historycznego. I zapowiedź tej rozmowy na stronie tygodnika rozpoczynała się nie od pytania dziennikarki (Martyny Bundy), lecz od pytania/stwierdzenia prof. Śpiewaka: „Zauważyła pani, że nawet Messi odnotował istnienie Polski?”. „Co powiedział?” – dociekała Bunda. „Że to taki faszystowski kraj” – uświadomił ją profesor. „Jeśli to nie fake news, zapewne właśnie tego dowiedział się ostatnio z dyskusji wokół Polski” –skromnie zastrzegła przedstawicielka „Polityki”.
Rozmowy w prasie są autoryzowane, więc zarówno prof. Paweł Śpiewak, jak i Martyna Bunda mieli wiele okazji, żeby sprawdzić, co jedno niby cytuje, a drugie przyjmuje do wiadomości, choć z odrobiną ostrożności. Skoro ukazało się to, co się ukazało, nikt sobie trudu sprawdzenia nie zadał albo nie chciał zadać. Rzekomy cytat z Lionela Messiego wygląda w całości tak: „O Polsce i Polakach wiem tylko tyle, ile obejrzę w telewizji albo hiszpańskich gazetach. Wiem, że to faszystowski kraj. W telewizji widziałem marsze nazistów skandujących hasła antysemickie, rasistowskie i homofobiczne. Cieszę się, że z Polska mam mało wspólnego. Argentyna, całe szczęście, nie jest w Europie, więc nie musiałem grać na Euro 2012 w tym faszystowskim kraju”. Można go znaleźć na „naukowym” portalu wiocha.pl. I jest oczywistym „ociężałym dowcipem”, a nie cytatem. Leo Messi nigdy takiego idiotyzmu nie wypowiedział, a wręcz jest niemożliwe, żeby wypowiedział.
Jeden z najwybitniejszych współczesnych sportowców na świecie, najlepszy piłkarz na świecie nie wypowiada żadnych głupawych ocen na temat żadnego kraju czy narodu. Nie robi tego, bo ma sztab doradców i bardzo dba o każde słowo, które nie dotyczy piłki, a praktycznie nie wypowiada się na inne tematy niż futbol. Jeśli już, to w sprawach nie mających związku z oceną konkretnego państwa czy narodu. Czasem komentuje jakieś międzynarodowe wydarzenia, ale nie w kategoriach, które zawiera „ociężały dowcip” o Polsce. Żeby być sportowcem tej klasy, co Messi, trzeba mieć poukładane w głowie i Argentyńczyk taki jest. Każdy, kto choćby liznął kulisy współczesnego sportu czy konkretnie futbolu w wykonaniu największych gwiazd nawet bez uruchamiania internetowej wyszukiwarki wiedziałby, że Lionel Messi nie powiedziałby tego, co niby powiedział. Powinien to wiedzieć także profesor socjologii, powinna też dziennikarka. I jest prawdopodobne, że oboje wiedzieli, że to kompletna brednia i fałszywka.
Rozmowa „Polityki” dotyczyła „polskiego antysemityzmu i anty-antysemityzmu”, więc raczej nie powinniśmy oczekiwać poziomu „Pudelka” czy wiocha.pl. Jeśli profesor z autentycznym dorobkiem naukowym przywołuje coś, co jest absolutną brednią, nieprawdopodobieństwem i fałszerstwem, to albo coś szwankuje w jego warsztacie naukowca, albo robi to celowo, wiedząc, że Messi nie mógł czegoś równie kuriozalnego powiedzieć. To samo dotyczy warsztatu i świadomości dziennikarki prowadzącej rozmowę. Jest oczywiście możliwe, że profesorowie zeszli już na ten poziom, gdzie niczego się nie sprawdza i podaje dowolną brednię z trzeciej, czwartej czy nawet piątej ręki, byleby mieć coś, co przyciąga uwagę. Ale wtedy z polskimi naukowcami byłoby jeszcze gorzej niż można było przypuszczać.
Istota rzeczy polega na stwierdzeniu „nawet Messi”, co ma dowodzić, że skoro nawet do gwiazd futbolu dotarły wieści o „faszystowskiej Polsce”, musi to być przekonanie globalne. Czyli czymś udowodnionych jest, że Polska jest powszechnie odbierana jako „taki faszystowski kraj”. Oczywiście stoją za tym klasyczne błędy logiczne, czyli przynajmniej wynikające z argumentum ad populum (prawdziwe czy słuszne jest to, co sądzi jakaś zbiorowość), argumentum ad numerum (prawdziwe czy słuszne jest to, co sądzi duża liczba osób) oraz argumentów ad verecundiam (prawdziwe czy słuszne jest to, co twierdzi jakiś autorytet). Masowy odbiorca błędów logicznych może nie wychwytywać (wiadomo jaki jest w Polsce poziom nauczania matematyki i logiki), ale od profesora (nawet socjologii) można wymagać, żeby ich nie popełniał, czyli, aby nie używał fałszywych argumentów w dowodzeniu. Nie o argumenty tu chyba jednak chodzi, lecz o łatwiznę wynikającą albo z intelektualnego lenistwa albo z ideologicznego zacietrzewienia. Jedno i drugie naukowcowi nie przystoi, bo jest najzwyczajniej szalbierstwem.
Na żadnym etapie przygotowania rozmowy z prof. Pawłem Śpiewakiem nie zadano sobie trudu (skądinąd wielkiego wysiłku to nie wymagało), by zweryfikować brednie przypisywane Lionelowi Messiemu. Nawet dziecko bawiące się tabletem zorientowałoby się, że to piramidalna bzdura i fałszerstwo. A potem „autorytet” puścił je w świat legitymizując jako coś prawdziwego, bardzo typowego i charakterystycznego dla opisu współczesnej Polski. Dla naukowca to okropna żenada, bo jeśli zrobił to celowo, mógł użyć trybu warunkowego albo sugerować ironię bądź sarkazm czy jakieś figury stylistyczne. Nic z tego. Wszystko było na poważnie. Nawet, a wręcz na pewno Messi, który nie jest profesorem socjologii (choć jest profesorem futbolu) nie zdobyłby się na „numer”, który zastosował Paweł Śpiewak. Mimo wszystko gwiazdy futbolu się szanują (oczywiście z wyjątkami), w przeciwieństwie do profesorów. I szanują tych, dla których pracują (grają), też w przeciwieństwie do profesorów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/436960-nawet-dziecko-zorientowaloby-sieze-cytat-z-messiego-to-fake