„Jak Czarnecki ograł służby” – czytamy na pierwszej stornie „Pulsu Biznesu”. W utrzymanym w sensacyjnym tonie artykule możemy przeczytać, jak to Leszek Czarnecki, by uniknąć rzekomego zatrzymania, uciekł przed służbami specjalnymi za granicę. Z „kotła” wydostać miał się w bagażniku samochodu prowadzonego przez swoją żonę Joannę Pieńkowską – znaną dziennikarkę. ”Sprytny” manewr biznesmena miał pokrzyżować plany prokuratury oraz służb specjalnych. Szkopuł w tym, że nikt nie czyhał na wolność Leszka Czarneckiego i nikt nawet nie planował go zatrzymywać. Gdyby tak było, biznesmen nie miałby szans umknąć przed decyzją prokuratury.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:Czarneckiemu puściły nerwy! Biznesmen przepycha dziennikarza po serii trudnych pytań. Internauci: „Chyba gorąco skoro taki nerwisty”
CZYTAJ RÓWNIEŻ:NOWE TAŚMY! Czarnecki wychwala „zdolności” Giertycha: „Kobiecie powiedział: ‘pani umrze i nie zobaczy ani złotówki’”
Atrakcyjnie napisany artykuł kreuje Leszka Czarneckiego na Bonda polskiego biznesu, który niczym as wywiadu wyrolował poczciwych agentów i prokuratorów.
(…) 8 listopada Leszek Czarnecki potajemnie wyjechał z Polski. Ponieważ wiedział, że jest inwigilowany, zaangażował do całej operacji Jolantę Pieńkowską. Dziennikarka umówiła się na spotkanie u znajomej. W bagażniku samochodu przewiozła tam Czarneckiego, ale jego telefon zostawiono w ich apartamencie. Dlatego służby były przekonane, że biznesmen dalej tam jest. Natomiast Czarnecki na parkingu podziemnym pod mieszkaniem znajomej Pieńkowskiej przesiadł się do innego auta i pojechał do Berlina, skąd odleciał do swojej posiadłości w Miami.
– czytamy w „Pulsie Biznesu”.
Następnego dnia Czarnecki i Pieńkowska zgodnie z planem mieli odlecieć do Izraela. Dla organów ścigania jest to istotny kierunek, bo z tym krajem Polska nie ma podpisanej umowy o ekstradycji. Kiedy pod apartament biznesmena i dziennikarki podjechał kierowca, żeby odwieźć ich na Okęcie, był mocno zaniepokojony, że do auta wsiadła tylko Pieńkowska. Przy czym w jej obecności nie mógł powiadomić przełożonych ze służb, że biznesmen zniknął. Za to dziennikarka miała w torebce telefon męża, więc kiedy została przywieziona na lotnisko, czekało już tam kilku oficerów, którzy chcieli zatrzymać Leszka Czarneckiego. Wtedy okazało się, że zostali wprowadzeni w błąd. Przez około godzinę przesłuchiwali dziennikarkę, po czym pozwolili jej odlecieć do Izraela.
– informuje „Puls Biznesu”.
Ta akcja oraz pojawienie się w mediach afery z udziałem byłego szefa KNF, który miał rzekomo oczekiwać od Czarneckiego łapówki w postaci zatrudnienia przez biznesmena znajomego prawnika, spowodować miały, że zatrzymanie wrocławskiego bankiera miało się okazać niemożliwe. Czy „ucieczka” Czarneckiego do Miami miała jakiś sens? To bardzo wątpliwe. Gdyby zapadła decyzja o zatrzymaniu biznesmena, to żaden bagażnik nie mógłby go uratować. To nie koniec. Insynuacje o rzekomym zatrzymaniu pojawiły się już w listopadzie ubiegłego roku i były dementowane przez służby specjalne. 16 marca minister koordynator służb specjalnych wydał w tej sprawie oświadczenie.
W związku z pojawiającymi się doniesieniami medialnymi informuję, że służby specjalne podległe Ministrowi Koordynatorowi nie podejmowały jakiejkolwiek próby zatrzymania Leszka Czarneckiego. Informacje w tej sprawie są nieprawdziwe.Informuję także, że wobec braku zaistnienia powyższego faktu nie toczy się żadne postępowanie w sprawie wycieku informacji z ABW dotyczących rzekomego zatrzymania Leszka Czarneckiego.
– czytamy w oświadczeniu Rzecznika Prasowego Ministra Koordynatora Służb Specjalnych”
Skąd więc „szpiegowska” operacja z samochodem żony i potajemnym przemieszczaniem się biznesmena? ?Nasi rozmówcy, którzy znają kuli sprawy wskazują na działania Romana Giertycha, adwokata Czarneckiego. Podkreślają też bezsens całej operacji oraz jej humorystyczny wydźwięk.
Pewnie mu naopowiadał o planowanej akcji, a Czarnecki w to uwierzył i dlatego zdecydował się na ruchy rodem z sensacyjnego filmu klasy B. Może zbudował wokół swojego klienta atmosferę zagrożenia, by wzmocnić swoją pozycję?
– mówi się nasz rozmówca.
Gdyby była decyzja o zatrzymaniu, to doszłoby do tego w innym terminie niż 8 listopada 2018 r. Bez znaczenia były te komiczne ruchy z „ucieczką” i bagażnikiem. To historyjka humorystyczna. Inna sprawa, że znany biznesmen, który ucieka z Polski bez jakiegokolwiek powodu może stać się celem niewybrednych żartów.
– dodaje.
Artykuł w „Pulsie Biznesu” to zgrabnie napisana historyjka sensacyjna, wyraźnie kreująca Czarneckiego na wielkiego rozgrywającego w aferze KNF, który pociąga za wszystkie sznurki i jest w stanie wszystkich ograć. Jaka jest rzeczywistość? Ot, przestraszony (miał coś na sumieniu?) i „nakręcony” przez swojego adwokata oraz media finansista przejechał się na Okęcie w bagażniku samochodu żony. Chyba wie o tym sam Leszek Czarnecki, który z każdym dniem robi się bardziej zirytowany. Wczoraj przekonali się o tym dziennikarze TVP, na których rzucił się na ulicy. Słabo, jak na wyrafinowanego „Bonda” polskiej finansjery.
WB
-
Kultowy PREZENT dla prenumeratorów!
Super oferta dla czytelników tygodnika „Sieci”! Zamów i opłać roczną prenumeratę pakietu: tygodnik „Sieci” i miesięcznik „wSieci Historii”, a koszulkę z kultowym już powiedzeniem #JaCięNieMogę otrzymasz GRATIS!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/436951-czarnecki-wykolowal-sluzby-specjalne-bujda-na-resorach